Polska w p�finale Ligi Narod�w! Co za odrodzenie. Kapitalny po�cig

Polscy siatkarze wprawili w wielk� eufori� ponad 10 tysi�cy kibic�w obecnych na trybunach w �odzi, pokonuj�c w hitowym �wier�finale Ligi Narod�w Brazylijczyk�w 3:1 (18:25, 25:23, 25:22, 25:16). Tym bardziej, �e musieli zaliczy� przetrwanie wielkiego naporu i odrodzi� si�, a sam mecz mia� wyj�tkowe znaczenie. Wi�kszo�� Bia�o-Czerwonych mia�a w nim lepsze i gorsze chwile - tak�e Bartosz Kurek, kt�ry popisa� si� w ko�c�wce niesamowit� akcj�.

Bartosz Kurek już nieraz w trakcie swojej długiej kariery reprezentacyjnej tonął w objęciach kolegów, ale punktu w taki sposób jak w ćwierćfinale Ligi Narodów z Brazyli� raczej jeszcze nie zdobył. Po niej radość mieszała się z niedowierzaniem, ale najważniejsze było to, że polscy siatkarze awansowali do czołowej czwórki. Na wyłonienie półfinałowego rywala muszą poczekać jeszcze niemal 24 godziny.

Zobacz wideo Projekt Warszawa z brązowym medalem PlusLigi. Bartłomiej Bołądź: Zdecydowała zagrywka

Szczególne znacznie czwartkowego pojedynku. Grbić uprzedził domysły, ale tylko częściowo

Mecze z brazylijskimi siatkarzami to od dawna murowane hity, a w ostatnich latach dodatkowo Polacy regularnie mierzą się z nimi w meczach o naprawdę dużą stawkę. 2014 rok - finał mistrzostw świata w Katowicach wygrany 3:1, kolejna edycja czempionatu globu, znów mecz o złoto i znów górą Biało-Czerwoni, tym razem 3:0 w Turynie. A żeby tradycji stało się zadość, to cztery lata później ponownie w MŚ doszło do pojedynku tych zespołów, tyle że tym razem stawką był awans do fina�u - Polacy wygrali po wielkim dreszczowcu w katowickim Spodku 3:2, po którym trudno było zasnąć i im, i kibicom. Teraz, w oddalonej o ok. 200 km Łodzi walczyli o miejsce w czołowej czwórce LN. I znowu nudy nie było.

W tym sezonie drużyna Nikoli Grbicia już miała okazję zmierzyć się wcześniej z "Canarinhos" - niespełna trzy tygodnie temu w Fukuoce, na koniec drugiego turnieju fazy interkontynentalnej LN. Polacy nie prezentowali się wtedy - w przeciwieństwie do zawodników słynnego trenera Bernardo Rezende - dobrze. Efekt - przegrana 1:3.

- Głównym powodem było to, że Brazylijczycy atakowali z ponad 80-procentową skutecznością z piłek odsuniętych od siatki. Kiedy udało nam się ich odrzucić i skakaliśmy do bloku, to oni wciąż mieli ponad 80 procent zdobytych punktów, co jest nadzwyczajne. Gdybyśmy zdołali zrobić dwa-trzy "break pointy" więcej w secie, to myślę, że sytuacja byłaby inna - analizował wtedy Grbić.

Do Japonii Serb zabrał 14-tkę, z której zgodnie z planem mógł wtedy korzystać, bo niektórzy z podstawowych zawodników nie byli wtedy jeszcze gotowi do gry i jedynie trenowali w Spale. Teraz szkoleniowiec, tworząc skład meczowy, wybierał z 17 siatkarzy, z których ma wyselekcjonować 12-osobowy skład na igrzyska. Ten, który w fazie grupowej turnieju olimpijskiego, znów zmierzy się z Brazylijczykami.

Sam turniej finałowy LN jest bardzo prestiżowy, zwłaszcza że Biało-Czerwoni rok temu w Gdańsku w nim triumfowali. Ale teraz ma on drugorzędne znaczenie. Bo jest ważnym, ale jednak tylko środkiem do celu. Kibice i dziennikarze czekali na moment wyboru meczowej 14-tki, licząc, że tym samym Grbić wskaże nieco, w stronę której opcji zmierza kluczowy etap selekcji. Jednym z głównych pytań jest to, na kogo postawi na pozycji drugiego atakującego. Na Łukasza Kaczmarka, swojego wiernego żołnierza i bohatera poprzedniego sezonu, ale obecnie walczącego o powrót do formy czy na będącego w świetnej dyspozycji od wielu miesięcy Bartłomieja Bołądzia, który z kolei nigdy jednak nie grał w imprezie rangi mistrzowskiej.

Serb ubiegł te domysły w środę, gdy zapowiedział przedstawicielom mediów, że wstawi Bołądzia, bo z nim krócej dotychczas pracował i chce mu dać więcej szans na grę, by się mu przyjrzeć. Można się zastanawiać, czy to jedyny powód, bo obok Kaczmarka za bandami reklamowymi usiedli też Marcin Komenda i Karol Kłos, którzy raczej w powszechnej opinii zbliżające się igrzyska obejrzą w telewizji.

Zaczęło się jak w Fukuoce, skończyło przeciwieństwem. Złota zmiana Bołądzia i nietypowy wyczyn Kurka

W pierwszej szóstce w czwartek na ataku trener Polaków postawił jednak na będącego jego pierwszym wyborem Kurka. Bardzo zacięta rywalizacja trwa wśród piątki przyjmujących i tu też można było się zastanawiać, na kogo zdecyduje się tym razem szkoleniowiec. Potężną siłę i gorsze przyjęcie Wilfredo Leona zneutralizował świetnym w defensywie Tomaszem Fornalem. W pierwszym secie nie mieli oni dobrej passy, ale wtedy nie miał jej praktycznie nikt z Biało-Czerwonych. To była zbiorowa niemoc wobec świetnej gry rywali.

W Fukuoce głównymi katami ekipy Grbicia byli Joandry Leal i Alan Souza, a teraz do pierwszego z nich doszli nieobecny wcześniej Ricardo Lucarelli i Darlan Souza, młodszy brat Alana. Skuteczność w ataku Brazylijczyków znów robiła ogromne wrażenie, a gospodarze męczyli się w tym elemencie mocno. Co prawda to Leon zakończył bardzo efektowną akcję, która zasługiwała na więcej niż punkt przy stanie 8:9, ale co z tego, skoro od połowy partii rywale odskoczyli, a potem tylko tę przewagę powiększali. Nie pomogły przerwy na życzenie Grbicia, próby ofiarnych obron Kurka ani pojedyncze udane bloki. Bo poza mocą rywali i brakiem skuteczności Polaków (zwłaszcza Kurka) doszły też błędy.

Grbić nie dokonał wtedy żadnej zmiany. Jakby chciał dać szansę zawodnikom na odbudowę i rehabilitację. I to też zrobili, choć droga do niej nie była szybka i prosta. Od początku drugiej odsłony było optymistyczniej, ale gra falowała. Polacy prowadzili 11:7, by za chwilę za sprawą bloków mierzącego 1,93 m Darlana Souzy ich przewaga stopniała do jednego "oczka". Prowadzenie 14:13 po kilku minutach zmieniło się w stratę 14:16.

Sytuacja przypominała tę z poprzedniej partii, a wtedy Grbić wreszcie zdecydował się na zmianę i to tę długo wyczekiwaną. Bołądź szansę wykorzystał w stu procentach - zdobył dla Polaków trzy kolejne punkty (21:21) i dołożył świetną zagrywkę, ale Fornal w kontrataku został wówczas zatrzymany. Wydawało się, że tak świetnie spisujący się atakujący Projektu Warszawa musi zostać na boisku, ale Grbić wrócił po kilku minutach do Kurka. Z pomocą błędów rywali Polacy jednak wygrali tę partię i bez Bołądzia. A zamknął ją asem Mateusz Bieniek.

Kiedy kibice liczyli, że teraz Biało-Czerwoni złapią już wiatr w żagle, to znów pojawiły się trudności. Wróciły mocna Brazylia i kłopoty ze skończeniem ataku po drugiej stronie siatki. Tym razem jednak problemy zostały opanowane znacznie szybciej niż w partii otwarcia. Już przy remisie 9:9 było więcej luzu i uśmiechów. Rozkręcał się coraz bardziej Fornal, swoje dodawali środkowi, a stopniowo dołączali do tego pozostali koledzy. Przewaga Polaków rosła, tak jak i liczba błędów oraz nieporozumień Brazylijczyków.

Ostatnia partia to był już nokaut. Gospodarze szaleli zarówno na zagrywce, jak i w ataku, a rywalom pozostawały ofiarne obrony, które nie przynosiły efektu. Jedna z nich mogła nawet przynieść dużą szkodę - rozgrywający Fernando Kreling w pogoni za piłką wylądował aż za bandą oddzielającą boisko o krzesełek dla sztabu i rezerwowych po stronie przeciwników.

Na te same bandy chwilę później - przy stanie 14:11 - wpadł Kurek, który dzięki temu popisał się bardzo nietypowym zdobyciem punktu. Przebił ją dołem tyłem do boiska i...zdobył w ten sposób punkt. Jeszcze Jakub Kochanowski skoczył, pozorując blok, ale nie musiał już nic robić - piłka spadła po stronie zdezorientowanych przeciwników. Kapitan Biało-Czerwonych otworzył szeroko usta szczęśliwy i zaskoczony jednocześnie, a za chwilę przybijał piątki rozbawionym kolegom. Już do końca meczu trwała dobra zabawa Polaków, którzy w półfinale zmierzą się z Włochami lub Francuzami. 

Wi�cej o: