Polscy skoczkowie wskazali, kto wygra TCS. Niemal�e jednog�o�nie

Jakub Balcerski
4,8 punktu - tyle dzieli Japo�czyka Ryoyu Kobayashiego i Andreasa Wellingera z Niemiec przed ostatnim konkursem 72. Turnieju Czterech Skoczni. To Kobayashi jest w lepszej sytuacji w Bischofshofen, ale pod wi�ksz� presj� zdaje si� wci�� by� Wellinger. Polscy skoczkowie maj� w tym pojedynku faworyta, kt�rego wskazuj� niemal�e jednog�o�nie.

Kobayashi czy Wellinger? Gdyby wybierać po piątku w Bischofshofen większość nie miałaby wątpliwości. Japończyk na ostatniej prostej do wygranej w Turnieju Czterech Skoczni jest zdecydowanie lepszy od swojego rywala. Specyfika Turnieju nauczyła nas już jednak, żeby nie wydawać przedwcześnie wyroków i poczekać z koronowaniem zwycięzców. Zwłaszcza że Niemiec też ma swoje argumenty.

Zobacz wideo Kamil Stoch po konkursie w Innsbrucku: Zmagałem się z trudnościami pozycji najazdowej

Kobayashi rozpoczął skakanie w Bischofshofen z ogromną przewagą nad Wellingerem. To on złapał luz

W pierwszym treningu na skoczni imienia Paula Ausserleitnera Kobayashi odstawił Wellingera na 15,6 punktu. Po skoku na 139 metrów wygrał, Niemiec był dopiero siódmy. A to była dopiero seria nieoceniana. W kolejnej Japończyk nie wziął udziału - podobno chodził w spokoju na górze skoczni, złapał luz i był zupełnie spokojny, zachowywał się swobodnie. A to siedział na schodkach, a to się komuś ukłonił, chwilę porozmawiał. Wyglądał na bardzo pewnego siebie. Tak pewnego, że gdy przed kwalifikacjami w transmisji telewizyjnej pokazano jego rozgrzewkę i próby wykonania pozycji najazdowej, to prawie spadł z wózka, na którym wykonuje się te imitacje. Zdołał się jednak na nim utrzymać, "oddać" skok, a po wszystkim tylko się śmiał. Wellinger w drugim treningu oddał za to najlepszy skok dnia - na 138 metrów, ale zajął tylko piąte miejsce.

Kwalifikacje też poszły zdecydowanie po myśli Kobayashiego. Był w nich najlepszy: po skoku na 138 metrów wyprzedził dziewiątego Wellingera o 18,3 punktu, skacząc dziesięć metrów dalej od swojego rywala. Jak na ten Turniej to nokaut, bo zazwyczaj różnice pomiędzy jego najlepszymi zawodnikami były niewielkie. Po Oberstdorfie lepszy o 4,8 punktu był Wellinger. Po Garmisch-Partenkirchen Niemiec wciąż prowadził, o 1,8 punktu, czyli dokładnie metr. A teraz wszystko się odwróciło i po zawodach na Bergisel w Innsbrucku to Kobayashi jest przed nim o te same 4,8 punktu, które tracił do przeciwnika po pierwszych zawodach. Przewaga, którą Kobayashi wydaje się mieć w Bischofshofen powinna mu nie tylko wystarczyć do wygranej w klasyfikacji generalnej, ale także finale TCS. Tak, żeby nie zostać kolejnym, który wygra Turniej bez wygranego konkursu w trakcie całej imprezy.

Kobayashi planuje skok w głowie. Potem wszystko realizuje. Japończycy nawet nie patrzą na największy atut Wellingera

Kobayashi czuje się pewnie. - Nie mogę się doczekać jutra. Jedno wiem na pewno: jutro będę podekscytowany - przekazał Japończyk w krótkich odpowiedziach na pytania telewizji ARD. Co jest jego tajną bronią? - To, że planuję swój skok w głowie i potem mogę go w pełni zrealizować na skoczni - wskazał. Mówi o tym od początku TCS, to najwyraźniej jego obecna filozofia skakania. Wielu zawodników wolałoby nie myśleć o skokach i nie wizualizować sobie skoków w głowie, jeszcze zanim usiądą na belce. Lider Turnieju podchodzi do tego inaczej i, jeśli nie kłamie, takie podejście przynosi mu znakomite wyniki.

- Jest bardzo pewny siebie, to prawda - mówi Sport.pl specjalista od sprzętu pomagający sztabowi Japończyków, Frederic Zoz. - Nie ma powodu, żeby myśleć inaczej. To będzie ciekawa walka, ale ma przewagę, a zawodnikiem pod presją jest na pewno Andreas. To powinno wystarczyć, żeby w sobotę cieszyć się z triumfu - uważa Francuz.

Element, który może działać na korzyść Wellingera i jest jego atutem od początku sezonu to prędkość na progu. Działa u niego świetnie zwłaszcza podczas TCS i w Bischofshofen, gdzie jest bardzo długi i wymagający najazd to powinno mieć znaczenie. Niemiec ma tu nad Kobayashim ogromną przewagę, dochodzącą nawet do 1,5 kilometra na godzinę. W normalnej sytuacji jego rywal powinien nie mieć szans. Nadrabia w innych elementach, a Wellinger, choć ma w swoich rękach potężną broń, to jakby nie potrafił jej odpowiednio wykorzystać. Jak osiąga taką przewagę? Niemcy chwalą sprzętowca Erika Simona, inni mówią o producencie nart, firmie Van Deer. Jeszcze inni, jak dziennikarz Viaplay, Piotr Majchrzak, zwracają uwagę na to, że Wellinger może jeździć bardzo nisko i starać się zyskać dużo pozycją najazdową. Może obecnie jeździ odpowiednio nisko, żeby być szybkim, ale faktycznie za nisko, żeby przełożyć to na technikę w powietrzu?

Kobayashi nic nie robi sobie z tej dominacji Wellingera na rozbiegu. - Nie rywalizujemy z Niemcami pod kątem prędkości najazdowej. Wiemy, jakie mają środki i ile przeznaczają na skoki, rozwój technologii. Nie możemy się z nimi równać, więc myślimy o innych rozwiązaniach. Inaczej szukamy przewagi u Ryoyu - zdradza Zoz.

Wellinger: Kobayashi jest wyraźnym faworytem

Na korzyść Kobayashiego wydaje się grać wiele czynników. Dwukrotnie wygrywał już Turniej Czterech Skoczni, wie, jak podejść do presji, jak radzić sobie w "sądny dzień" z nerwami i jeszcze ma przewagę nad Wellingerem. Niedużą - 4,8 punktu to nieco ponad 2,5 metra, do odrobienia przez Wellingera, ale dodając do tego, jaki start zaliczył w Bischofshofen, trudno myśleć w tym momencie o tym, że Niemiec ogra swojego rywala, gdy nie oddaje swoich najlepszych skoków. A tylko tak może go zatrzymać, jeśli nie chce liczyć na potknięcia Kobayashiego.

- Nie zacząłem zbyt dobrze piątku na skoczni, miałem kłopoty. Drugi skok był nieco lepszy, ale byłem w nim usztywniony, wyprostowany. Dlatego pomysłem na kwalifikacje było pozostać przed linią łokci w pozycji. Udało się, ale niestety spóźniłem ten skok. Czułem, że skok byłby dobry, ale gdyby próg miał 1,5 metra więcej. Może muszę pójść do salonu meblowego i kupić dłuższy na jutro - śmiał się w rozmowie z ARD Wellinger. 

- Mój plan na jutro to, żeby wdrożyć do skoku więcej rytmu, żeby odpuścić i zrobić to z pewnością siebie. Cel to dwa skoki na rozmiar skoczni, dwa telemarki, a po wszystkim przyjdzie lista wyników i zobaczymy, jak wygląda - stwierdził Niemiec. - Kobayashi jest jednym z najlepszych skoczków w historii, trzeba to przyznać bez zazdrości. Jutro zrobi swoje. Myślę, że jest wyraźnym faworytem i dowiódł tego w piątek w Bischofshofen. Ja ten dzień zaplanowałem sobie trochę inaczej. Chciałem lepiej wystartować na treningach, z czuciem i luzem, którego mi brakowało, byłem sztywny. To jednak nic nie znaczy. Decyzję o tym, kto wygra,  przyniesie dopiero jutro! - wskazał skoczek.

Wydawało się, że najważniejsze Wellinger ma już za sobą. Że skoro prowadził po niemieckiej części Turnieju - tej, na której kibice i media wszędzie przypominają ci, że chcieliby wreszcie ujrzeć zwycięstwo swojego skoczka w klasyfikacji generalnej TCS po 22 latach przerwy - to dalej będzie z górki. Tymczasem wygląda to tak, jakby Wellingerowi albo presja wciąż mocno obciążała głowę, albo nagle tego wsparcia, którego w Oberstdorfie i Garmisch-Partenkirchen było aż za dużo, teraz w Austrii nieco zabrakło. W piątek na skoczni była tylko jedna trybuna pełna Niemców, w dodatku taka nieco oddalona od skoczni, a nie położona bezpośrednio przy zeskoku. W sobotę będzie jednak inaczej. Pojawią się tu setki, jeśli nie tysiące niemieckich flag i Wellinger będzie mógł na tym skorzystać. To coś, czego Kobayashi może mu na pewno nieco pozazdrościć. Choć jest tu bardzo szanowany i po jego świetnych skokach też wszyscy wiwatują, a Japończyk dostaje owacje.

Polacy jednogłośni, ale na pytanie o to, czemu wygra Kobayashi, padały coraz ciekawsze odpowiedzi. "Bo tak"

W polskiej kadrze, jeśli ktoś wskazywał na zwycięzcę, to stawiał na Ryoyu Kobayashiego. - Wygra najlepszy, jak zawsze - mówił Kamil Stoch. - Zwycięży ten, kto pokona tego drugiego - stwierdził w swoim stylu ze śmiechem Piotr �y�a. W pozostałej części kadry ewidentnie powstał nieformalny fanklub Japończyka, na Andreasa Wellingera nie wskazał żaden ze skoczków.

- Jakbym miał stawiać pieniądze to na Ryoyu. Wygra jego doświadczenie. Niemcy czekają ponad dwadzieścia lat na to zwycięstwo w Turnieju Czterech Skoczni i ta presja jest ogromna. Nie twierdzę, że tego nie wytrzyma, ale to spore obciążenie, a stracił też oparcie w kolegach, które dla niego jest bardzo ważne. Ryoyu jest jednak przyzwyczajony do tego, że jest sam na końcu. Niemcy trochę obniżyli loty i to może wpłynąć negatywnie na Andreasa. Mam nadzieję, że to będzie bliska walka, będą decydować ułamki punktów i to będzie wspaniały finał - ocenił Maciej Kot.

Kolejne odpowiedzi nie były już tak szczegółowe, ale za to coraz ciekawsze. - Kto wygra? Ryoyu. Czemu? Bo go lubię. Napiszcie, że ma we mnie fana - śmiał się Aleksander Zniszczoł. - Ryoyu, wygra Ryoyu no. Nie wiem, on jest wydaje mi się kurde taki talent, no - mówił za to Paweł Wąsek i po jego odpowiedzi śmiali się dziennikarze. - Nigdy nie mówiło się o nim, żeby miał kombinezon za duży, czy coś. U Niemców wiadomo, jak to wygląda. No taki sympatyczny człowiek i widać, że ma wielkie umiejętności - dodał Wąsek.

- Wygra Ryoyu. Bo tak - w ten sposób rozśmieszył media Dawid Kubacki. - Skakał równiej, to jedno. Może też kwestia sympatii do Ryoyu? Będę za niego trzymał kciuki - zapewnił Kubacki. - Ryoyu jest fajniejszym gościem - stwierdził natomiast trener Thomas Thurnbichler. Chyba że angielskim określeniem "cooler" chciał podkreślić, że lepiej zachowuje chłodną głowę? W każdym razie się nie wyłamał, też postawił na to, że Ryoyu Kobayashi zdobędzie trzeciego Złotego Orła w karierze, a nie Andreas Wellinger swojego pierwszego.

Ostateczna walka o wygraną w TCS i Bischofshofen ruszy o 16:30. Wtedy zacznie się konkurs, a poprzedzi go seria próbna o 15:00. Relacja na żywo na Sport.pl i w aplikacji Sport.pl LIVE.

Wi�cej o: