Spotkanie Manchesteru City z Liverpoolem było bardzo ważne dla obu drużyn. W przypadku zwycięstwa gospodarze mogli umocnić się na pozycji lidera. Goście, wygrywając, wyprzedziliby sobotniego rywala i wskoczyli na pierwsze miejsce. Remis 1:1 zadowala tylko drużyny z grupy pościgowej. Nowym liderem może zostać Arsenal, który w sobotę gra z Brentford.
Pierwszą bramkę w meczu Manchester City - Liverpool strzelił Erling Haaland. Był to jego 14 gol w tym sezonie Premier League. Norweg zgubił krycie, wszedł w pole karne i oddał strzał. To zazwyczaj nie kończy się dobrze dla jego rywali i tak samo było tym razem.
Dla Haalanda ten gol był wyjątkowy, bo był już pięćdziesiątym w Premier League. Tym samym Norweg ustanowił nowy rekord ligi, jeśli chodzi o liczbę mecz�w potrzebnych do zdobycia 50 goli. Potrzebował zaledwie 48 spotkań, żeby pobić wynik Andy'ego Cole'a, który przetrwał blisko 30 lat.
Anglik do tej pory był najlepszy z 50 golami w 65 meczach. Ten wynik zawdzięczał jednak przede wszystkim fantastycznemu sezonowi 1993/94, gdy zdobył 34 bramki w 40 spotkaniach dla Newcastle. Na strzelenie kolejnych 16 potrzebował dodatkowych 25 występów. Rekord ustanowił już w barwach Manchesteru United, gdy strzelił pięć goli w wygranym 9:0 meczu z Ipswich w 30. kolejce sezonu 1994/95.
Kolejny rekord do pobicia? Od razu narzuca się liczba meczów potrzebna do strzelenia 100 goli. I jeżeli Haaland utrzyma obecne tempo, to bez problemów dogoni Alana Shearera, który potrzebował 124 meczów na taki wyczyn. Z obecną średnią bramek na mecz Norweg potrzebowałby zaledwie 96 spotkań, żeby osiągnąć ten wynik.