Karol Borys, 17-letni piłkarz Śląska Wrocław, brązowy medalista mistrzostw Europy do lat 17, uznawany jest za jeden z największych futbolowych talentów. W tym roku "The Guardian" umieścił go w gronie 50 największych talentów na świecie. Zawodnik wzbudza zainteresowanie zagranicznych klubów. Odwiedził już Manchester United i Fiorentinę. Porozmawialiśmy z nim, a także jego ojcem Marcinem. To długi wywiad – o marzeniach, problemach i sportowej drodze.
Karol Borys (Śląsk Wrocław): Wynik na pewno nas nie zadowolił, bo przegraliśmy wszystkie mecze i nie wyszliśmy z grupy. Turniej zostanie z nami na zawsze – to są mistrzostwa świata i nikt nam tego nie zabierze. To będzie pamiątka na całe życie. Indonezja to był zupełnie inny świat. Jak wysiedliśmy z samolotu, to duchota nas uderzyła i już wiedzieliśmy, że będzie inaczej. Najpierw tydzień na Bali – trenowało się ciężko, ale jak przylecieliśmy na turniej, to już byliśmy zaaklimatyzowani.
Przez całe zgrupowanie na Bali nic mi nie było. W dzień meczowy wstałem, poszedłem na wagę i zaczęły się moje problemy żołądkowe. Cała kadra się z nimi borykała – jak nie jeden, to drugi. Z Japonią zagrałbym pewnie cały mecz, ale byłem osłabiony i odwodniony. Chudłem około dwóch kilo co mecz.
Mistrzostwa Świata U-17 w Indonezji fot. archiwum prywatne rodziny Borysów/użyczone
To było zderzenie z innymi światami. Wiadomo, że sytuacja, do której doszło w trakcie zgrupowania, trochę nas rozbiła (grupka piłkarzy wyleciała z drużyny za spożywanie alkoholu – red.), trudniej nam się wchodziło w te mecze. Moim zdaniem taktycznie najlepsza była Japonia. Argentyna to Argentyna, wiadomo, nie trzeba nic więcej mówić. Świetni pi�karze, jak grali z nami, to trudno było im w ogóle zabrać piłkę. Senegal to siła fizyczna – zabiegali nas, to przeważyło. Nie mieliśmy ani sił się z nimi ścigać, ani ścierać. To były bardzo duże chłopy. Piłkarsko nie było źle, ale tu była ta różnica.
Moja reakcja była taka, że trzeba jechać i zobaczyć. Manchester to jest wielki klub, z ogromną historią. Była duża radość, bo nie każdy dostaje zaproszenie od Manchesteru United. To był taki przypływ energii – jadę tam, pokazuję się, wracam do Polski i pracuję dalej. Po to, by w przyszłości, być może, zagrać tam w pierwszym zespole.
Rozmawialiśmy z Łukaszem Bejgerem – opowiadał, jak on widział swój pobyt w Manchesterze, na co powinienem zwrócić uwagę, a na co nie. Warunki mieli perfekcyjne. Jedenaście boisk, wszystkie naturalne, jedno sztuczne pod halą...
Piłkarsko – szybsza gra, szybsze podania – na to zwróciłem uwagę. Wystarczyło tylko dostawić nogę. Kolega dał mocno, dostawiałem nogę i też szło mocno. On też wymuszał na mnie tę jakość. Tempo gry było nie do porównania. Graliśmy mecze – wszystko grane było do przodu, nie było zagrywania do tyłu, spowalniania akcji. Jeżeli straciliśmy piłkę, to trzeba było gonić do tyłu. Intensywność i pressing – tak to wyglądało.
U nich jak stracisz piłkę, to gonisz do tyłu, ale nie ma czegoś takiego, że ktoś się boi. Od razu jest ryzyko, drybling – nawet w beznadziejnych sytuacjach, w których wydawałoby się, że nie ma wyjścia, oni starają się coś zrobić. Pięć nie wyjdzie, ale wyjdzie jedna i wykreuje się akcja bramkowa. Tak... To jest ta największa różnica.
Marcin Borys (ojciec Karola): Karol się dobrze czuł, bo sam tak chce i lubi grać. Zresztą z tego, co mówił, to najbardziej podobało mu się w U-19 i w U-23. Trenował w każdym zespole (uśmiech).
KB: Piłka im nie przeszkadzała. To były roczniki, które już teraz wchodzą, dostają szansę. Grałem z Mainoo, rozmawiałem z nim. Nie powiedziałbym, że on będzie grał od początku. Oglądałem ostatnio mecz United i on wyszedł w pierwszym składzie. Był dobry, świetnie się ustawia, ma doskonałą kontrolę piłki, ale byli lepsi od niego. Nie spodziewałem się, że aż tak się rozwinie. Garnacho – szybki, dynamiczny – jego bym wtedy na pewno wyróżnił. Ten poziom był bardzo wysoki – tam każdy wychodzi do piłki, pokazuje się. W ogóle na treningach były same gry. Podania i jakieś proste zagrania to były rzeczy zarezerwowane na rozgrzewkę. Poza tym to małe gierki: 3 na 2, 2 na 2, 1 na 1, 4 na 4. Granie w różnych strefach – wszystko na małej przestrzeni. Każdy tam bierze odpowiedzialność za siebie.
KB: Wtedy była pandemia, więc oni byli w innym budynku. Jednego dnia mieli zdjęcia na sztucznym boisku. Widziałem Maguire'a, Matić był, De Gea, Dalot. Ronaldo nie widziałem w ośrodku. Oglądaliśmy za to mecz z Brighton z trybun.
MB: Nie miałem obaw, bo to tak jak mówi Karol – taki wyjazd nie zdarza się często. Wielu chłopaków nie ma takiej możliwości, by uczestniczyć w czymś takim. Ryzyko trzeba podejmować, to doświadczenie. Mógł zostać – ocenili go na A, najwyższą ocenę. Tematu nie było, bo ograniczały nas przepisy. Anglia jest poza Unią Europejską i to komplikuje sprawy transferów młodych piłkarzy.
KB: Od momentu, jak mama zawoziła mnie na pierwszy trening. Czułem, że to może być to, co będę robić przez całe życie. Wiadomo, nie wiem dziś, czy będę takim piłkarzem, jakim chcę być. Zaszczepił to we mnie tata.
MB: Mieszkamy w małej miejscowości, Otmuchów – w zasadzie to trzy kilometry od Otmuchowa, w Mesznie. W takich regionach cały sport to jest piłka nożna. To była naturalna droga. Sam trochę grałem w piłkę na poziomie trzeciej ligi w Kluczborku.
KB: Pójście do Śląska było momentem przełomowym. Miałem wtedy siedem lat.
MB: To nie było tak, że był już na stałe w Śląsku. Najpierw przyjeżdżaliśmy na dwa treningi w tygodniu, później to się zmieniło na trzy. W siódmej klasie podstawówki się tutaj przeprowadziliśmy.
KB: Na pewno było lekkie zdziwienie – wchodzi jakiś dzieciak do szatni, co my tu z nim zrobimy (śmiech). Mówiąc poważnie – przyjęli mnie bardzo dobrze. Na końcu jak się wychodzi na boisko, to chodzi o to, aby tym dzieciakiem nie być i pokazać umiejętności. Myślę, że pokazałem, i tak to się zaczęło.
KB: Chyba nie pamiętam. Pamiętam za to, że trener Magiera wziął mnie i zapytał, kogo chcę jako opiekuna do oprowadzenia po szatni. Wybrałem Bartka Pawłowskiego.
KB: Wahałem się, ale musiałem mówić "Bartek". Nie ma się czego bać. Wiedziałem, że muszę wejść i grać tak, jak grałem w juniorach. Wiadomo, że różnica jest, ale nie może to przeszkodzić mi w podejściu.
KB: Starałem się wyłączyć, bardziej czułem radość niż stres. Po to trenowałem w akademii, pracowałem na to, by doczekać takiego meczu. Znałem ten stadion.
MB: Pierwszy raz na meczu Śląska był w 2013 r. Grali z Sevillą w europejskich pucharach. Karol miał sześć lat.
KB: Dobrze nam się dogadywało – był w porządku i jako trener, i człowiek. Tak naprawdę on postawił na mnie w kilku meczach. Zagrałem dobrze, czułem się dobrze… i mam niedosyt, że nie zostałem w pierwszym składzie. Myślę, że byłbym dziś w innym miejscu.
KB: To była kwestia wyników. Myślę, że trener nie chciał mnie obciążać tym, co mówią ludzie. Gra, bo jest młody i dlatego są takie wyniki. Szkoda, mam trochę niedosyt, że nie zagrałem wtedy więcej.
KB: Trudno coś powiedzieć – jeździłem na zgrupowania kadry, było tego sporo, to na pewno ma wpływ na moją pozycję w drużynie. Rozumiem trenera Magierę, bo wypadałem z mikrocyklów, trudno więc było na mnie postawić. Były szanse, kiedy mogłem zagrać – trudno, nic na to nie poradzę teraz. Trenuję na 120 procent i wierzę, że tę szansę dostanę.
Naciągnąć mnie do 190 cm chyba nie naciągniemy. Fizyczność? Chyba się da, ale nie da się tego zrobić z dnia na dzień. Nie da się zrobić tak, że dziś powiem "chcę być dzikiem", a jutro stanę się szafą. Na pewno trener o tym mi mówi, że nad tym muszę też pracować. Wiem, że tutaj potrzebne jest więcej czasu. Teraz mam kontuzję, więc nie mogłem też grać.
MB: Fiorentina jest zainteresowana Karolem i lecimy do Florencji, chcemy skorzystać z zaproszenia, zobaczyć klub, zapoznać się z planem rozwoju Karola.
MB: Trochę tak. Czuwam nad tym wszystkim. Czasami coś przeczytam, złapię się za głowę i powiem: "Po co znów to? Ale po co to?". Co konferencja trenera, to są pytania o Karola – to też jest męczące. Proszę siebie w duchu, żeby nie pytali o niego. Czasami się udaje. On się wyłącza. Powiedziałbym, że jest taki bez prądu. To jest taka dobra cecha.
KB: Cieszę się, bo po to się gra, żeby się mówiło dobrze. Jakoś sobie z tym radzę – odcinam się, jednym wpuszczam, drugim wypuszczam. Czasami to męczy, czasami nie. Mam do tego dystans.
KB: Lubię spędzać czas sam, nie lubię, jak jest dużo ludzi w moim otoczeniu, gadułą również nie jestem.
MB: Woli spędzić czas w domu, posiedzieć samemu albo na tych swoich rybkach (śmiech).
KB: Mój dziadek chodził na ryby i brał mnie ze sobą. Od niego się to zaczęło, uwielbiam jeździć na ryby. Kiedy przyjeżdżam do rodzinnego domu, wsiadam na rower i ruszam na łowisko... Mama nie pozwala mi samemu jeździć.
KB: Mam kartę wędkarską, największy chyba boleń – 75 cm, sześć kilogramów. W to lato to było. To moja największa zdobycz.
KB: Nie no... gol!
KB: Jak ma być brzydki gol, to ładna asysta.
KB: Mam swoich kolegów, z którymi trzymam się od małego. Nie zmieniam tego grona, to jest najbliższe grono. Nie dopuszczam za bardzo innych do niego. Poza tym lubię spędzać czas sam, nawet nie z rodzicami – po całym intensywnym tygodniu potrzebuje się wyciszyć. Lubię wędkę, rower, posiedzieć po prostu z naturą, a to wszystko dają mi ryby – one muszą być.
MB: Tak, mamy dobry kontakt, dzieli się z nami swoimi przemyśleniami, rozterkami.
Karol Borys wraz z mamą podczas MŚ U-17 w Indonezji fot. archiwum prywatne rodziny Borysów/użyczone
KB: Lubię oglądać duże mecze, zawsze oglądamy Ligę Mistrzów, mundiale, EURO, ekstraklasę, ale nie śledzę wszystkiego.
KB: Nie. Oglądam jako kibic, chcę wyłączyć głowę.
KB: Hiszpańska albo angielska. Angielska to najlepsza liga na świecie.
KB: Z młodymi zawodnikami trzymamy się razem. Niemniej ze starszymi też jest dobry kontakt. Nie mam czegoś takiego, że mnie dociskają. Jest naprawdę w porządku. Starają się podpowiadać – na treningach, poza nimi też. Bardziej ja staram się obserwować ich zachowania i to, co robią. Tak, by coś można zabrać dla siebie z tego ich stylu gry.
KB: Ustawianie się.
KB: Bieganie.
KB: Obrona.
KB: Wziąłbym cwaniactwo od Josue. To jest potrzebne.
KB: Życiowo chyba nie mam takiej osoby.
MB: U nas jest taka zasada, bo mamy też córkę, mieszka w Stanach Zjednoczonych, ma 26 lat – nie wskazujemy im. Popatrz, jaki ten jest mądry, zachowuj się tak. Nie. Mają być sobą.
KB: Chyba to, że się nie przejmuję. Uważam, że jestem silny psychicznie i presja mnie nie wytrąca z rytmu. Nie zmieniłem się, jestem taki, jaki byłem, gdy wchodziłem do Śląska. Uśmiechnięty.
MB: W tej rundzie w klubie tych minut nie było dużo, ale w sierpniu zaczęły się zgrupowania reprezentacji, grania było dużo. Treningi w seniorach – on podchodzi do tych obowiązków tak, że się nie opieprza. Każdy trening jest jak jednostka meczowa. Chciałoby się, żeby tej gry w klubie było więcej, ale ten rozwój postępuje.
KB: Rozwinąłem się – nie ma czegoś takiego, że nie gram w klubie, wyjdę na boisko i słabo gram w reprezentacji. Wyszedłem i nie schodzę z poziomu. Uważam, że jest lepiej.
KB: Rozważyłbym, ale nie zastanawialiśmy się nad tym jeszcze.
MB: To by zależało od tego, jaki pomysł mieliby na Karola.
KB: Mam indywidualny tok, mam zajęcia online, jak również chodzę na zajęcia do szkoły. Szkoła bardzo mi pomaga.
KB: Na pewno za ładne oczy by mnie tam nie dali. Spokojnie na to patrzę, bo to jest dodatek. Mam pracować dalej, bo to jest dopiero początek.
MB: Zapracował sobie na to. W głowie się od tego nie przewraca i nie przewróci.
MB: Poświęca się w stu procentach. Jest skupiony na tym, by dojść tam, dokąd sobie wymarzył. Kocha tę swoją piłeczkę. Ma świadomość, że bez tego podejścia nic nie osiągnie.
MB: Jest zainteresowanie. Po Euro było dosyć sporo, teraz po tych mistrzostwach świata tez. Trzeba powiedzieć, że on wypadł tam dobrze. My współpracowaliśmy z małą agencją, w tej chwili nie współpracujemy, ale dochodzi do nas, że pewnych rzeczy już się samemu nie przeskoczy. Zawodnik na poziomie ekstraklasy to nie tylko sam trening – potrzebne jest przygotowanie, dietetyk. Menadżer nie jest tylko od szukania klubu, ale od zadbania o zawodnika – tak to widzę. Ten trening i mecz to jest wynik całotygodniowej pracy. Tak rozumiem rolę menadżera, który opiekuje się zawodnikiem.
KB: Barcelona i gala Złotej Piłki.
KB: Na pewno patrzy na piłkę do przodu. Gramy cały czas wysokim pressingiem. Nie kopaliśmy piłki, staraliśmy się rozgrywać od tyłu. Nie zawsze to się udawało, ale chcieliśmy budować akcje. Trener pozwala na dużo. Między innymi dlatego na Euro odnieśliśmy sukces i pojechaliśmy na mundial. Tam nie wyszło, ale powiedziano nam – żebyście sobie nie dali tego odebrać, że w ogóle tam byliśmy. Polska nie gra na każdych młodzieżowych mistrzostwach świata. Nas tam nie było 25 lat.
KB: Środek pola, ósemka. Na kadrze w ustawieniu jestem za dwoma napastnikami. Mogę biegać, mam obok siebie szóstkę, która broni. Przekazuję akcję do przodu i dobrze się czuję, gdy mam kogoś odpowiedzialnego obok siebie. Lubię piłkę, lubię być przy piłce, nie lubię za nią biegać. Chcę wziąć piłkę i wziąć odpowiedzialność.
KB: Decyzji – nie mogę się tyle zastanawiać. Jak mam piłkę, to czasami muszę po prostu uderzyć. Przyjąć, uderzyć. Nie machnąć rywala, po prostu strzelić.
KB: Minut. Ze zdrowiem nie mam problemów, obecnie trwa moja pierwsza naprawdę dłuższa kontuzja.