Horror w p�finale Ligi Narod�w. Zdecydowa� tie-break na przewagi

Jakub Balcerski
Ale� to by� horror! Niestety, polscy siatkarze nie wygraj� Ligi Narod�w drugi raz z rz�du. Przegrali w p�finale tegorocznych rozgrywek z Francj� 2:3 (25:22, 22:25, 23:25, 25:20, 16:18), a to oznacza, �e nie powt�rz� sukcesu sprzed roku. W niedziel� powalcz� jeszcze o br�z.

Po tym meczu pozostanie żal. Gdy Polacy prowadzili 1:0 i 17:12 w drugim secie, wydawało się, że mają ten mecz pod kontrolą i nic ich nie zaskoczy. Niestety, ich jakość gry ciągle spadała, a w Francuzów dzięki świetnej postawie ich rezerwowych jakby wstąpiło drugie życie. Polacy wciąż mają szansę na szósty medal wielkiej siatkarskiej imprezy z rzędu. Może on być już jednak - tylko lub aż - brązowy.

Zobacz wideo Szaleństwo na ulicach Tbilisi! Gruzja pokonała Portugalię!

Bołądź dostał największą szansę w karierze. I na początku świetnie ją wykorzystywał

Polską kadrę znów przywitały wypełnione do ostatniego miejsca trybuny Atlas Areny. Wszyscy liczyli, że z mistrzami olimpijskimi pójdzie im co najmniej tak dobrze jak w meczu przeciwko Brazylii. I początek zdawał się to potwierdzać.

Pierwsze dwa punkty dla Polaków zdobył Bartłomiej Bołądź. Atakujący dostał prawdopodobnie największą szansę w swojej karierze. Nikola Grbić, dając mu miejsce w wyjściowym składzie na mecz o finał Ligi Narodów, chciał sprawdzić, jak spisze się w tak wymagających okolicznościach, a wszystko w obliczu wyboru składu Polaków na igrzyska olimpijskie w Paryżu. W stosunku do meczu z Brazylią Grbić nie zmienił tylko jednego środkowego - Mateusza Bieńka, obok którego teraz zagrał Norbert Huber, a do tego pary przyjmujących - Tomasza Fornala i Wilfredo Leona. Zestawienie uzupełnił Jakub Popiwczak na libero.

Początek seta należał do Polaków - dobrze weszli w to spotkanie i prowadzili nawet trzema punktami (najpierw 7:4, potem 11:8). Królował dobrze radzący sobie na skrzydle Tomasz Fornal. Potem Polakom odpowiedzieli jednak Francuzi. I nie tylko zdołali odrobić straty, ale i po raz pierwszy wyjść na prowadzenie (13:12). Wtedy o czas prosił trener Nikola Grbić, ale już trzy punkty później, gdy było 15:13 dla Polski, przerwę zarządził szkoleniowiec rywali, Andrea Giani.

Ze swojego poziomu nie schodził Bołądź - przy stanie 20:17, gdy trener Giani kolejny raz poprosił o time-out miał już w dorobku pięć punktów. Jedyne, co mógłby jeszcze poprawić to na pewno zagrywka. Tym elementem punkt próbował dołożyć Wilfredo Leon, ale minimalnie chybił (23:21). W międzyczasie po polskiej stronie pojawiła się podwójna zmiana - Bołądzia i Janusza zmienili Łukasz Kaczmarek i Grzegorz Łomacz, a po chwili Leona zastąpił Kamil Semeniuk. Polacy dotknęli siatki i pozostał im już tylko jeden punkt przewagi. Tracili przewagę właśnie swoimi błędami, a nie jakością po stronie Francuzów. Na szczęście przestali i szybko skończyli seta - najpierw atakiem ze środka Norberta Hubera, a potem dzięki piłce w siatkę uderzonej przez Jeana Patry'ego. Wynik 25:22 dobrze oddawał ich delikatną przewagą nad mistrzami olimpijskimi.

Polacy byli nakręceni, ale Francuzi nagle ich dopadli

Co ciekawe, Polacy wygrali pierwszego seta, choć dwóch najlepiej punktujących zawodników miała Francja - Yacine'a Louatiego (siedem punktów) i Jeana Patry'ego (sześć). Wśród siatkarzy Nikoli Grbicia najlepiej wypadł Bołądź (pięć punktów). W drugiej partii coraz częściej na środku pokazywali się Norbert Huber i Mateusz Bieniek. Ten pierwszy dał zespołowi dwa punkty atakami, a Bieniek chyba mu pozazdrościł i po chwili dwukrotnie świetnie zablokował Francuzów. Było 7:3 i zawodnicy Gianiego potrzebowali otrząsnąć się po tych kilku gongach na start drugiej partii na przerwie. Jednak ta niewiele dała: chwilę później skutecznie atakował Bołądź (8:4), a piłka aż trafiła w trenera francuskiej drużyny. Kolejna akcja i dobry blok Tomasza Fornala. Pięciopunktowa przewaga robiła wrażenie.

W tamtym momencie Polacy byli nakręceni, a Francuzi nie mieli żadnego punktu zaczepienia, żeby wyraźnie poprawić swoją grę. Chwilami stali na boisku i wyglądali, jakby tylko czekali, który z Polaków tym razem ich ukaże. Nie potrafili im zagrozić zagrywką, ani atakami, czyli dwoma elementami, w których można było oczekiwać ich największej siły. Nawet, gdy zmniejszali ich przewagę do trzech punktów (12:9), to nie potrafili postawić kolejnych kroków w kierunku dogonienia Polaków. Tomasza Fornala udało im się zatrzymać dopiero, gdy piłka po jednym z ich ataków trafiła go w twarz (14:11). Na szczęście przyjmującemu nic się nie stało, a po chwili kolejny raz w tym meczu punktował ze skrzydła (16:12).

Wydawało się, że Polacy są w stanie kontrolować grę do końca seta, ale Francuzi nagle ich dopadli. Moment ich lepszej gry w ataku i błędów drużyny Grbicia wystarczył, żeby dwukrotnie wyrównali (19:19, potem 20:20). W tamtym momencie Grbić znów sięgnął po Kamila Semeniuka, który zmienił Wilfredo Leona. Można było pytać: czemu tak późno? Bo na tamtym etapie Leon zdobył tylko dwa punkty, a skuteczność w ataku miał na poziomie 13 procent. Jednak tak szybko, jak Semeniuk pojawił się na boisku, tak błyskawicznie je opuścił. Ugotował się na nim. Dwukrotnie został trafiony zagrywką przez Ervina N'Gapetha i zrobiło się niebezpiecznie - 20:22. Do składu Polaków wrócił Leon, ale Polacy dalej nie mieli odpowiedzi na dobre zagrywki i ataki rywali. Seta uderzeniem z prawego skrzydła skończył Theo Faure. Nikola Grbić poprosił jeszcze o sprawdzenie, czy rywale nie przekroczyli linii środkowej boiska - dość teatralnie, samemu stawiając stopę za linią, ale niczego to nie zmieniło.

Polacy przegrali drugą partię 22:25 i w całym meczu było 1:1, choć prowadzili już 17:12. Brakowało im takiej pewności siebie, jak od drugiego seta meczu z Brazylią. Wtedy weszli na poziom, którego nie było widać u żadnego z zespołów grających w �wier�fina�ach Ligi Narodów w Łodzi. Potem jakość ich gry nagle spadła, a jednocześnie coraz więcej udawało się Francuzom.

Polacy podnieśli się w końcówce i doskoczyli do rywali, ale i tak zostali postawieni pod ścianą

W trzeciej partii początek wyglądał bardzo wyrównanie (6:6, potem 10:10). Wilfredo Leonowi, którego Nikola Grbić najpierw pozostawił w składzie, nie szło jednak wciąż tak bardzo, że Serb musiał go zmienić. Tym razem wprowadził za niego Bartosza Bednorza, ale ten w ataku nie potrafił zrobić różnicy. Kubę Popiwczaka, który dość słabo wyglądał w sobotę zwłaszcza w obronie, zmienił natomiast Paweł Zatorski.

Niestety, Francuzi dalej byli w stanie agresywnym serwisem wywrzeć presję na Polakach, a ta po ich stronie niemalże się nie pojawiała. U rywali błyszczeli zmiennik Patry'ego - Faure, a także Yacine Louati. Obu przed spotkaniem większość ekspertów wskazałaby jako słabszych od swoich kolegów na pozycjach. A to właśnie oni zapewnili im cztery punkty zapasu nad mistrzami olimpijskimi przed końcówką partii (16:20).

To wtedy Polacy, a konkretniej Bartosz Bednorz, ruszył Francuzów silną zagrywką. I z czterech punktów (17:21), zrobiły się dwa (20:22). Na boisko weszła podwójna zmiana z Kaczmarkiem i Łomaczem, ale szybko nie miała okazji się wykazać. Bo do Bednorza w znakomitych serwisach dołączył Norbert Huber - najpierw zagrał asa, a potem swoją akcję zmarnowali Francuzi. I zrobił się remis 22:22. Niestety, kolejne dwa punkty należały do przeciwników. Zyskali piłki setowe i po potężnym ataku z szóstej strefy Trevora Clevenota wykorzystali drugą z nich.

Można było być zadowolonym z tego, że Polacy potrafili się podnieść i odrobić straty w końcówce, choć sytuacja wyglądała już bardzo źle. Tylko że w kontekście samego wyniku spotkania znaczyło to niewiele. Wynik 25:23 dla Francuzów oznaczał, że Polacy znaleźli się pod ścianą. Kolejny set mógł zdecydować o tym, że nie powtórzą sukcesu sprzed roku i tym razem w Lidze Narodów zagrają tylko o brąz.

Ulga widoczna na minach Polaków. Uciekli spod topora

Na kolejną partię na skrzydłach zostali Bołądź, Bednorz i Fornal. Do tamtego momentu Polacy nie byli w stanie wiele zyskać grą przez środek, więc Mateusza Bieńka już przy stanie 6:6 zastąpił Jakub Kochanowski. Bartłomiej Bołądź nie kończył ataków, więc chwilę później jego też nie było już na boisku. Swoją szansę dostał Łukasz Kaczmarek. Po ich wejściach gra polskiego zespołu nadal nie była idealna, perfekcyjnie poukładana, ale udało się zyskać dwa punkty nad Francuzami (6:4, a potem 10:8).

I to były podstawy, na których można było zbudować lepszą grę, a w konsekwencji przewagę. Zawodnicy Nikoli Grbicia coraz częściej przyciskali Francuzów zagrywką, a zawodnicy wprowadzeni przez Serba na boisko przynieśli potrzebną świeżość - do końca drugiej partii Kaczmarek punktował dwa, a Bednorz trzy razy. Wszystko wspomagał najrówniejszy w tym spotkaniu o polskiej stronie Tomasz Fornal.

To przyniosło znakomitą punktową serię, którą Polacy zyskali sześciopunktowe prowadzenie (19:13). Do końca tej partii Francuzi nie zdołali już odzyskać kontroli nad grą. Zakończył ją atak ze środka Norberta Hubera - przyniósł punkt na 25:20 i remis 2:2 w setach.

Na minach Polaków wcale nie było widać jednak ogromu radości, a o wiele więcej ulgi. I skupienia, bo każdy z nich rozumiał, jak ważny będzie zbliżający się tie-break. Drużyna Nikoli Grbicia uciekła spod topora. Choć nadal miała nóż na gardle, powoli starała się przesunąć go bliżej rywali. A i uchwyt Francuzów coraz bardziej słabł.

Polacy mieli w górze dwa meczbole. Obu nie wykorzystali. Zagrają o brąz

Poziom tie-breaka był niezwykle wyrównany. Walka punkt za punkt od samego początku i żadna z drużyn nie mogła zyskać wyraźnej przewagi. Dopiero w połowie tej decydującej partii nastąpił wybuch radości polskich kibic�w. Przyniósł ją błąd dotknięcia siatki Francuzów, który pozwolił Polakom prowadzić 8:6 przy zmianie stron.

Potem to oni kontrolowali grę, a coraz głośniejszy doping z trybun tylko zwiększał ich pewność siebie. Świetna, agresywna zagrywka dała im trzy punkty zapasu nad rywalami (najpierw 10:7, potem 12:9). W kolejnych dwóch akcjach spadła jednak skuteczność po polskiej stronie. Gdy piłka spadła w boisku po bloku Francuzów na Łukaszu Kaczmarku (12:11), Nikola Grbić został zmuszony poprosić o czas.

Niestety, ten niewiele dał. Francuzi wyrównali kolejnym blokiem, a Grbić nie czekał, żeby poprosić o następną przerwę. Obie drużyny były o trzy punkty od triumfu i awansu do finału. Pierwszą piłkę meczową (14:13) zyskali Polacy po skutecznym ataku Bartosza Bednorza. W tym momencie o czas poprosił jeszcze trener Andrea Giani i chwilę później jego zawodnikom udało się ją obronić. Na zagrywkę powędrował Earvin N'Gapeth, ale nie zrobił nią krzywdy Polakom, a drugiego meczbola drużynie Grbicia zapewnił punkt atakiem Tomasza Fornala (15:14). Francuzi świetnie przyjęli jednak zagrywkę Norberta Hubera, a potem byli skuteczni z lewego skrzydła. Chwilę później uciszyli Atlas Arenę - Anthoine Brizard zaserwował asa i pojawił się meczbol dla mistrzów olimpijskich z Tokio. Dla równowagi potem trafił jednak w siatkę. Drugą piłkę meczową zyskaną po akcji blok-aut już jednak wykorzystali. Obili piłkę o polski blok i zakończyli tie-break wynikiem 18:16.

Walki i dramaturgii było w tym spotkaniu wiele, ale czuć było, że Francuzi w końcówce zyskali niewielką przewagę, która okazała się decydująca. I to mistrzowie olimpijscy zagrają o złoto tegorocznej Ligi Narodów. Polacy mają jeszcze szansę na medal Ligi Narodów - zmierzą się z przegranymi starcia Słoweńców z Japończykami, które rozpocznie się w Łodzi o godzinie 20:00.

Wi�cej o: