Thurnbichler walczy� o nowego mistrza �wiata. "Musia�em si� wyk��ca�"

Jakub Balcerski
Thomas Thurnbichler wyk��ca� si� o niego w Austrii, talent pom�g� mu rozwija� autor wielkich sukces�w Niemc�w, Werner Schuster, a teraz o jego wizerunek dba jedna z najwi�kszych legend w historii skok�w, Gregor Schlierenzauer. Stephan Embacher po tym, jak w styczniu w �wietnym stylu zadebiutowa� w Pucharze �wiata, w�a�nie zosta� mistrzem �wiata junior�w. Trudno znale�� kogo�, kto nie zgodzi si� z tym, �e je�li 18-latek wykorzysta sw�j potencja�, to wkr�tce do��czy do najlepszych na �wiecie.

Podczas czwartkowego konkursu mistrzostw świata juniorów w Planicy Embacher stanął przed prawdopodobnie jedną z najtrudniejszych sytuacji w całej swojej dotychczasowej karierze na skoczni. Prowadził po pierwszej serii i skoku na 97 metrów. Niektórzy pewnie już przyznawali mu złoty medal: zgromadził przewagę ośmiu punktów nad drugim Niemcem Adrianem Tittelem. Druga seria wszystko jednak zagmatwała.

Zobacz wideo Niezwykła skocznia w Polsce! Tylko spójrzcie, jak jest zrobiona

Nowy mistrz świata juniorów wyszedł z bardzo trudnej sytuacji. Złoto po wielkich nerwach

Z dalszego szeregu zaatakował Amerykanin Erik Belshaw. W dobrych warunkach oddał skok na aż 104,5 metra i choć na półmetku był czwarty, 10,1 punktu za Embacherem, to wiadomo było, że właśnie rzucił mu wyzwanie. Skaczący przed Austriakiem Tymoteusz Amilkiewicz i Adrian Tittel nie poradzili sobie z pokonaniem Belshawa. Embacher został sam i jakby mało nerwowych myśli mogło siedzieć w jego głowie, musiał zejść z belki, bo zbyt mocno wiało. Chwilę później na prośbę trenera tę jeszcze obniżono. 18-latek potrzebował skutecznego ataku i dodatkowych punktów, bo rywal z USA lądował z telemarkiem.

W końcu Embacher dostał znak od trenera i wykorzystał swoją szansę w pełni. Pomimo tak trudnej sytuacji i zapewne sporych emocji, które w nim buzowały, w skoku z obniżonego rozbiegu uzyskał aż 103,5 metra. Do lądowania podchodził ze sporej wysokości i na dwie nogi, co sprawiło, że stracił na notach za styl. To, że wytrzymał tę sytuację psychicznie i oddał świetny skok wystarczyło. Wygrał z Belshawem o 0,8 punktu i został czwartym austriackim mistrzem świata juniorów w ostatnich pięciu latach.

Wzorcowy rozwój wielkiego talentu. W styczniu na Bergisel spełnił dziecięce marzenie

Miesiąc wcześniej Embacher wykonał inny wielki krok w swojej karierze: zadebiutował w Pucharze Świata. I to na skoczni, którą oglądał i o której słyszał od najmłodszych lat. - To było moje dziecięce marzenie. Właśnie je spełniłem - mówił o występie na Bergisel.

Zresztą to nie tak, że wystartował w kwalifikacjach i tyle. Nie dość, że wszedł do konkursu, to jeszcze wygrał swoją parę KO i ostatecznie zajął trzynaste miejsce. To wszystko w swoim pierwszym starcie na najwyższym szczeblu. Taki początek nie zawsze zdarzał się nawet najlepszym zawodnikom. Później wyrównał jeszcze ten wynik w konkursie w Zakopanem, na który pojechał po Turnieju Czterech Skoczni. Tylko udowodnił, że to nie był przypadek.

Austriak rozwija się wręcz wzorcowo. W kraju w swojej kategorii często nie miał sobie równych. I gdzie nie pójdzie, tam dochodzi na szczyt. W 2023 roku wygrywał najpierw zawody cyklu Alpen Cup, potem triumfował w FIS Cupie, a następnie wszedł na najwyższy stopień podium także w Pucharze Kontynentalnym. W Planicy, zanim został mistrzem świata juniorów w lutym tego roku, zdobył dwa złota - indywidualne i drużynowe - zimowym olimpijskim festiwalu młodzieży Europy. W debiucie na juniorskim światowym czempionacie, choć indywidualnie do medalu mu nieco zabrakło, zdobył złoto z drużyną. Trudno po takich wynikach sobie wiele nie wyobrażać.

Osiągał wielkie sukcesy z Niemcami, a potem zajął się Embacherem. "Był w pewien sposób chroniony"

- Kilka lat temu przychodziłem na krajowe zawody w Austrii, na których skakał mój syn Jonas, trzy lata starszy od Stephana. On też tam startował i już wtedy był świetny, wygrywał w swojej kategorii. Potem gdy odszedłem z niemieckiej kadry, dołączyłem do grupy trenerskiej w szkole Schigymnasium Stams i tam zajmowałem się nim przez trzy lata - mówi Sport.pl Werner Schuster, były trener niemieckich skoczków, z którymi zdobywał medal za medalem i osiągał wielkie sukcesy. Obecnie wrócił do Niemiec i pracuje z tamtejszymi juniorami, ale do 2022 roku faktycznie prowadził Embachera, który trenował w jednej z najlepszych szkół narciarskich w tej części świata.

- Nigdy nie był pod dużą presją ze strony środowiska, trenerów, czy rodziców, którzy bardzo dobrze rozumieją ten sport. Powiedziałbym nawet, że było odwrotnie: był w pewien sposób przed tym chroniony. Nikt na niego nie naciskał. Gdy rywalizował, zazwyczaj wygrywał, ale nikt nie wmawiał mu, że teraz pora na kolejny krok. Jest nieśmiały, nie lubi być w centrum uwagi zbyt często. Nie ma z tym większych problemów, ale nie czuje się w pełni swobodnie. Skupia się na sporcie, to naprawdę lubi. Trenuje ciężko, jest utalentowany, umie się skoncentrować na tym, czego mu trzeba - opisuje Embachera Schuster. - Moje wyniki, ani dziennikarze nie nakładają na mnie presji. Jestem wciąż bardzo młody i mam jeszcze wiele czasu, kolejnych szans przede mną - twierdzi sam skoczek.

Thurnbichler wykłócał się o Embachera. Musiał walczyć z jego trenerem. Natychmiastowy efekt

Embacher wychował się w klubie KSC Kitzbueheler. Co ciekawe, w to samo miejsce z Woergl jako młody skoczek przeniósł się Thomas Thurnbichler. Obecny trener polskich skoczków też dobrze zna Embachera. - Przez cztery lata pracowałem z nim, gdy byłem trenerem w Tyrolskim Związku Narciarskim. Znam go od czasu, gdy był mały. Zawsze widać było, że jest bardzo utalentowany, a z biegiem czasu okazało się, że będzie miał też ciało odpowiednie dla skoczka. Cieszy, że mógł pokazać swój potencjał w Pucharze Świata - mówił Thurnbichler po debiucie Embachera w Innsbrucku.

W Kitzbuehel Embacher trafił na trenera, który pomógł mu w spokoju wchodzić na coraz wyższy poziom. - Stephan był na wysokim poziomie już w wieku 10-14 lat. Jego trener Seppi Jenewein ma dość specyficzną filozofię przygotowywania skoczków. Jak w przypadku każdego swojego zawodnika, starał się utrzymać Stephana dłużej na mniejszych obiektach. Robi to, żeby ustabilizować technikę skoczka - wyjaśnia Werner Schuster. - Pamiętam, że raz chcieli go wysłać na pierwsze zawody krajowe, ale uważał, że to dla niego za wcześnie. Rodzice zaufali mu i chyba nie żałują. Inna sprawa, że gdy wreszcie pojechał na te zawody i wystartował na 70-metrowej skoczni w Seefeld, to od razu je wygrał. Dzięki temu podejściu ma dziś naprawdę dobrą technikę i świetne czucie w powietrzu - zauważa szkoleniowiec.

- Seppi walczył też ze mną, musiałem się wykłócać o Stephana. Robi tam świetną robotę, ale niektórych zawodników wręcz spowalnia swoim podejściem. Nie chce, żeby zbyt szybko przeszli na większe skocznie i o to poszło też w naszej sprzeczce. Byliśmy na zawodach cyklu Austria Cup w Seefeld. Mógł skakać drugi rok z rzędu na 70-metrowym obiekcie. Ale ja powiedziałem: nie. Twierdziłem, że może przejść na większy i mocno o to walczyłem. W końcu jednak poszedł z nami na konkurs na 100-metrowej skoczni. I go wygrał - przytoczył Thomas Thurnbichler. 

Schlierenzauer pomaga Embacherowi. Pierwszy raz spotkali się na wspólnym treningu

Obecnie Embacherowi pomaga Gregor Schlierenzauer. To oczywiście legenda skoków: zawodnik, który wygrywał zawody Pucharu Świata rekordowe 53 razy, indywidualnie zdobył złoto mistrzostw świata, mistrzostw świata w lotach, brąz igrzysk olimpijskich, czy dwie Kryształowe Kule za klasyfikację generalną Pucharu Świata. I też został mistrzem świata juniorów. Nawet tak jak Embacher, w Słowenii, lecz w Kraju, a nie Planicy. - Był moim idolem, gdy skakał. Pomaga mi w pracy nad psychiką i w poruszaniu się po środowisku skoków. Świetnie się z nim pracuje, bardzo mi się to podoba - mówi o Schlierenzauerze Embacher.

- Moim zadaniem jest raczej bycie ich mentorem w trudnych sprawach, doradcą, a trochę również menedżerem. Staram się nie być w tym nachalny, po prostu jestem w pobliżu, gdy istnieje potrzeba. Embacher to młody skoczek, ale jest cool, ma mnóstwo potencjału, ciekawe podejście do sportu. Niemniej, musimy pamiętać, że ma jeszcze długą drogę do przejścia. To dopiero jej początek. Warto, aby nie przeskakiwał od razu kilku szczebli, tylko szedł po każdym - tłumaczył Schlierenzauer w rozmowie z TVP Sport.

Embachera Schlierenzauer zna od czterech lat. Pierwszy raz spotkali się na skoczni. - W 2020 roku, gdy zacząłem pracę w Stams trenowałem jednocześnie Gregora. To był jego ostatni rok skakania. I pamiętam, że raz zabrałem ich na wspólny trening: Gregora i moją grupę ze Stams. Skakaliśmy w Seefeld na 70-metrowej skoczni. Sześciu młodych chłopaków, w tym Stephan Embacher, a obok nich Gregor Schlierenzauer. Chłopcy byli trochę nieśmiali. A ja ich sobie przedstawiłem: "Patrzcie, to jest Gregor, dzisiaj trenujecie razem", ha, ha - śmieje się Werner Schuster.

- To chyba wtedy Gregor zainteresował się Stephanem, potem śledził jego wyniki i teraz mu trochę pomaga. Stał się dla niego trochę takim mentorem. Oby był z nim nie tylko przy tych najlepszych chwilach, ale zwłaszcza tych gorszych. Takich osób potrzeba przede wszystkim, gdy nie idzie - dodaje austriacki trener.

Schuster: Embacher ma wszystko, żeby być konkurencyjnym, wielkim zawodnikiem

- Gdy ja z nim pracowałem, miał już sporo pracy za sobą u podstaw. Dlatego starałem się go tylko prowadzić krok po kroku coraz wyżej, żeby się rozwijał. Nie chcę go do nikogo porównywać, po co użyć zbyt dużego nazwiska? - mówi ostrożnie Schuster, gdy pytamy go o to, kim Embacher może się stać za kilka lat.

- Sporo drogi jeszcze przed nim, ale widać u niego spory potencjał. Ma wszystko, żeby być konkurencyjnym, wielkim zawodnikiem, a w przyszłości, nie wiem, czy od razu wielką gwiazdą, ale może kiedyś nawet mistrzem. Na ten moment wszystko wygląda dobrze - wskazuje Werner Schuster.

Wi�cej o: