REKLAMA
  1. Autoblog
  2. Testy aut nowych

Mercedes GLS 450 - gdy topowe spotyka się z bazowym. Test szafy w tramwaju

Mercedes GLS 450 ma bazowy silnik. Czy to wystarczy w tak wielkim wozie? Czy GLS to rzeczywiście klasa S w wersji SUV? I czy w ogóle taki samochód ma sens? Sprawdziłem to w dwóch różnych światach.

25.06.2024
8:04
mercedes gls 450
REKLAMA

Na początku czułem się, jakbym wleciał Airbusem A380 do mysiej nory. Mercedes GLS zdołał przerazić mnie już w kilka sekund po tym, jak odebrałem kluczyki i wsiadłem do egzemplarza testowego. Stał zaparkowany w taki sposób, że aby wyjechać z placu, musiałem wykonać kilka akrobatycznych manewrów. Mimo że GLS jest uzbrojony w więcej kamer niż można ich znaleźć na stadionie podczas Euro, to nie było łatwe. Głównie dlatego, że za sprawą swoich wymiarów, największy SUV Mercedesa jest zwyczajnie za duży, jak na miejskie realia Polski.

REKLAMA
mercedes gls 450

Długość 5,21 m, szerokość przekraczająca dwa metry - oto recepta na kłopoty. Z opałów po odbiorze auta udało mi się jakoś wykaraskać, ale później zarówno w garażach podziemnych, jak i na parkingach pod sklepami żałowałem, że GLS-a nie da się wsadzić do pralki i trochę skurczyć. Podjeżdżając wszędzie na milimetry pomyślałem o tych wszystkich, którzy kupują tak wielkie SUV-y tylko do jazdy po mieście. Najpierw zachciało mi się z nich śmiać, a potem zacząłem im współczuć. Gdy poczułem, że jeszcze chwila i zacznę ich rozgrzeszać za parkowanie w niedozwolonych, ale wygodnych miejscach, uznałem, że czas opuścić miasto. Czyli pojechać gdzieś, gdzie GLS poczuje się lepiej.

mercedes gls 450

To Mercedes GLS 450 po liftingu

Lifting był konieczny, bo rywale - czyli przede wszystkim BMW X7 i duży Range Rover - są świeżsi albo mieli już za sobą zabiegi odmładzające. GLS, zwłaszcza w wersji Maybach, wchodzi też na terytorium Bentleya Bentaygi. Przy takich konkurentach trzeba być jak dziewczyna zabiegająca o względy piłkarza - zawsze na topie i w najmodniejszych ciuchach.

Zmiany nie były jednak rewolucyjne. Z zewnątrz widać przede wszystkim inny grill. Teraz bardziej błyszczy. Dodano także nowe funkcje, nowocześniejszy system multimedialny i nieco pogmerano w gamie silnikowej, jednym motorem zabierając konie mechaniczne, a drugim dodając.

GLS wciąż jest jednak przedstawicielem starszej generacji Mercedesów

Starszej, czyli tej bez wnętrza, którego głównym elementem jest gargantuiczny ekran dotykowy. Nie ma tu ani wyświetlacza pionowego, jak w klasie S, ani Hyperscreena, jak np. w EQS-ie. W tym modelu Hyperscreen musiałby zresztą być wielkości ekranu kinowego, by zrobić odpowiednie wrażenie przy tej szerokości wnętrza.

W GLS-ie funkcje można obsługiwać, dotykając ekranu, ale widać, że projektanci stworzyli wnętrze tak, by wygodniej było robić to specjalnym „gładzikiem” na tunelu środkowym. W tym, że wielki SUV należy do poprzedniej generacji Mercedesów, nie ma nic złego. Wręcz przeciwnie - moim zdaniem ma to same plusy.

Klimatyzacja ma osobny panel…

…a różne funkcje można włączać fizycznymi przełącznikami. Jeden z nich ułatwia np. wyłączenie systemu ISA, czyli tego, który irytuje kierowcę, który przekroczył prędkość (da się to zrobić dwoma kliknięciami). W GLS-ie nie zabrakło też systemu obsługi głosowej. Wywołany komendą „Hej, Mercedes” układ wciąż jest jednym z najlepszych tego typu na rynku. Trudno się przełamać, by gadać do auta, ale to sprytny sposób, by zrobić coś szybciej. Niektóre funkcje są głęboko poukrywane w menu.

Starsza logika projektu wnętrza nie oznacza, niestety, że Mercedes jest wzorem pod względem ergonomii. Szczególnie irytujące są przyciski na kierownicy - niektóre z nich to miniaturowe panele dotykowe, sterujące „kursorem” krążącym po ekranie głównym i po tym za kierownicą. Dzieje się to jednak za szybko i można się łatwo pogubić.

Wnętrze GLS-a przypomina pałacową komnatę

Ten SUV bywa określany mianem „S-klasy ze zwiększonym prześwitem”, wskazuje na to zresztą sama nazwa. Uważam, że klasa S jest jednak o poziom wyżej, jeśli chodzi o jakość wykończenia wnętrza - GLS też jednak nie ma się czego wstydzić. Kokpit jest moim zdaniem nawet ładniejszy. Skóra ładnie pachnie, drewno jest przyjemne w dotyku, a jakość plastików nie pozostawia nic do życzenia. Miękkie zagłówki w drugim rzędzie sprzyjają drzemce… chyba że kierowca skorzysta z możliwości zestawu audio firmy Burmester. I znowu - nie wgniata w fotel aż tak, jak ten z klasy S, ale nagłośnienie takiej katedry to przecież trudniejsze zadanie.

Gdy wreszcie postanowiłem wyjechać GLS-em z miasta, zapakowałem do Mercedesa cztery osoby z porządną porcją bagażu. Być może niektórzy potrafią spakować się na dwa tygodnie w kieszenie własnych spodni. Tym razem padło jednak na załogę, która nie wybiera się nawet na weekend bez wzięcia ze sobą połowy zawartości domu i składzika w piwnicy.

GLS 450 w takiej sytuacji pokazuje drugą twarz

mercedes gls 450

To nie jest wóz, który zajmuje masę miejsca, ale w środku jest ciasny jak koszulka z chińskiego bazaru. Tutaj wymiary przekładają się na przestrzeń we wnętrzu - co łatwo docenić już podczas pakowania. Bagażnik ma pojemność 355 litrów… przy rozłożonych trzech rzędach siedzeń. Klik, klik, trzeci rząd się kładzie, a pojemność kufra rośnie do 890 litrów. Nie trzeba się ograniczać - i warto dodać, że w trzecim rzędzie da się posadzić osoby dorosłe i niekoniecznie oznacza to zerwanie z nimi kontaktu.

Mimo ładnych detali, błyszczącego chromu i pachnącej, jasnej skóry, GLS nie jest tylko propozycją dla estetów. To praktyczny samochód - w tej kategorii w gamie Mercedesa bije go chyba tylko klasa V. W europejskiej rzeczywistości, duże rodziny są niejako skazane na SUV-y, bo vanów u nas praktycznie nie ma. GLS pomieści wszystko, co trzeba - tyle że płaci się za to wrażeniami w mieście przypominającymi targanie ze sobą szafy do tramwaju.

mercedes gls 450

Mercedes GLS 450 na trasie czuje się jak ryba w wodzie

Ten samochód teoretycznie radzi sobie nawet w terenie. Pneumatyczne zawieszenie może zwiększyć prześwit do wartości rodem z monster trucków, auto ma też funkcję wygrzebywania się z piachu czy błota. Po jej włączeniu samochód zabawnie się buja, niczym krążowniki z modyfikowanym zawieszeniem w hiphopowym teledysku. Pewnie kojarzycie tę funkcję z viralowych filmików z czasów premiery GLS-a. Wciąż bawi i cieszy.

Żywiołem GLS-a jest jednak trasa. Kierowca może poczuć się jak król, patrząc na dachy innych samochodów. Układ kierowniczy jest precyzyjny, a wóz zaskakuje dynamiką. Mimo wielkich wymiarów prowadzi się pewnie, bez zbędnych przechyłów ani bujania. O masie własnej warto pamiętać podczas hamowania. Auto jest ciche (może odrobinę lepiej wyciszyłbym tylko szum kół), a fotel - wygodny jak ten przed telewizorem. Kilometry mijają niepostrzeżenie. Można by tak jechać i jechać, dopóki pasażerowie nie upomną się o przerwę na wizytę w toalecie. GLS jest gigantyczny, ale tego akurat na pokładzie nie zmieszczono.

Mercedes ma bazowy silnik

Bazowy oznacza jednak w tym wypadku sześciocylindrowe 3.0. Nie ma tu mowy o dwulitrówce, która ledwo dyszałaby pod obciążeniem. Ma 367 KM plus jeszcze 22 KM elektrycznego wspomagania z układu miękkiej hybrydy, obowiązkowego w każdym GLS-ie po liftingu.

Jest bazowy, ale właściwie nie widzę sensu inwestowania w nic większego. Moc jest duża, moment obrotowy (500 Nm) tym bardziej, a w dodatku całość ma rewelacyjną kulturę pracy i świetnie brzmi. Mocniejsze V8 na pewno jeżdżą świetnie, ale mimo że GLS prowadzi się pewnie, 500 albo 600 KM to już może być za wiele, jak na katedrę na kołach. GLS 450 jest szybki, gdy trzeba (6,2 s do setki - jak w hot hatchu), a na co dzień jeździ płynnie, łagodnie i daje tak uwielbiane w drogim SUV-ie wrażenie mocy i potęgi, dzięki odgłosowi i elastyczności.

mercedes gls 450

Jest tylko jeden problem

To silnik benzynowy. Wiecie, co to oznacza w wielkim SUV-ie. GLS dużo pali, bo… musi dużo palić. Na pytanie „ile?” najlepsza odpowiedź brzmi „kilkanaście litrów”. Wszystko zależy od warunków i stylu jazdy, ale liczmy na co najmniej 13, a może i 19 litrów na setkę. W mieście 18 to normalny wynik.

Można by powiedzieć, że to przecież żaden problem w aucie, które kosztuje co najmniej 512 000 zł, a w testowanej odmianie grubo ponad 600 000 zł. Tyle że właściwie tyle samo (533 900 zł i w górę) kosztuje GLS 450d. Literka „d” oznacza oczywiście diesla. Ma 367 KM i imponujące 750 Nm, praktycznie identyczne osiągi i również sześć cylindrów. Dzięki temu równie miło brzmi i wytrąca z ręki przeciwkom diesli argumenty o „klekotaniu”. Spali pewnie z 60 proc. tego, co benzyniak. Nie widzę ani pół powodu, by wybrać silnik benzynowy zamiast diesla. Diesel zapewni większy zasięg, nie zabierając w zamian właściwie niczego.

A czy warto wybrać GLS-a?

REKLAMA

To niezwykle luksusowy SUV z odrobiną klasycznego, „guzikowego” klimatu, stanowiącego tylko zaletę. Jest wygodny, praktyczny i trudno go nie lubić po wybraniu się w trasę. Oferuje zdecydowaną większość uroku Bentleya za jakieś połowę jego ceny. Oczywiście, typowo dla wielkich SUV-ów, czar pryska w mieście. Trudno się dziwić, bo nie można mieć wszystkiego. Apeluję tylko do klientów na GLS-a, by nie marnowali go tylko w terenie zabudowanym i czasem pojadą gdzieś dalej niż do sklepu. A jeśli już się tam wybierają, niech postarają się parkować w liniach. Choć wiem, że to niełatwe.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA