Ta liczba m�wi wszystko o wyst�pie Lewandowskiego. Barcelona rozczarowana i sfrustrowana

Dawid Szymczak
To smutne zako�czenie smutnego sezonu Barcelony. P�toragodzinne podsumowanie ostatnich miesi�cy: z momentami rado�ci, ale wywrotk� w ko�c�wce i ostatecznym rozczarowaniem. Real Madryt, zwyci�aj�c 3:2, te� potwierdzi� to, co ju� znane: jest przepot�ny, mentalnie gotowy na ka�de wyzwanie.

Trzeba było przetrwać huragan ataków Manchesteru City? Real Madryt zacisnął zęby, doprowadził do dogrywki, a później lepiej uderzał rzuty karne. Trzeba było odpowiedzieć na gole Barcelony? Zakasał rękawy, ruszał do przodu mimo zmęczenia i na koniec wygrał 3:2. W cztery dni odniósł dwa arcyważne triumfy - najpierw wepchnął się do półfinału Ligi Mistrzów, a później zwiększył przewagę w lidze aż do 11 punktów.

Zobacz wideo Santos zwolniony z Besiktasu. Jest reakcja PZPN

Jak zwykle zrobił tyle, ile było trzeba, by zwyciężyć. Jak zwykle dostosował się do przeciwnika i okoliczności. Jak zwykle podniósł się po ciosach. I jak zwykle to on wyprowadził cios ostateczny. Real w DNA ma zapisaną niesamowitą odporność - na porażki, presję i emocje. W El Clasico był na prowadzeniu tylko przez trzy minuty. Ale były to ostatnie trzy minuty meczu. Znów - tak samo, jak w pierwszym ligowym spotkaniu z Barceloną - o jego zwycięstwie przesądził gol strzelony w doliczonym czasie gry przez Jude’a Bellinghama. Znów Barcelona nie była od Realu daleko, znów go nastraszyła, znów miała dobry początek. I znów została pokonana. 

Chwała Barcelonie, że różnicę między nią a Realem udało się sprowadzić do kilku centymetrów

Ten mecz był właściwie streszczeniem całego sezonu Barcelony. W trakcie pojawiły się momenty radości dające poczucie, że doskakuje do najlepszych, że Xavi trafia z meczowym planem, a młodzi pi�karze ciągną ją w stronę zwycięstwa i emocji w ostatnich tygodniach sezonu. Ale ostatecznie to wszystko tylko pogłębiło frustrację i rozczarowanie. Kolejny raz indywidualne błędy przekreśliły cały zespołowy trud. Kibice znów chwalą wychowanków - Lamine Yamala, który był najlepszym zawodnikiem Barcelony i Fermina Lopeza, strzelca gola na 2:1, narzekają za to na Roberta Lewandowskiego, że zniknął w kolejnym ważnym meczu i na Joao Cancelo, którego pomyłki w defensywie - podobnie jak w spotkaniu z PSG - doprowadziły do straty dwóch bramek. Polak miał raptem 24 kontakty z piłką, nie oddał celnego strzału na bramkę, wygrał cztery pojedynki z siedmiu, był odcięty od reszty zespołu, pozbawiony wpływu na grę i został zmieniony już w 64. minucie. Portugalczyk natomiast w pierwszej połowie łatwo dał się ograć Lucasowi Vazquezowi i pozwolił mu wedrzeć się w pole karne, gdzie po chwili sfaulował go Pau Cubarsi, a po przerwie nie upilnował Vazqueza przy dośrodkowaniu Viniciusa Jr. Tak padła bramka na 2:2.

Xavi? Znalazł okoliczności łagodzące i pozował na ofiarę sędziów. Zrobił to już po odpadnięciu z Ligi Mistrzów i powtórzył po przegranej w El Clasico. Amunicji mu nie zabrakło. "Wstydem" określił to, że w LaLiga nie funkcjonuje system goal-line, który błyskawicznie informuje sędziego, czy w spornej sytuacji piłka przekroczyła linię bramkową. Jeśli zamontowane w bramce czujniki stwierdzą, że tak - zegarek sędziego zaczyna wibrować. Sytuacja jest jasna już po kilku sekundach.

Tymczasem po meczu Realu z Barceloną wciąż wracamy do akcji z 30. minuty. Yamal trącił dośrodkowaną z rzutu rożnego piłkę, a sędziowie - po ponad trzech minutach namysłu i konsultacji - stwierdzili, że jednak nie znalazła się ona w bramce Realu. Ale żadna powtórka nie dała absolutnej pewności, że Andrij Łunin zdołał ją odbić zanim w całości przekroczyła linię. Żadna perspektywa ostatecznie nie rozwiała wątpliwości. Kibice Realu mają swoje stop-klatki. Kibice Barcelony zatrzymują obraz w odrobinę innym momencie i potwierdzają swoją tezę. To chichot losu, że LaLiga przed meczem chwaliła się, że na wyremontowanym stadionie Santiago Bernabeu zainstaluje aż 36 kamer, które "wyślą sygnał do ponad 30 krajów i 650 mln widzów na całym świecie". Żadna bowiem nie nagrała idealnie tej sytuacji i żaden kibic nie wie, jak było naprawdę. Widok z najlepszej kamery, zamontowanej w bramce, Łunin zasłonił plecami. Pech.

To zresztą nie pierwszy raz, gdy technologia goal-line ostudziłaby emocje: już Real Sociedad odpadł w półfinale Pucharu Króla z poczuciem, że piłka po strzale Kierana Tierneya jednak znalazła się w bramce, a Rafa Benitez, który wrócił do Hiszpanii po latach pracy w Premier League nie mógł uwierzyć, że jedna z najlepszych lig na świecie nie kupiła systemu za 4 mln euro. Kpią z tego kibice na całym świecie, ale Javier Tebas, szef LaLiga, jeszcze w trakcie meczu zebrał cztery artykuły opisujące przypadki, gdy mimo użycia systemu goal-line dochodziło do błędów. Bez cienia żenady i chwili refleksji zamieścił je na X.

Barcelonę należy jednak pochwalić, że była o centymetry od tego, by z Realem nie przegrać. Na boisku bowiem najmniej widać było różnicę, która dzieli dziś oba kluby - Barcelona wiele nadrobiła zadziornością, agresją i dobrym przygotowaniem stałych fragmentów gry. Finansowo chodzi przecież w zupełnie innej lidze. W gabinetach w Madrycie panuje porządek, a w Barcelonie ścierają się różne frakcje, przez co niemal bez przerwy wrze. Carlo Ancelotti wydaje się Realowi pisany na wieki, a Xavi jeszcze w tym tygodniu ma ostatecznie powiedzieć, czy odejdzie po zakończeniu sezonu, jak zapowiedział pod koniec stycznia, czy jednak zmienił zdanie. Za chwilę Real rozłoży czerwony dywan przed Kylianem Mbappe, a Barcelona paru piłkarzy wypchnie za drzwi, byle wpasować się w finansowe ramy narzucane przez ligę. Najlepiej stan obu klubów oddają ich stadiony - Real zmienił już elewację, zamontował dach, a ostatnio urządza się wewnątrz i dopiero co wstawił gigantyczny ekran, tymczasem Barcelona przesuwa datę powrotu na rozebrane dziś doszczętnie i otoczone dźwigami z każdej strony Camp Nou. 

"Słowa Gundogana? Mam swój kodeks wartości"

Nawet do tego meczu oba kluby podchodziły z dwóch różnych stron: Real przetrwał 120 minut z Manchesterem City i awansował do półfinału Ligi Mistrzów, a Barcelona po własnych błędach odpadła z PSG. Real był scalony i chwalony za upór. Barcelonę podzieliły pomeczowe wypowiedzi Ilkaya Gundogana, w których szczerze analizował błędy popełnione w rewanżu z PSG.

- Mieliśmy bardzo dobrą sytuację. Nie tylko po pierwszym meczu, ale też po pierwszym strzelonym golu. Wszystko było w naszych rękach i po prostu podarowaliśmy im ten awans w najprostszy sposób. Jeśli go faulował, to myślę, że to czerwona kartka, ale nie widziałem powtórki, więc nie wiem. Sadzę, że w tak kluczowych momentach musisz być pewny, że dotrzesz do pi�ki. Jeśli nie, musisz się powstrzymać. Tak, wolę dać napastnikowi okazję, bo jest jeszcze bramkarz, który może uratować. Lepiej nawet stracić gola niż po czerwonej kartce grać jednego mniej. To zabija twoją grę - analizował przed kamerami „CBS Sports" sytuację, w której Ronald Araujo sfaulował zawodnika PSG i dostał czerwoną kartkę. Po tej akcji Barcelona straciła cztery gole i przegrała 1:4 (4:6 w dwumeczu).

Dzień później odpowiedział sam Araujo, który miał poczuć się wytknięty palcem. - Słowa Gundogana? Ja wolę zatrzymać dla siebie to, co myślę. Mam swój kodeks wartości i myślę, że należy go uszanować - powiedział podczas premiery swojej książki. Internet zapłonął. Madryckie dzienniki pisały, że szatnia Barcelony jest podzielona, bo nie tylko Araujo nie spodobało się roztrząsanie problemów na zewnątrz. Katalońskie media kontrowały, że sprawa jest przesadzona i już w piątek wszystko zostało wyjaśnione. Ale w całej historii nie do końca chodzi nawet o faktyczny przebieg zdarzeń, a o ferment, który powstał tuż przed najważniejszym meczem sezonu. Wypowiedziała się i żona Gundogana, i klubowe legendy Barcelony z Carlesem Puyolem na czele, i obecni piłkarze, i Xavi, i setki tysięcy kibiców. Mimo wszystko po Barcelonie nie było na Bernabeu widać żadnych podziałów. Wręcz przeciwnie - właśnie zespołową pracą i indywidualnymi popisami Yamala odpowiadała na grę Realu. Bezradna była dopiero w ostatniej akcji, gdy Bellingham w doliczonym czasie gry strzelił zwycięskiego gola. 

Dopiero się zacznie. Barcelona musi podjąć kluczowe decyzje 

Dla Barcelony to właściwie koniec sezonu. Rozczarowującego, pozbawionego trofeów i prestiżowych wygranych. Na sześć kolejek przed końcem traci do Realu aż 11 punktów i sam Xavi mówi, że walczy już tylko o zachowanie drugiego miejsca. Nadchodzą tygodnie pozbawione piłkarskich emocji, ale wypełnione setkami plotek, w którym kierunku pójdzie klub: z jakim trenerem, jakim budżetem i bez której gwiazdy.

Wi�cej o: