Burza po sukcesie �y�y. Dos�ownie odlecia�. Granerud przeprasza� za swoje s�owa

Jakub Balcerski
Z�oto Piotra �y�y na mistrzostwach �wiata w Planicy wydarzeniem roku w polskim sporcie? Wielu pewnie by si� zdziwi�o. Obrona tytu�u mistrza �wiata na normalnej skoczni w Planicy by�a wyj�tkowym wydarzeniem, by� mo�e najwa�niejszym w pierwszej cz�ci tego roku, ale skoczek ma przecie� wielkich rywali. To by� jednak jeden z najbardziej wyrazistych sukces�w ostatnich dwunastu miesi�cy. W �wiecie skok�w wywo�a� burz�, cho� Polak pewnie by� jej kompletnie nie�wiadomy. On zn�w, tak jak dwa lata wcze�niej w Oberstdorfie, by� w swoim �wiecie. I w�a�nie to da�o mu upragnione z�oto.

Żyła przyjechał na MŚ w Planicy jako obrońca tytułu z Oberstdorfu. Tam dwa lata wcześniej odleciał, nie tylko na skoczni. Dziennikarz Sport.pl, Łukasz Jachimiak, cytował go wtedy, jak dedykował medal "ciężkiej pracy i dobrej zabawie". Już cztery lata wcześniej przed konkursem na dużej skoczni podczas MŚ w Lahti wskoczył do własnego świata. I wyskakał brązowy medal indywidualnie, a potem złoto z drużyną.

Po tym pierwszym indywidualnym medalu MŚ w jego karierze zdobytym w Finlandii nie było z nim kontaktu. Nie potrafił wydusić słowa przed kamerami telewizji. Już przed zawodami było z tym trudno, miał ciężki dzień prywatnie. Ale wtedy pomimo tych problemów jakby stworzył sobie własny system wchodzenia na taki poziom skupienia i odcięcia od rzeczywistości, któremu nie jest w stanie dorównać żaden z rywali. Jest jednocześnie skupiony, spokojny wewnątrz i nabuzowany energią, nadpobudliwy, gdy się na niego spojrzy. W Oberstdorfie dopracował tę metodę do perfekcji. W Planicy, choć po konkursie, a potem ceremonii medalowej, wrzeszczał, tarzał się w śniegu i cieszył jak szalony, to już nikt nie nazywał go klaunem jak dwa lata temu. Doceniono jego system pracy, który - choć jest bardzo nietypowy - dla wielu niezrozumiały, to stał się wyjątkową metodą osiągania sukcesu.

Zobacz wideo Małysz o kulisach: Żyła nie wierzył, że jest w stanie czegoś tam nie wypić

Żyła od początku miał plan. Najpierw był tryb "Cichy Pit", potem chodził w kółko. W końcu odleciał. Dosłownie

- Mam plan. Jaki? Jest taki mój - mówił mi Piotr Żyła podczas dnia medialnego polskich skoczków podczas mistrzostw świata w Planicy. - Czy macie mi zaufać? Nie macie innego wyjścia - śmiał się skoczek.

To było w środę, cztery dni przed konkursem na normalnej skoczni. Żyła starał się sprawić wrażenie, jakby w ogóle nie przejmował się tym, że już w niedzielę będzie czegoś bronił, że znów stanie przed szansą na najważniejszy sukces w karierze. Żartował, że skoro na plastronie będzie miał napisane "2021 World Champion" zamiast numerka, to musi się pilnować, żeby się nie pomylić i nie wziąć zwykłego. Za to po sobotnich kwalifikacjach już w ogóle nie był rozmowny. Bo był w nich dziesiąty i włączył mu się tryb "Cichy Pit". Do dziennikarzy na każde pytanie odpowiadał po jednym zdaniu, bardzo zły. Chyba nie chciał, żeby coś mu się wymknęło, bo twierdził, że formę przygotował naprawdę dobrą, ale wyniki nie były jeszcze idealne.

Przed serią próbną w niedzielę na drodze do strefy mieszanej, z której dziennikarze oglądają zawody i gdzie rozmawiają ze skoczkami tuż po nich, można było natknąć się na Żyłę, który akurat w tamtym miejscu nakręcony, wręcz rozjuszony, chodził w kółko. Nawet nie biegał, to nie wyglądało jak typowa rozgrzewka, bo jego rozsadzała energia. - Od rana jest taki pobudzony? - pytałem psychologa polskiej kadry, Daniela Krokosza. - Tak, ale to dobrze - odpowiedział uśmiechnięty członek sztabu, patrząc na robiącego kolejne kółka w tym samym miejscu Żyłę. Po serii próbnej wydawało się, że skoczek wie, jak tę energię wykorzystać. Był w niej najlepszy i wydawało się, że jeśli tylko zachowa odpowiednie siły na konkurs, to musi w nim walczyć o czołowe pozycje.

Pierwsza seria te nastroje ostudziła. Żyła zajmował po niej trzynaste miejsce i choć nie tracił wiele do podium, to oczy wszystkich skupiły się na czwartym Dawidzie Kubackim, to on miał walczyć o medal. - Po kwalifikacjach się zdenerwowałem, zrobiłem swoją taką decydującą robotę do tych zawodów. To był w sumie mój dzień. A po tej pierwszej serii myślę: "No, duża została" - relacjonował później wiślanin.

- Ale wszystko było jeszcze we mnie. I zrobiłem tam swoją robotę w drugiej serii. I odleciałem - dodał, opisując to, co wydarzyło się w finałowej rundzie. Żyła, korzystając z korzystnych warunków, oddał jeden z najlepszych skok�w w życiu. Uzyskał 105 metrów i odskoczył rywalom tak wyraźnie, że już żaden do końca konkursu go nie wyprzedził. Thomas Thurnbichler wpadł w ramiona swojego asystenta Marka Noelke na wieży trenerskiej, świętując swój pierwszy tak duży sukces w roli głównego trenera kadry, już w pierwszym roku pracy w tej roli i w Polsce. A Żyła, już dwukrotny mistrz świata, znów cieszył się tak, jak potrafi tylko on.

Żyła tarzał się w śniegu, grał na gitarze i stosował drastyczne metody. Oto system "full full full gaz"

Po wej�ciu na podium i dekoracji na wybiegu skoczni padł na śniegu przed cieszącą się wraz z nim całą polską drużyną. Po skoku siedział zapłakany, a potem opowiadał, że był bliski łez już po serii próbnej. Tak rządziły nim emocje, choć na skoczni wszystko był w stanie opanować. Przed kamerami był nie skryty i w szoku jak w Lahti, a wybuchowy i rozkrzyczany jak w Oberstdorfie. Zdarł gardło, a prezes Polskiego Związku Narciarskiego, Adam Małysz, śmiał się w studiu TVN-u, że musi sprawdzić, czy trener nie zgłosił go do konkursu mikstów, który przypadał na kolejny dzień. Dwa lata wcześniej Żyła był tak naładowany energią, że sam chciał w nim skakać i mówił, że będzie lądował jeszcze dalej, teraz skoczek wiedział już, ile traci na całym takim intensywnym dniu, więc choć kolejnego dnia skakał, to już nie z takim entuzjazmem.

- Ciało działa na tyle, ile może, a teraz mam takie słupki: góra-dół, góra-dół. Jak siednę, to chyba zasnę. Ale jeszcze nie na to czas. Noc jest długa - mówił z uśmiechem Żyła. Emocje powoli z niego schodziły, choć wieczór faktycznie był długi i bardzo radosny. Najpierw obowiązki medialne, potem świętowanie. I powitanie w hotelu, na które kadra wpuściła kamery TVP Sport i Eurosportu, a tam strzelający szampan i jeszcze więcej wielkiej, nieokiełznanej radości Żyły.

System, który pomógł mu zdobyć drugie złoto w karierze i jako drugi w historii, obok Adama Małysza, obronić złoto MŚ na normalnej skoczni, Żyła nazwał po swojemu: "full full full gaz". Jak Polak wprowadził się w ten stan braku kontaktu z rzeczywistością, który pozwolił mu na odskoczenie rywalom? - Ciężko się wprowadzić do tego mojego świata - opowiadał jeszcze pod skocznią. - Zadatki już gdzieś tam były po kwalifikacjach. A potem stosowałem swoje, trochę drastyczne metody. Nie będę mówił, bo to nie do sportu należy - najpierw nie chciał zdradzić Żyła. Ale potem się otworzył. - Bo ja tak na gitarze dużo gram. Już nie mogę, ale gram. Dostaję takiego kopa, jakbym se dwa piwa wypił. Później jest wzrost energii i znów jest dobrze - opisał.

- Czuję się, jakby nic dookoła mnie nie było. Ja jestem i nic innego mnie nie interesuje. Co grałem na gitarze? Czego nie grałem? Chyba do północy grałem, potem się zdrzemłem, a potem dalej grałem, ha, ha. Także to pamiętam. Nic z tego nie lubię, bo już mnie palce bolały - śmiał się dalej Żyła.

Żyła się śmiał, a jego sukces wywołał burzę w świecie skoków. Granerud musiał się tłumaczyć

Gdy Żyła tak krzyczał, tarzał się w śniegu i się śmiał, rywale mieli nietęgie miny. Rozpoczęła się wielka dyskusja nad konkursem, w którym rzeczywiście trzeba było mieć szczęście do warunków, albo oddawać o wiele lepsze skoki od innych, żeby triumfować jak Żyła. Urosła jednak do absurdalnych rozmiarów. Porównywano ją nawet do kompletnie niesprawiedliwego i kuriozalnego konkursu na MŚ w Seefeld cztery lata wcześniej. Jedyne podobieństwo? Że znów wygrał Polak po ataku z dalszej pozycji po pierwszej serii. Więcej argumentów nie było. - To była parodia - mówił jednak choćby Halvor Egner Granerud, a pretensje mieli też Timi Zajc, czy Stefan Kraft.

Szkoda, że obudzili się, że konkursy nie zawsze mają w pełni sprawiedliwy przebieg - zwłaszcza ze względu na warunki - dopiero, gdy to oni nie wygrali. Pewnie także ze względu na rangę zawodów. Cóż, trzeba było burzę robić wcześniej, także podczas zwykłego Pucharu Świata, gdy to reszta milczała, a Polacy gryźli się w język, żeby nie obrażać zarządzających przebiegiem konkursów. Ostatecznie kilka dni później o burzy po konkursie na normalnej skoczni w Planicy już wszyscy zapomnieli. A Granerud przepraszał za swoje słowa, jak to często bywa, gdy wymsknie mu się coś kontrowersyjnego, dodając, że "norweskie media są bardzo dobre w pozyskiwaniu negatywnych wypowiedzi, gdy jest się w emocjach".

Te kontrowersje, jeśli możemy je tak nazwać, tylko sprawiły, że o sukcesie Żyły było głośniej. Czy zasługuje, żeby na koniec roku było o nim najgłośniej? Według mnie trudno mu w naszym plebiscycie konkurować z sukcesami Igi Świątek, Bartosza Zmarzlika, czy polskich siatkarzy, ale w moim prywatnym rankingu wygrałby, gdyby szukać najbardziej wyrazistego, czy wyjątkowego sukcesu polskiego sportowca. Radości Żyły nie da się skopiować, jest niepodrabialna i choć może męczyć, to w pierwszym momencie raczej sprawia, że na twarzy pojawia się uśmiech. Sam najlepiej opisał ją Żyła. Gdy w Oberstdorfie został zapytany, czy gniewa się na niemieckiego dziennikarza, który po jego reakcji na złoty medal, opisał go jako klauna, odpowiedział: "Nic do niego nie mam. Ja jestem, jaki jestem i lubię taki być".

1 z 10! To Wy wybieracie najważniejszy moment polskiego sportu

O tym, jakie wydarzenie sportowe było najważniejszym w tym roku decydujecie jednak Wy. A złoty medal Piotra Żyły to według naszej redakcji taki moment dla polskich skoków narciarskich, który był jednym z 10 najlepszych w całym polskim sporcie w 2023 roku.

Was, Drodzy Czytelnicy, redakcja Sport.pl zaprasza do wybrania tego jednego momentu "naj". Te wszystkie momenty przypominamy Wam my, dziennikarze Sport.pl, i robią to  też ludzie sport kochający i świetnie go znający (m.in. Adam Małysz, Zbigniew Boniek czy były prezydent Aleksander Kwaśniewski). Nasz plebiscyt zaczął się 15 grudnia, a skończy się 30 grudnia. Najważniejszy moment polskiego sportu wskażecie w prostym głosowaniu, które umieściliśmy pod artykułem.

Wi�cej o: