Justyna Kowalczyk ma za sobą niezwykle trudne doświadczenia. W maju zeszłego roku w szwajcarskich Alpach zginął jej mąż Kacper Tekieli. Mężczyznę podczas zdobywania jednego z tamtejszych czterotysięczników - Jungfrau - przysypała lawina. Mimo to mistrzyni olimpijska z Vancouver i Soczi się nie poddaje. - Walczę o normalne życie. Staram się to osiągnąć. Z synkiem zbieramy doświadczenia - jeździmy na nartach i chodzimy po górach - wyznała w rozmowie z NRK. Teraz czeka ją kolejne wielkie wyzwanie.
Choć ostatnim wielkim startem Kowalczyk ze światową elitą były mistrzostwa �wiata w Seefeld pięć lat temu, sportsmenka nadal pozostaje bardzo aktywna. Brała udział w narciarskich maratonach czy uprawiała skitouring. Na przełomie roku stanęła do rywalizacji w biegu pod słynną Alpe Cermis dla amatorów i emerytowanych sportowc�w, gdzie w przeszłości odnosiła wielkie sukcesy w Tour de Ski. Teraz zapowiedziała kolejny start w wyjątkowym dla siebie miejscu.
41-latka na początku marca wybierze się do Szwajcarii. - W następnym tygodniu wystartuję w Engadin Skimarathon. Cieszę się ogromnie, bo mam z regionem wiele miłych wspomnień (zarówno treningowych - przez lata we wrześniu ciężko pracowałam w Sankt Moritz, jak i prywatnych). Profil tej trasy wyjątkowo mi nie leży, ale teraz nie ma to już najmniejszego znaczenia - ogłosiła na Facebooku.
Kowalczyk zadeklarowała udział w trzech różnych wyścigach. Pierwszym z nich będzie bieg kobiet, który odbędzie się w niedzielę 3 marca, a jego trasa liczyć będzie 17 km. Cztery dni później wystartuje na takim samym dystansie w wyścigu nocnym. Najpoważniejszym wyzwaniem będzie jednak morderczy, 42-kilometrowy maraton, który co roku rozgrywany jest w drugą niedzielę marca. Jak czytamy na stronie organizatora, bieg przyciąga do doliny Gryzonii około 14 tys. entuzjastów biegów przełajowych z ponad 60 krajów i jest drugą największą imprezą narciarstwa biegowego na świecie.