Hit transferowy w polskich skokach? To by�aby sensacja. "Coraz bli�ej"

Jakub Balcerski
Alexander Stoeckl rozmawia z Polskim Zwi�zkiem Narciarskim na temat obj�cia posady w polskich skokach - wynika z informacji Sport.pl. Austriak, kt�ry od lat stoi za sukcesem norweskich skok�w, nie chce jeszcze komentowa� szans na prac� w Polsce, ale jednocze�nie niczemu nie zaprzecza.

Transfer Stoeckla do Polski byłby sensacją - ze względu na rangę postaci, jaką stał się w świecie skoków, ale także fakt, że do tej pory miał być nie do wyciągnięcia z Norwegii. Od kilku tygodni ciągnie się jednak jego konflikt ze skoczkami, którzy chcą zmiany szkoleniowca. Zawodnicy nie ujawniają, co dokładnie zarzucili Stoecklowi, mówiąc jedynie, że chodzi o sposób, w jaki ich traktował. Wydawało się, że nawet w takiej sytuacji austriacki trener po prostu obejmie inną rolę w Norwegii, gdzie mieszka z rodziną. Że to z tym krajem wiąże przyszłość i nie zamierza go opuszczać.

Tymczasem dwa niezależne źródła potwierdziły nam, że rozmowy Stoeckla z PZN trwają i stają się coraz bardziej zaawansowane. Austriak wygląda na jedynego tak wyraźnego faworyta do objęcia stanowiska szefa polskich skoków - nowej funkcji, którą związek wprowadzi od kwietnia w większości dyscyplin, którymi się zajmuje. Więcej o niej i pierwszych możliwych kandydatach pisaliśmy pod koniec lutego. Wtedy temat Stoeckla był jednak odległy i raczej jedynie zakulisowy.

Zobacz wideo Będzie nowy szef polskich skoków. Małysz zdradza szczegóły

Alexander Stoeckl szefem polskich skoków? "Jest coraz bliżej"

O tym, że Stoeckl jest sondowany jako kandydat na szefa polskich skoków, jako pierwszy informował dziennikarz Interii Tomasz Kalemba. Później podobne wieści przekazały WP Sportowe Fakty, pisząc, że PZN kontaktował się ze Stoecklem i, choć nie ma konkretów, to jego zatrudnienie jest możliwe. Według naszych informacji sprawy nabrały już większego tempa. - Jest coraz bliżej konkretów. Na początku to faktycznie było rozeznanie się w temacie, ale obecnie Stoeckl w Polsce to realne rozwiązanie. Co więcej, nie słychać o innych kandydatach podobnej rangi, a Polakom chodzi o spore nazwisko i osobę mającą odpowiednie doświadczenie wokół Pucharu Świata - słyszymy od jednego z naszych informatorów.

Podczas finału sezonu Pucharu Świata w Planicy odbędzie się coś w rodzaju kulminacji: na miejscu jest trener Polaków Thomas Thurnbichler, prezes PZN Adam Małysz, a ma tu dotrzeć także Alexander Stoeckl. To idealna okazja, żeby przypilnować sprawy i znów usiąść do rozmów. Znów, bo temat poszukiwań nowego szefa polskich skoków i rozmów ciągnie się od początku roku. Pierwsze spotkania z kandydatami odbywały się w pierwszej połowie lutego, po powrocie polskiej kadry z mistrzostw świata w lotach narciarskich i zawodów PŚ w Willingen.

Mniej więcej od tego czasu wśród kandydatów pojawiło się nazwisko Stoeckla. Austriak - już po tym, jak w Norwegii pojawiły się informacje o konflikcie ze skoczkami i liście, w którym ci prosili związek o zmianę szkoleniowca - w wypowiedzi dla "Dagbladet" wspomniał, że nie narzeka na brak ofert. Pojawiła się taka z Kazachstanu, dotycząca trenowania tamtejszych skoczków. Tu Stoeckl grzecznie odmówił. Przyznał jednak, że ma jedną ofertę, którą otrzymał jeszcze zanim konflikt stał się tematem w mediach. I można podejrzewać, że chodzi właśnie o ofertę z Polski.

Norwegowie i Austriacy znaleźli innych szefów skoków. Sytuacja Stoeckla się zmieniła

"Jaka przyszłość może zatem czekać Stoeckla? Pozycją, na którą w przyszłym sezonie zatrudniać będą aż trzy federacje - Norwegia, Austria i Polska - będzie dyrektor skoków w każdym z tych krajów. To inna, szersza funkcja niż bycie trenerem głównym kadry, ale w przypadku Stoeckla przestawienie się na nową rolę nie byłoby raczej wielkim problemem" - pisaliśmy w tekście omawiającym sytuację Stoeckla po tym, jak konflikt w norweskich skokach przebił się do publicznej informacji. Wówczas wydawało się, że najbardziej Stoecklowi pasowałaby rola dyrektora skoków w Austrii - tam, gdzie się trenersko wychował i świetnie zna system. Ewentualnie mógłby zmienić rolę w Norwegii: na tamtejszego szefa dyscypliny, albo pracować z juniorami w jednym z klubów czy grup szkoleniowych.

"Polska? Alexander Stoeckl rozmawiał z Adamem Małyszem w 2022 roku, gdy Polacy szukali nowego trenera dla kadry. Potwierdził to zarówno Małysz, wspominając o negocjacjach w BalcerSki podcast, jak i Clas Brede Braathen pytany o sprawę przez dziennikarzy Dagbladet. Teraz złożyło się tak, że Polacy także szukają nowego szefa polskich skoków, ale w przypadku Polskiego Związku Narciarskiego zadania Stoeckla byłyby nieco inne niż w przypadku tej samej roli w Austrii. Najbardziej różni się sytuacja, w jakiej są austriackie i polskie skoki, ale także specyfika działania, zakres obowiązków i to, ile osób Stoeckl miałby wokół siebie. Słowem: bardziej komfortowo pracowałoby mu się w Austrii. Tu nie zna praktycznie nikogo poza Thomasem Thurnbichlerem i Mathiasem Hafele, więc sporą rolę w przekonaniu go do przyjścia do Polski musiałby odegrać Małysz" - tak wyglądała wówczas sytuacja Stoeckla pod kątem możliwego transferu do polskich skoków. Od tamtej pory wiele się jednak zmieniło.

Norwegowie wybrali już nowego dyrektora skoków, którym po Clasie Brede Braathenie, pełniącym tę funkcję przez 20 lat, został Stale Villumstad. To działacz mocno zaangażowany w norweskie skoki, który w 2017 r., gdy Braathen był skłócony z norweskim związkiem, przejmował już jego funkcję, choć tylko tymczasowo. To oznacza, że Stoeckl nie będzie pracował przy norweskiej kadrze. Nie pozostanie trenerem, bo zastąpić go obecny trener skoczkiń Christian Meyer, a Villumstad tym razem nie jest już rozwiązaniem na chwilę, tylko pełnoprawnym szefem norweskich skoków.

Za to w przypadku szefa austriackich skoków, inaczej niż w Polsce, planowany jest tam awans jednej z osób będących do tej pory nieco niżej w strukturze. Chodzi o młodą osobę na stanowisku koordynującego juniorów, bądź pracującą przy kadrze skoczków. Nie ma zatem mowy o zatrudnianiu kogoś z zewnątrz.

Stoeckl reaguje na informacje o rozmowach z PZN. Nadal negocjuje z Norwegami

Zresztą w przypadku ewentualnej propozycji z Austrii Stoeckl sam powiedział norweskiej telewizji NRK, że musiałby odmówić. Materiał powstał na podstawie słów Stefana Krafta, który bardzo chwalił szkoleniowca i zapraszał go do powrotu do Austrii. Jego zdaniem "sztab kadry jest duży i dla tak świetnego trenera na pewno znajdzie się miejsce". - Jeśli oni go nie chcą, to my z chęcią go przyjmiemy - mówił Kraft.

Stoeckl twierdził wówczas, że ze względu na sytuację rodzinną skłania się ku pozostaniu w Norwegii - ma tam wybudowany dom, a nawet kupiony domek letniskowy, jego żona nie chce się donikąd przenosić, dzieci wychowują się w tamtejszej kulturze, a sam Austriak nauczył się bardzo dobrze mówić po norwesku. Z jednej strony tłumaczył, że jeśli nie będzie dla niego miejsca w norweskich skokach na najwyższym poziomie, to z chęcią zejdzie do podstaw, albo spróbuje swoich sił w innej branży - np. marketingu. Z drugiej, praca w Norwegii była, choć wieloletnim, to dopiero pierwszym wyzwaniem Stoeckla w Pucharze Świata. Trudno, żeby nie widział się przy kolejnych takich projektach.

Poprosiliśmy Alexandra Stoeckla o komentarz w sprawie informacji o jego możliwej pracy w Polsce w nowej roli. - Obecnie nie mogę niczego komentować, bo nadal jestem w trakcie negocjacji ze związkiem na temat mojej przyszłości tu, w Norwegii - napisał nam kilka dni temu. - Rozmowy trwają, nadal brak rozwiązań - dodał Stoeckl tuż przed przyjazdem do Planicy. W jego słowach trudno się czegoś doszukiwać, ale jeden wniosek można wyciągnąć: zapytany wprost o tę sprawę nie zareagował, jak w przypadku dyskusji o pracy w Austrii. Niczego nie wykluczył, a to ważne.

Małysz: Jestem po paru rozmowach. Nie chcę na razie zdradzać nazwisk

- Wracamy trochę do mojego pomysłu koordynatorów. Zostali w tych rolach tylko Kamil Fundanicz w biegach i Łukasz Kruczek jako team manager w skokach. W innych dyscyplinach pozostałe osoby nie wykonywały tego tak, jak życzyłby sobie związek. Wracamy zatem do starego układu, z tym że mamy jednego dyrektora sportowego i on potrzebuje dyrektorów, kierowników poszczególnych dyscyplin. Jak zwał, tak zwał - mówił nam na początku marca Adam Małysz. - To ma przede wszystkim wspomóc dyrektora sportowego, bo wiemy, że zmieniamy sekretarza generalnego i nowa osoba w tej roli nie będzie już robić takiej roboty, jaką wykonywał Jasiek Winkiel, który teraz odchodzi. Robił w zasadzie wszystko i trochę się z tym przeliczył. Dlatego dzielimy trochę odpowiedzialność pomiędzy poszczególne działy i nie będą z byle pierdołą lecieć do sekretarza, czy prezesa. Od tego mają być odpowiedzialne osoby - dodał. Prezes PZN przyznał, że szef skoków narciarskich będzie się jednocześnie zajmował kombinacją norweską, a osoba koordynująca narciarstwo alpejskie będzie też pracować przy snowboardzie.

- Temat kandydatów w skokach jest trudny. Mamy Łukasza Kruczka, który na razie pracuje i jednym odpowiada, innym nie. Na razie trudno szukać, bo cały czas trwa sezon. Oczywiście staramy się rozeznać i przygotować osoby, z którymi chcemy rozmawiać. Najtrudniej moim zdaniem będzie jednak w narciarstwie alpejskim. W skokach też, ale jestem po paru rozmowach. Nie chcę na razie zdradzać nazwisk, zresztą parę takich jeszcze przed nami - ucinał wówczas Małysz. - Kierownik musi być samowystarczalny. A osoby, które moglibyśmy ściągnąć z zagranicy to jednocześnie potężne kwoty do wydania. Osoba, którą wybierzemy, musi nam przynieść takie korzyści, żeby nas było też na to stać. Z drugiej strony to polskie nazwiska są w stanie najlepiej się odnaleźć i rozumieć to, co się u nas dzieje - kontynuował.

Alexander Stoeckl pracuje z Norwegami od 2011 roku, gdy zastępował inną trenerską legendę w świecie skoków, Mikę Kojonkoskiego. Wówczas był młodym talentem i szkoleniowcem, który szuka miejsca w Pucharze Świata poza rodzinną Austrią, bo tam przez ogrom sukcesów brakowało dla niego miejsca. A Stoeckl świetnie pracował z młodzieżą w tamtejszym systemie, choćby w słynnej szkole Schigymnasium Stams. Z norweską kadrą odniósł niebywałe sukcesy: jego drużyna aż czterokrotnie sięgała po Puchar Narodów, Halvor Egner Granerud wygrał Turniej Czterech Skoczni i dwukrotnie wywalczył Kryształową Kulę, po którą za Stoeckla sięgał też Anders Bardal. Norwegowie przez te trzynaście lat zdobyli dwanaście medali mistrzostw świata, w tym trzy złota, dziewięć medali mistrzostw świata w lotach, w tym pięć złotych, a także sześć przywiezionych z igrzysk olimpijskich, w tym dwa tytuły mistrzów olimpijskich: drużyny z Pjongczangu i Mariusa Lindvika z Pekinu. To nieprawdopodobny dorobek, jakim mogą się pochwalić tylko najwięksi trenerzy w historii tego sportu.

Warto zauważyć, że Stoeckl często pełnił rolę bardziej selekcjonera niż trenera pracującego z zawodnikami u podstaw. Trenują oni przecież w swoich lokalnych grupach skupionych wokół największych ośrodków skoków w Norwegii, a rzadziej na zgrupowaniach kadry narodowej. Stoeckl dał się jednak poznać jako świetny organizator znający się także na detalach skoków. To specjalista, choć konflikt z zawodnikami na jego pomniku w Norwegii zostawia wyraźną rysę i stawia pod znakiem zapytania jego budowanie relacji w zespole.

Kontrakt Stoeckla z Norwegami obowiązuje do końca sezonu olimpijskiego 2025/2026. Austriak planował rozważyć swoją przyszłość dopiero za dwa lata, ale już wiadomo, że wszystko zmieni się właśnie teraz. Czy na tyle mocno, żeby obecny trener Norwegów pomimo swojej rodzinnej sytuacji wybrał pracę w Polsce i kolejne ciągłe wyjazdy? To możliwe, niewykluczone, ale jeszcze w żaden sposób niepewne. Polscy działacze wyznaczyli sobie jednak za cel finalizację głównej części rozmów do końca marca, bo od kwietnia nowi szefowie dyscyplin powinni zacząć pracę w PZN. Czasu coraz mniej, więc w najbliższych dniach prawdopodobnie będzie wyjaśniało się coraz więcej.

Wi�cej o: