Chwile grozy w Planicy. Absurdalne s�owa dyrektora P�. R�ce opadaj�

Jakub Balcerski
Czarna passa w Planicy trwa. Trudne warunki na zeskoku mamuciej skoczni sprawi�y, �e w konkursie zawodnicy padali na zeskoku niemal jeden za drugim, a dw�ch - Giovanni Bresadola i Timi Zajc doznali przez nie kontuzji. Dyrektor Pucharu �wiata Sandro Pertile zgadza si�, �e jednym z najwi�kszych problem�w by�a pogoda i jej wp�yw na stan �niegu na Letalnicy. Rzuca jednak tak�e absurdalnym argumentem: �e to skoczkowie i kadry same s� sobie winne tych sytuacji, bo u�ywaj� niebezpiecznego sprz�tu.

Już siedmiu skoczków upadło na mamucie w Planicy od czwartku: podczas treningów za progiem upadł Siergiej Tkaczenko z Kazachstanu, w kwalifikacjach przy lądowaniu przewrócili się Casey Larson z USA i Fin Eetu Nousiainen, w piątkowym konkursie indywidualnym Anze Lanisek ze Słowenii, a w sobotniej rywalizacji drużynowej Amerykanin Decker Dean, Włoch Giovanni Bresadola i Słoweniec Timi Zajc. Do tego można dodać także wypadek Luisy Goerlich w treningach przed fina�em PŚ kobiet na normalnej skoczni w czwartek.

Zobacz wideo Adam Małysz szczerze o pomocy specjalistów: To już nie jest wstyd

Spośród tych wszystkich ośmiu groźnych sytuacji aż w czterech przypadkach skończyło się nie tylko na zadrapaniach, a jednak na mniej lub bardziej poważnych urazach. Nousiainen, Bresadola i Goerlich uszkodzili swoje kolana, a Zajc rękę. Tylko Deanowi, Laniskowi i Tkaczence nic się nie stało, ale Kazach bał się dalej skakać na Letalnicy.

Czarna passa upadków w Planicy. Stoch: Rano zeskok jest zbity i twardy, potem rozmiękcza go słońce

Obiekty w Słowenii były niebezpieczne dla zawodnik�w i zawodniczek głównie ze względu na zeskok, którego odpowiedni stan był niemal nie do osiągnięcia przez pogodę. Od dwóch miesięcy bardzo rzadko panowała tu zimowa aura, a dominowało raczej wiosenne słońce i wysoka temperatura. To zdecydowanie nie pomaga w przygotowaniu obiektu, zwłaszcza tak dużego jak mamut. Na zawodników działają tam też większe siły i nabierają znacznie większej prędkości w powietrzu. Kombinacja tych czynników sprawia, że gdy dochodzi do upadków, robi się bardzo niebezpiecznie.

Organizatorzy i tak zrobili wszystko, żeby skocznia wyglądała jak najlepiej. Zawodnicy mówią jednak, że w trakcie zawodów myślą przede wszystkim o lądowaniu i odjeździe: żeby skończyć sezon bezpiecznie, bez żadnych kontuzji. - To może nie wina tej pogody, ale bardzo trudno utrzymać zeskok w odpowiedniej formie, o czym rozmawiamy od początku weekendu - mówi Kamil Stoch. - Rano on jest bardzo zmrożony, zbity i twardy, a teraz słońce bardziej opiera się o ten zeskok i go rozmiękcza. Na miękkim śniegu tworzą się spore dziury, zostają na rano i potem są zmrożone. Dlatego trzeba na to uważać przy lądowaniu. W zawodach każdy trzyma do końca, wystawia nogę w ostatnim momencie, to po prostu ryzyko, które podejmujemy - przyznaje Polak.

Pertile obwinia sztaby kadr i sprzęt przygotowywany na loty. Absurdalny argument

W sobotnich zawodach drużynowych Decker Dean i Giovanni Bresadola upadli jeden po drugim. Na skoczni zapadła absolutna cisza, która powtórzyła się jeszcze kilkanaście minut później. Wtedy słoweńscy kibice drżeli co z Timim Zajcem. Szczęśliwie ich ulubieniec uszkodził tylko rękę, ale przez chwilę zwijał się z bólu i trudno było nie zmartwić się jego stanem.

To wszystko udzieliło się także Sandro Pertile, który ze wściekłą miną po tych upadkach instruował organizatorów, jak mają poprawiać zeskok. - Na te upadki wpłynęło wiele czynników. Przede wszystkim mamy narty, które stają się coraz lżejsze. To coraz bardziej narzędzia do latania, a nie do jazdy na nartach. To jeden element. Drugim na pewno jest zbyt duży luz u zawodników przy podejściu do lądowania. To moje odczucie, ale np. przy upadku Eetu Nousiainena miałem takie wrażenie. A skok nie kończy się z dotknięciem zeskoku, tylko wyjściem przez exit gate. Czasem skoczkowie chcą też wyśrubować odległość i aż za bardzo go wyciągają. W Planicy mamy ekstremalne warunki przez ostatnie tygodnie i bardzo ciężko dobrać odpowiednie przygotowanie skoczni. Możesz użyć soli, ale wtedy będzie za twardo, albo nie i nagle zrobi się za miękko. Myślę, że coraz bardziej zdajemy sobie sprawę z tego, że zmiana klimatu ma spory wpływ na sporty zimowe i musimy nauczyć się czegoś na podstawie tych doświadczeń - mówi dyrektor Pucharu Świata.

Pierwszy czynnik, na który wskazał Pertile - zbyt niebezpieczny sprzęt przygotowywany właśnie na zawody w lotach - to, jak mówi "jego perspektywa i myśl". Wypowiedź Włocha brzmi jednak wręcz absurdalnie. Działacz zarzuca w ten sposób skoczkom i ich sztabom, że sami działają na swoją szkodę, że to oni są winni obecnej sytuacji. - Kontroler sprzętu na zawodach PŚ Christian Kathol pilnuje tego tematu. Dzielimy obowiązki, więc to on wie o sprawie najwięcej, ale oczywiście z nim rozmawiam. Mamy też naszą sprzętową grupę z producentami sprzętu, gdzie o wszystkim dyskutujemy. Potrzebujemy danych na papierze i wtedy będziemy mogli wyciągać odpowiednie wnioski - twierdzi Pertile.

Pytamy go jeszcze o reakcję kadr i ich sztabów, bo ze środowiska usłyszeliśmy, że Pertile w jakiś sposób przekazał im swoją opinię na temat przyczyn upadków w Planicy. I nie zdobyła ona wśród nich zbyt wielu fanów. - To moje odczucia. Staram się mieć otwartą głowę i myśleć o wszystkich możliwych powodach, czy rozwiązaniach dla jakichś problemów. Nie można mówić tylko, że chodzi o śnieg, czy błędy przy lądowaniach. To kombinacja różnych spraw. Nie mówiłem nikomu z zespołów o tej sprawie i z tobą rozmawiam o tym pierwszy raz - podkreśla Pertile.

Ktoś zatem kłamie: albo on, albo członkowie kadr. Tylko czemu Pertile wymienił ten element jako pierwszy w odpowiedzi na nasze pytanie i czemu ktoś ze środowiska reprezentacji miałby wsadzić mu w usta takie słowa?

Ustał najdłuższy lot i mówi o problemach z zeskokiem, a nie zagrożeniu ze względu na narty

Dyskusja na temat lekkich nart ciągnie się już przez pewien okres. Na stole cały czas jest oferta firmy Fischer, która chciałaby wprowadzenia obniżenia wagi nart z 2 do 1,6 kilograma - na Sport.pl nazwaliśmy ten pomysł "ultralekkimi nartami" - co pomogłoby w jeszcze większym rozwoju sprzętu. Sprawianie, że narty są lżejsze to jeden ze sposobów na przystosowanie sprzętu do lotów narciarskich w celu uzyskiwania coraz lepszych odległości, ale trudno uważać, że producenci idą w tym zbyt daleko. Muszą znać granic� i umiar. Przecież to oni finansują swoje projekty i jeśli te zostaną uznane za niebezpieczne, to firmy stracą zarówno klientów - skoczkowie nie będą ufać dystrybutorom sprzętu, jak i pieniądze - zakazanego sprzętu już w żaden sposób nie sprzedadzą.

- Oferta Fischera będzie poddana dyskusji na komisji sprzętowej wiosną. Lżejsze narty w takich warunkach jak dziś na pewno sprawiają problemy - twierdzi Sandro Pertile.

Ciekawe, że Daniel Huber, który skacze na nartach Fischera, więc powinien mieć je najbardziej dopracowane i nastawione pod loty, ustał w sobotę lot na 244 metry i jak mówi, nie martwił się o swoje narty, a stan zeskoku. Podkreślał jednak także zaangażowanie organizatorów w jego przygotowanie i prosił, żeby je docenić. Ustanie skoku, choć martwił się o nie nieco po upadku Timiego Zajca, nie sprawiło mu większych problemów. To wszystko jeszcze bardziej podważa tylko teorię Sandro Pertile.

Wi�cej o: