Paulette (
Bernadette Lafont) jest typowym przykładem osoby, którą zwykło nazywać się „starą babą”. Od 10 lat żyje sama po śmierci męża, a jej życie towarzyskie ogranicza się do spotkań z trójką przyjaciółek, z którymi gra w karty. Mieszka w wielkim blokowisku, zewsząd otoczona przez różnej maści imigrantów, z którymi łagodnie ujmując nie żyje w najlepszych stosunkach. Nie ma w tym nic dziwnego, bowiem Paulette jest prawdziwą rasistką, która szczerze nienawidzi wszystkich o innym niż biały kolor skóry (wyjątkiem wydaje się być ksiądz, ale on według niej zasługuje, żeby być białym), wliczając w to swojego zięcia-policjanta Ousmana (
Jean-Baptiste Anoumon) i wnuka Léo (
Ismaël Dramé), którym jest zmuszona się zajmować, gdy jej córka (
Axelle Laffont) idzie do pracy. W momencie, gdy do jej mieszkania wkracza komornik i zabiera prawie wszystkie meble, Paulette nie pozostaje nic innego jak znaleźć źródło dochodu. Szybko dowiaduje się od zięcia, że handel narkotykami jest bardzo opłacalną działalnością, a przecież kto będzie podejrzewał starszą panią? Biznes idzie dobrze, ale prawdziwa rewolucja na rynku narkotykowym rozpoczyna się, gdy Paulette postanawia dodawać haszysz do wypiekanych przez siebie ciast…
"
Babcia Gandzia" nie jest typową komedią. Owszem, znajdziemy w nim wiele scen, które bawią do łez, ale po seansie widz będzie miał również okazję do zastanowienia się nad zawartymi w nim poważniejszymi tematami. Wrzucając Paulette w mikroświat wielkiego blokowiska autorzy scenariusza (aż cztery osoby:
Jérôme Enrico,
Laurie Aubanel,
Cyril Rambour,
Bianca Olsen) otworzyli sobie drogę do zawarcia w filmie wątków i spostrzeżeń dotyczących współczesnego życia we Francji. Na pierwszy plan wysuwa się temat imigrantów i nierozerwalnie z nim związany problem rasizmu. Dla niektórych widzów film może wydawać się obraźliwy ze względu na epitety, którymi Paulette określa otaczające ją osoby (choćby "asfalty", "ciapaki" itp.), ale z drugiej strony wraz z rozwojem fabuły jej stosunek do nich zdecydowanie się ociepla i można jej wybaczyć te odzywki. Poruszono również temat przemocy, której ofiarą staje się Paulette. Wydaje mi się jednak, że scena, w której Paulette zostaje pobita została włączona do filmu niepotrzebnie. Nie wiem do końca, co autorzy chcieli w niej przekazać (bo że na rynku narkotykowym wygrywa silniejszy chyba nikogo nie dziwi?), a do tego jest niepotrzebnie przeciągnięta.
Główną zasługę za dobry odbiór filmu oddałbym scenarzystom, którym udało się stworzyć naprawdę przewrotne dzieło. Nieczęsto zdarza się, aby widz w zasadzie od pierwszej minuty kibicował nieznośnej kobiecie, która postanawia do tego handlować narkotykami. A jednak, w tym przypadku się udało! Dołożyli do tego mnóstwo zabawnych postaci drugoplanowych, z których prym wiodą Ousmane: nie przeszkadza mu ciągłe obrażanie go przez teściową, oraz niesamowita w roli chorej na Alzheimera przyjaciółki Paulette, Renée (
Françoise Bertin), która w swoim zagubieniu jest po prostu niewyobrażalnie śmieszna (- Jak masz na imię? - Alzheimier). Na dokładkę postanowili dorzucić cięte dialogi, które co rusz wywołują śmiech u widza oraz wyborny humor sytuacyjny (sceny uzupełniania przez Paulette zasobów haszyszu).
"
Babcia Gandzia" pokazuje przemianę Paulette. Z samotnej, zgorzkniałej kobiety, w otoczeniu ludzi (którzy w większości są jej klientami) przemienia się w osobę pełną humoru, wigoru i radości życia. Poprawiają się jej stosunki z rodziną i sąsiadami. Okazuje się, że wcale nie trzeba nienawidzić wszystkich dookoła, wystarczy zacząć z nimi rozmawiać, a życie będzie smakowało lepiej. A jeżeli ma smakować jak kosmiczne ciasteczka Paulette, to poproszę cały zapas.