Kryzys ws. praw telewizyjnych. Polscy kibice te� ucierpi�. Czas na nowy kana�

Kacper Sosnowski
Negocjacje dotycz�ce tych praw trwaj� p�tora roku i nie s� �atwe. Canal+ jest obra�ony, jedna z platform, kt�ra za mecze ostatnio przep�aci�a, zbankrutowa�a, a oczekiwania finansowe klub�w wzros�y, tak, �e inne podmioty te� powiedzia�y "pas". Francuska Ligue 1 zmierza do otwarcia w�asnego kana�u, a ca�a sprawa rykoszetem uderza w polskich kibic�w.

Francuzom już od dawna marzyły się wpływy, jakie ze sprzedaży praw do swoich mecz�w osiągają na rodzimych rynkach choćby Włosi, ale w dalszej perspektywie też Niemcy czy Hiszpanie. Anglicy dostający za Premier League 8 miliardów euro - 1,5 mld za sezon - są poza zasięgiem. W każdym razie Francuzi, którzy półtora roku temu oczekiwali, że ktoś nad Sekwaną położy na stół za Ligue 1 około miliarda euro, teraz powoli zastanawiają się co zrobić, by kibice nie przegapili startu sezonu ich rozgrywek.

Zobacz wideo Skomplikowana sytuacja we Francji. "Federacja chroni zawodników"

Na rynku wyprzedaż, ale chętnych brak

Choć do inauguracji sezonu 2024/25 pozostało już tylko półtora miesiąca, praw do pokazywania ligi francuskiej nadal nikt nie kupił. W porównaniu z tym, co działo się jeszcze w zeszłym roku, jej cena jest znacznie niższa, ale ogłoszony już chyba ze trzy razy Black Friday, nie podziałał na wyobraźnię telewizji, czy operatorów. W dodatku Canal+, który we Francji rodzimą ligę pokazywał od 1984 roku, przekazał jeszcze przed przetargiem, że za dalszą współpracę dziękuje. Stacja jest na ligę obrażona. Uważa, że jako jej historyczny partner została wyrolowana czy wręcz oszukania w poprzednim przetargu. Tym z 2019 roku, który wygrała wchodząca wówczas do Francji platforma Mediapro. To chiński inwestor, który przejął hiszpańską firmę i chciał namieszać we Francji. No i namieszał tak, że bałagan jest do dziś.

Ligue 1 najpierw cieszyła się z rekordowego kontaktu telewizyjnego na lata 2020-24 i 780 mln euro obiecanych przez Mediapro za główny, ośmiomeczowy pakiet, do którego jeszcze swoje 330 mln euro za dwa mecze dorzucał Canal+, ale potem płakała. Płakała szybko, bo okazało się, że kanał Telefoot stworzony przez Mediapro, ma za mało abonentów, by mieć perspektywę rentowności, a dodatku wszystkich zaskoczyła pandemia. Chińczycy zakomunikowali, że bankrutują i z umowy chcą się wycofać. Ligue 1 szlochała dłużej, bo szybko okazało się, że przy dokumentach nie zawarto odpowiednich gwarancji finansowych i organizator rozgrywek może zostać z niczym. Zamiast ciągać się po sądach, władze ligi zaproponowały nadawcy ugodę. Ten zapłacił za zaprezentowane już mecze i dorzucił drobną cześć kary za przedwczesne zakończenie umowy - łącznie ok. 120 mln euro. Do dużych pieniędzy Ligue 1 zbliżyła się wtedy tylko na papierze. Pakiet Mediapro odzyskano i sprzedano na przerwany sezon najpierw Canal+, a na kolejne sezony Amazonowi za 250 mln euro. Ta decyzja LFP - Ligue de Football Professionnel - zirytowała władze Canal+, który wciąż musiał płacić za dwa mecze na rundę aż 330 mln euro. W dodatku odmówiono mu opcji renegocjacji kontraktu i dostosowania do warunków rynkowych. Po tej przeprawie i wystrychnięciu na dudka francuski nadawca uznał, że woli zainwestować w Ligę Mistrzów (470 mln euro na sezon) i nabył do niej prawa do 2027 roku, uprzejmie informując, że nie przystąpi do przetargu na Ligue 1 na lata 2024-29.

Co ciekawe nie przystąpił do niego też Amazon Prime, który kupując prawa awaryjnie i relatywnie za małą kwotę i tak nie zdołał na nich zarobić (pakiet Ligue 1 sprzedawał za 15 euro). "L'Équipe" donosiło, że oferty BeIN Sports i DAZN były znacznie poniżej oczekiwań. A te oczekiwania i tak malały. Z miliarda euro LFP chciała w końcu najpierw 750 mln, a teraz wystarczyłoby jej już nawet pewnie 500 milionów. Tym bardziej że za chwilę, przy planie B, może drżeć czy kluby w najbliższym sezonie podzielą między siebie choćby 400 milionów.

Ta opcja B, z której prezes LFP, Vincent Labrune tłumaczył się nawet w senacie przed francuską komisją kultury, jest ryzykowna i wymaga sporo wysiłku. Wydaje się jednak, że kluby będą na nią skazane.

Nowy kanał z ligową piłką

Zakłada ona stworzenie własnego kanału "100% Ligue 1", w którym byłyby wszystkie transmisje meczów Ligue 1.

- Istnieje ścieżka, która polega na przekształceniu teoretycznego ograniczenia w szansę, wzięcie losu w swoje ręce i próbę stworzenia własnych mediów - przekonywał polityków. Wcześniej założenia takiego kanału przedstawiał też prezesom klubów i funduszowi CVC Capital Partners, do którego należy 13 proc. udziałów w lidze. Jednak wielu prezesów kręciło na pomysł nosem. Miesięczny abonament nowego ligowego kanału miałby wynosić do 30 euro brutto. Władze ligi celują w nieco ponad dwa miliony abonentów w pierwszym roku i do 3,3 miliona w ostatnim. Zdaniem niektórych ligowych prezesów to założenia optymistyczne. Trzymając się jednak prognoz, władze liczą na 540 mln euro wpływów w pierwszym sezonie, co po odjęciu prowizji dystrybutorów da 489 mln i spadnie do 419 mln euro po opłaceniu kosztów produkcji meczów. Patrząc jednak dalej, bo na pięcioletnią działalność, własny kanał ma rocznie przynosić lidze średnio 578 mln euro i być dystrybuowany gdzie się tylko da, czyli u dostawców usług internetowych, platform telewizyjnych, czy producentów telewizorów.

Przy okazji różnych danych przedstawianych przed senatem Labrune musiał tłumaczyć się też z trzykrotnego wzrostu swej pensji, w raczej trudnym dla klubów czasie. Przez ostatnie lata wynagrodzenie prezesa LFP wzrosło z 400 tys. do 1,2 miliona euro brutto rocznie. Labrune skomentował, że poziom jego pensji leży w gestii klubów, a on wykonuje swą pracę dobrze.

Kilka dni temu odetchnęły za to kluby Ligue 2, bo pięcioletnią umowę na 39 mln za sezon podpisała z nimi BeIN Sports, ale z tym, co stanie się w najwyższej klasie rozgrywkowej, nie ma to związku. No chyba że taki, że ten nadawca już w pewien sposób wypełnił swą ofertę.

Problem z Ligue 1 też w Polsce

W związku z wysokimi oczekiwaniami władz Ligue 1 w kwestii wpływów z telewizyjnych kontraktów patowa jest też sytuacja z międzynarodowymi umowami. Pośrednikiem na część Europy - w tym Polskę oraz Azję i Oceanię - została w maju agencja Infront (drugim pośrednikiem na Europę jest Saran Media). Infront zagwarantował LFP minimum oraz podział środków ponad te gwarancje. Biorąc pod uwagę, że władze Ligue 1 liczyły na 200 mln euro zagranicznych wpływów, a potem celowały w 160 mln euro, to prawa na zagraniczne mogą być nawet dwukrotnie droższe niż dotychczas. Ostatnia umowa dawała LFP środki na poziomie 70-80 mln euro rocznie. Trudno zatem spodziewać się, że rozmowy z zagranicznymi nadawcami będą przyjemne i szybkie. To wszystko w sytuacji, gdy w porównaniu z poprzednim kontraktem liga straciła takie gwiazdy jak Leo Messi, Neymar, czy Kylian Mbappe i broniła pozycji piątej najlepszej ligi w Europie.

Biorąc pod uwagę małe oglądalności i słabe zainteresowanie polskich kibic�w Ligue 1, trudno oczekiwać, że ten dość drogi produkt szybko wyląduje u któregoś z naszych nadawców. Być może kilka polskich gwiazd grających w Ligue 1, m.in. Przemysława Frankowskiego, czy Marcina Bułkę na jakiś czas stracimy z radarów. 

Wi�cej o: