Meczowi Realu Madryt z FC Barceloną w półfinale Ligi Mistrzów 2010/2011 towarzyszyło bardzo wiele emocji. Po tym, jak w pierwszym ligowym klasyku za kadencji Jose Mourinho jego zespół został rozbity przez machinę Pepa Guardioli aż 0:5, wiosną w krótkim czasie doszło aż do czterech starć Realu z Barceloną, w których atmosfera była daleka od przyjaznej.
Widać to było również na boisku. Mecze były bardzo brutalne i brzydkie, nie brakowało też prowokacji z obu stron. W lidze padł remis 1:1, w finale Pucharu Króla triumfował Real po dogrywce 1:0. Największe znaczenie dla obu drużyn miał jednak dwumecz półfinałowy Ligi Mistrzów.
W pierwszym spotkaniu na Santiago Bernabeu Jose Mourinho ponownie wystawił w środku pola Portugalczyka Pepe, który nie przebierał w środkach. Tyle że tym razem trafił na sędziego, który nie zamierzał tego tolerować. Po bardzo brutalnym faulu na Danim Alvesie, Pepe został wyrzucony z boiska tuż po przerwie, przez co Real niemal całą drugą połowę grał w osłabieniu.
Później jednak rozpoczął się koncert Leo Messiego. Argentyńczyk najpierw z bliska wykorzystał świetne dośrodkowanie Ibrahima Afellaya, a następnie zdobył jedną z najpiękniejszych bramek w karierze. Odbierając pi�k� od Sergio Busquetsa około 45 metrów od bramki rywala Messi na pełnej szybkości poradził sobie z Lassaną Diarrą, Sergio Ramosem, Raulem Albiolem i Marcelo, aż wreszcie posłał piłkę obok Ikera Casillasa, ustalając wynik spotkania na 0:2.
W rewanżu na Camp Nou padł remis 1:1 i to Barcelona awansowała do finału na Wembley, w którym pokonała Manchester United 3:1 i sięgnęła po raz czwarty w klubowej historii po Puchar Europy.