Kilka dni temu w Londynie rozpoczął się wielkoszlemowy Wimbledon. To jedna z najważniejszych i najbardziej prestiżowych imprez każdego roku. Choć dopiero trwa trzecia runda, to już doszło do kilku niespodzianek w turnieju - z rywalizacji wycofała się Aryna Sabalenka, a odpaść zdążyła już m.in. Jessica Pegula czy Daria Kasatkina.
W piątek na londyńskich kortach doszło do kolejnej niespodzianki. W turnieju nie ma już Marii Sakkari, a więc dziewiątej rakiety świata. Greczynka przegrała z Emmą Raducanu (135. WTA), a więc byłą mistrzynią US Open. Mecz zakończył się wynikiem 6:2, 6:3 dla Brytyjki.
To nie pierwsza niespodzianka z udziałem Raducanu na trwającym Wimbledonie. W drugiej rundzie pokonała Elise Mertens (33. WTA). Dla 21-latki to już jest najlepszy wynik w turnieju wielkoszlemowym od czasu sensacyjnego zwycięstwa w US Open w 2021 roku. Z drugiej strony w ostatnich tygodniach młoda tenisistka prezentowała się nieźle m.in. na turniejach w Nottingham czy Eastbourne. Wygląda na to, że wreszcie gra na miarę potencjału i może wkrótce namieszać w czołówce.
Wygrana Raducanu oznacza nie tylko jej awans do czwartej rundy, ale też... powrót do czołowej setki rankingu WTA. W zestawieniu live 21-latka plasuje się już na 92. miejscu. Po raz ostatni tak wysoko była w kwietniu 2023 roku, kiedy znajdowała się na 85. miejscu. Później wypadła poza setkę i wróciła do niej dopiero dziś.
Jeszcze niedawno Brytyjczycy zastanawiali się, na co stać Raducanu. - Emma ma potencjał, aby wrócić do pierwszej dziesiątki, ale tu nie chodzi o jej umiejętności. Pytanie, czy jej zależy - mówił Dominikowi Senkowskiemu ze Sport.pl jeden z dziennikarzy. Dziś wydaje się, że zawodniczka ma szansę na powrót do czołówki.
W czwartej rundzie Wimbledonu Emma Raducanu zmierzy się z Lulu Sun.