Elektryk kontra auto spalinowe

Popularny mit mówi, że jazda elektrykiem nad morze trwa dwa dni, a do bagażnika warto wrzucić gry planszowe i krzyżówki - na wypadek wielogodzinnego ładowania. Podróżowanie elektrykiem w praktyce wygląda jednak zupełnie inaczej - nie sztuką jest dziś przejechać kilkaset kilometrów na jednym ładowaniu, czy szybko podładować się w trasie. Pod znakiem zapytania wciąż mogą jednak stać koszty takiej operacji. Sprawdziliśmy to na przykładzie typowego wakacyjnego kierunku. Jak w drodze z Warszawy do Gdańska sprawdził się Volkswagen ID.7 i ile kosztował taki przejazd?

Najnowsze, elektryczne auta potrafią ładować się z piorunującą mocą, bez zająknięcia przejeżdżają po kilkaset kilometrów na jednym ładowaniu i oferują komplet zalet, o których jeszcze 5-10 lat temu kierowcy EV mogli pomarzyć. Postęp dokonuje się w tej kwestii tak szybko, że dziś zamiast pytania "czy dojadę" warto postawić inne - "ile będzie to kosztować?". Infrastruktura ładowania przy wielu kluczowych trasach w Polsce występuje już na tyle często, że samo dojechanie do miejsca docelowego nie będzie większym problemem. Oczywiście, bez ładowarki w miejscu docelowym (np. w hotelu lub na działce) o wygodzie nie ma mowy, ale także w tej kwestii zmiany zachodzą bardzo szybko. Żeby ustalić, czy elektryk faktycznie jest sposobem na wygodne i niedrogie podróżowanie, Volkswagen zaprosił nas do bezpośredniego porównania. W szranki stanęły w nim Volkswagen ID.7 i Cupra Ateca.

Reklama
Elektryk kontra auto spalinowe / dziennik.pl / Volkswagen
Elektryk kontra auto spalinowe / dziennik.pl / Volkswagen

Volkswagen ID.7 to nowy elektryk niemieckiej marki

Zanim przejdziemy do meritum, słowo o samym elektryku. Nowy ID.7 nie został wybrany do testu przypadkowo - stanowi bowiem szczytowe osiągnięcie marki w kwestii napędu typu BEV i jest jednym z najlepszych elektryków koncernu, dostępnych obecnie na rynku. Po pierwsze - to opływowy sedan. Po drugie - duży rozstaw osi pomaga osiągnąć komfort jazdy godny segmentu limuzyn. Wreszcie po trzecie - najnowsza generacja auta to również najświeższe portfolio systemów wsparcia kierowcy. 286-konne auto proponuje świetne osiągi, a ile potrafi przejechać na pełnym naładowaniu?

Zasięg ID.7 robi wrażenie, bo według normy WLTP, w cyklu mieszanym wynosi aż 621 km dla wersji Pro. Auto nie będzie nas jednak oszukiwać, że jazda na drodze szybkiego ruchu nie wpłynie na ten rezultat - po ustawieniu celu w fabrycznej nawigacji, prognoza od razu zostaje zaktualizowana. Widzimy, że wynosi wciąż przyzwoite 450 km. Czas ruszać w trasę.

Elektryk kontra auto spalinowe / dziennik.pl / Volkswagen
Reklama

Elektrykiem nad morze. Ile to kosztuje?

Szybko okazuje się, że ID.7 w trasie z Warszawy do Gdańska (jazda drogą S7, z przepisową prędkością 120 km/h) nie daje powodów do range anxiety. To lęk przed niewystarczającą do pokonania wyznaczonej trasy ilością energii i zjawisko, które dotyczy wielu kierowców przesiadających się do EV. Warto zauważyć, że dzięki zaktualizowaniu wskazań komputera pokładowego, Volkswagen ID.7 dość dokładnie prognozuje pozostały zasięg.

W przekonaniu, że wszystko idzie zgodnie z planem, utwierdzić się pomaga zużycie energii - komputer pokładowy wskazuje, że na ekspresowej drodze wynosi ono 17-18 kWh na 100 km. Ładowanie na tej trasie nie będzie potrzebne - zapewnia fabryczna nawigacja. Jedziemy dalej i sprawdzamy.

Trasa Warszawa-Gdańsk elektrykiem. Oto koszty

Na niespełna 350-kilometrowej trasie, zużycie energii wyniosło 16,5 kWh/100 km, a zapas energii pozwoliłby pokonać jeszcze ponad 100 km. Po dojechaniu do hotelu ujawniła się także przewaga elektryka, którego możemy naładować do pełna (i w większości hoteli za darmo, lub za niewielką opłatą) w ciągu kilku godzin. Gdy my zwiedzamy lub śpimy, zapasy energii uzupełniane są do pełna. Gdy ładujemy samochód w domu, możemy przyjąć, że za 1 kwh płacimy nie więcej niż 1 zł, co daje koszt przejechania opisywanej trasy na poziomie około 58 zł. Wiadomo, że takie teoretyczne rozważania nie odpowiadają na kluczowe pytania - właśnie dlatego z powrotem do Warszawy wracamy autostradą - odległość będzie większa, a prędkość wyższa.

Elektryk kontra auto spalinowe / dziennik.pl / Maciej Lubczyński

Powrót trasą A1 wymusił konieczność ładowania. Wybór padł na stację IONITY w miejscowości Kaszewy Kościelne. Kto dokonał takiego wyboru? Wszystko zaplanował samochód, którego system nawigacji posiada zaawansowane narzędzie do planowania tras z uwzględnieniem potrzeb samochodu, w tym przypadku - ładowania. W menu możemy wybierać kilka parametrów m.in. to, z iloma procentami energii chcemy osiągnąć miejsce docelowe. Dlaczego stacja IONITY została wybrana w tym przypadku? Bo pozwala osiągnąć pełną dostępną w tym aucie moc ładowania, która według producenta wynosi 175 kW.

Elektryk kontra auto spalinowe / dziennik.pl / Maciej Lubczyński

Ładowanie elektryka w trasie

Po dojechaniu do stacji ładowania, zużycie energii wynosiło nieco więcej, bo prawie 22 kWh/100 km. Po podłączeniu auta do ładowarki - zaskoczenie. I nie chodzi o to, że z uwagi na obecność funkcji plug and charge nie było wymagane potwierdzenie rozpoczęcia ładowania kartą. Okazuje się, że ID.7 potrafi ładować się z nieco wyższą mocą niż ta, o której wspomina producent. W szczytowym momencie, samochód przyjmował prąd o mocy 190 kW. Taki obrót spraw może się podobać - po kilku minutach ładowania zapas energii był wystarczający, by dojechać do Warszawy z niewielką rezerwą prądu. Wystarczy bowiem 8 minut, by przybyło 120 km realnego zasięgu. Taki czas ładowania postoju i ładowania już bez żadnego "naciągania" można zaliczyć jako potrzebny, by odwiedzić toaletę, kupić kawę czy zwyczajnie odpocząć od drogi. Potrzeby kierowcy idą więc w parze z potrzebami auta. Czy na innych trasach, przy których nie ma jeszcze tak szybkich ładowarek (IONITY gwarantuje do 350 kW mocy), postój trwałby dłużej? Być może - miejsc z punktami ładowania o tak dużej mocy stale jednak przybywa.

Elektryk kontra auto spalinowe / dziennik.pl / Maciej Lubczyński

Ile to wszystko kosztowało? Tu z pomocą przychodzi karta do ładowania, którą oferuje Volkswagen. Po opłaceniu abonamentu, który kosztuje 59,99 zł miesięcznie, zyskujemy dostęp do wielu punktów AC i DC, a koszty uzupełniania energii są wyraźnie niższe. Dzięki temu ładowanie na stacji IONITY kosztowało 2,33 zł za kWh, a przy hotelowych ładowarkach wallbox (11 kW AC) - 1,63 zł/kWh. Cała podróż, z krótkim ładowaniem DC podczas powrotu, kosztowała około 260 zł - czyli tyle, ile bardzo oszczędnym spalinowym autem. Dla porówniania, pokonanie tego dystansu (764 km) Cuprą Ateca z silnikiem 2.0 TSI o mocy 190 KM kosztowało około 420 zł. Da się taniej? Z pewnością. Ale czas podróży, wygoda i łatwość uzupełniania energii sprawia, że już teraz elektryki stanowią sensowną alternatywę dla aut spalinowych.

BEV kontra ICE - porównanie na trasie

Nie dla każdego doświadczenia z jazdy będą takie same. Kierowcy, którzy nie mają ładowarki w domu lub w pracy z pewnością odczują wyższe koszty eksploatacji i nie skorzystają z możliwości ładowania w miejscu zamieszkania (np. w nocy), która sprawia, że zakup BEV nabiera sensu. Nie ma jednak mowy o kilkudniowych podróżach, wielogodzinnych ładowaniach czy dojeżdżaniu do ładowarki na rezerwie. Stale rozwijana infrastruktura już teraz pozwala podróżować wygodnie i bez zbędnego stresu.

Elektryk kontra auto spalinowe / dziennik.pl / Maciej Lubczyński
Elektryk kontra auto spalinowe / dziennik.pl / Maciej Lubczyński