To on stoi za cyrkiem w Barcelonie. "Wystarczy�o uszanowa� wol�"

Winny zamieszania w Barcelonie jest tylko jeden cz�owiek. Przez Joana Laport� i jego szokuj�ce decyzje motto "wi�cej ni� klub" mo�na wyrzuci� do kosza. Bo kto b�dzie powa�nie traktowa� klub i cz�owieka, kt�ry w taki spos�b traktuje swojego trenera i legend�? - pisze Marcin Jaz ze Sport.pl.

Trenerskiej kadencji Xaviego w Barcelonie nie da się dziś ocenić zerojedynkowo. Nie można wprost stwierdzić, że było wspaniale albo fatalnie. Ale ten sezon to był już widoczny zjazd w dół. On sam czuł, że będąc wyczerpanym emocjonalnie, przeciążonym stresem, nie da "Blaugranie" wiele. Podjął decyzję, żeby odejść i odpocząć. Ale Joan Laporta był uparty. Chciał stworzyć nowego Pepa Guardiolę, kolejnego byłego i legendarnego piłkarza, który zostanie cudotwórcą jako trener. I ta upartość skompromitowała klub.

Zobacz wideo Iga Świątek pokazała zdjęcie z El Clasico

Przychodził jako zbawca, ale szybko doszedł do ściany

Hiszpan wrócił do Katalonii w trudnym momencie. Barcelona była rozbita po słabym starcie sezonu 2021/2022 pod wodzą Ronalda Koemana, a co gorsza nie miała już Leo Messiego. Xavi zdołał wyciągnąć "Blaugranę" z przeciętniactwa na drugie miejsce w La Lidze. Piłkarze zaczęli wierzyć, że życie po Leo jest możliwe. Do tego Xavi dołożył z własnej kieszeni do tego, żeby przyjść, zgodził się na niższe zarobki. Wszystko zrobił z miłości do klubu, którego jest żywą legendą.

Udało się odmienić szatnię personalnie, z przyjściem Roberta Lewandowskiego na czele. W efekcie w pierwszym pełnym sezonie Xavi zdobył dwa trofea - mistrzostwo i Superpuchar Hiszpanii. Mimo sukcesów gra Barcelony była irytująca. Wymęczone wygrane w pełni zadowalały zarówno piłkarzy, jak i trenera, co było obrazkiem niegodnym Barcelony.

Ale zarządzanie sukcesem bywa trudniejsze niż zarządzanie kryzysem. I z tą ścianą zderzył się Xavi.

Sztab i piłkarze zawodzili na każdym polu. Zostawiając już kwestię złego przygotowania fizycznego, które szczególnie odczuwalne było jesienią i zimą (kilku ważnych zawodników kontuzjowanych, straty bramek w pierwszych minutach i końcówkach spotkań nawet ze słabymi rywalami), to problemem była też mentalność zawodników. Xavi miał kłopot, by odpowiednio zmotywować zespół m.in. w El Clasico, a nawet ze stawiającą się Almerią, outsiderem La Ligi. Sam nie wytrzymał ciśnienia w rewanżu �wier�fina�u Ligi Mistrzów z PSG. Gotował się po czerwonej kartce dla Ronalda Araujo, wściekał się po niewykorzystanych akcjach i niepodyktowanym rzucie karnym. Miał gorącą głowę, za co słono zapłacił - sędzia pokazał mu czerwoną kartkę i odesłał na trybuny.

Poza tym Xavi nie radził sobie z presją otoczenia. Często nie przyznawał się do błędów, szukał winy w innych lub czynnikach zewnętrznych - w sędziach, murawie, braku jednego czy drugiego piłkarza. To odbiło się na grze piłkarzy. Mimo przebłysków wiosną, trudno wyciągnąć więcej pozytywów.

Namówienie Xaviego to był brak szacunku i zaślepienie Laporty

Pod koniec stycznia Xavi podjął odpowiedzialną decyzję, by odejść wraz z końcem tego sezonu. Nie ukrywał wyczerpania, przeciążenia. Jego bliscy chcieli, aby zaczął dbać o zdrowie psychiczne. Trenerzy w Barcelonie nigdy nie mieli lekko, dlatego decyzja Xaviego była jak najbardziej zrozumiała. Nie tylko z jego perspektywy, ale także patrząc na dobro klubu i piłkarzy, bo więcej z Xavim nie dało się wycisnąć.

Można było godnie pożegnać Xaviego w ostatnim domowym meczu z Rayo Vallecano. Można było rozstać się w zgodzie i z szacunkiem potraktować legendę - mimo że Barcelona nieraz miewała z tym problem. Ale wszystko zepsuł Joan Laporta, zachował się jak dziecko, które nie potrafiło zaakceptować odpowiedzialnej decyzji dorosłego.

Wystarczyło uszanować wolę Xaviego, a dzisiaj nie mielibyśmy tego całego zamieszania. O ile zasadne można byłoby uznać próby przekonania Xaviego w pierwszych dniach i tygodniach od ogłoszenia decyzji, o tyle namawianie do tego trzy miesiące później i to w mało oficjalnych rozmowach w domu Laporty nie miało racji bytu. Inna sprawa, że Xavi źle zrobił, że dał się namówić, skoro czuł, że formuła się wyczerpała.

Efekt był taki, że 25 kwietnia Laporta i Xavi triumfalnie ogłosili na konferencji prasowej, że będą współpracować w przyszłym sezonie. To był sukces prezydenta, można było puścić nad miastem biały dym. Czy Laportą kierował zdrowy rozsądek, czy sentymentalizm? Szef Barcy do dziś wraca wspomnieniami do ery Pepa Guardioli i lat 2008-2012. W walce o posadę prezydenta klubu obiecał przywrócenie świetności Barcelonie na miarę tej z epoki Guardioli. To była obietnica, której nie dało się zrealizować.

Wielu wierzyło, że skoro Xavi tyle się nauczył od Guardioli, to mógłby być od niego nawet lepszy. Laporta uparł się, że stworzenie Guardioli w wersji 2.0 jest możliwe, choć brzmi to przecież niczym utopia.

Ale to był początek intrygi. Wszak w zasadzie tuż po konferencji osoby z otoczenia Laporty poddawały w wątpliwość słuszność wybrania Xaviego. Druga porażka z Gironą w tym sezonie nakazywała myśleć, że to faktycznie nie był dobry pomysł. W kolejnych tygodniach nie było żadnego efektu "wow". Poza tym Xavi nie pomagał sobie kolejnymi wypowiedziami na konferencjach, m.in. na temat Vitora Roque czy sytuacji finansowej. Jego słowa nie były zgodne z filozofią i polityką Laporty i Deco, dyrektora sportowego. I, niestety, to jest główny powód zwolnienia Xaviego.

Zwolnienie Xaviego najlepszym rozwiązaniem w najgorszych okolicznościach

Xavi jesienią dobił do maksimum możliwości trenerskich w Barcelonie. Szczyt formy i umiejętności był do 60. minuty pierwszego El Clasico w tym sezonie, kiedy "Duma Katalonii" miała pełną kontrolę nad meczem z Realem. Ale nagle coś się posypało - i w tym spotkaniu - wówczas Barca przegrała 1:2 - i w zespole. Na dobre.

Ze względów sportowych dobrze się stało, że Xavi odchodzi. Na papierze z Hansim Flickiem powinno być dużo lepiej, byle kto trypletu nie zdobywa. Ale można czuć niesmak, widząc, w jakich okolicznościach do tej zmiany doszło. Nawet jeśli Xavi głównie rozczarowywał, to nie zasłużył na takie traktowanie bez szacunku. Miał serce na dłoni, które zostało zdeptane. Można mu tylko współczuć.

Joan Laporta jest głównym odpowiedzialnym za cyrk, jaki w ostatnim czasie odbywał się w Barcelonie. Powinien powiedzieć Xaviemu głośne i szczere "przepraszam". Nie powinien wykorzystywać trenera do gry na emocjach twardego elektoratu wśród socios. Przez jego zaślepienie motto "więcej niż klub" można dziś wyrzucić do kosza. To dziś więcej niż cyrk, bo mało kto będzie poważnie traktował klub i człowieka, który w taki sposób traktuje trenera i legendę.

Xaviemu należą się podziękowania za podjęcie bardzo trudnej misji, którą w jakimś stopniu dźwignął. To człowiek FC Barcelony z krwi i kości. Nie bał się wyzwania, ale nie dał rady zrealizować długoterminowego celu. Z pewnością trzeba też docenić postawę Flicka, który nie obraził się w kwietniu, kiedy Laporta wywrócił klub do góry nogami. Spełni swoje marzenie o pracy w Hiszpanii, ale też dobrze wie, że czeka go współpraca z niestabilnymi emocjonalnie władzami, i być może stąd tylko dwuletni kontrakt. Niemiec zdaje sobie sprawę, że nie może dać sobą pomiatać.

Na przyjściu Flicka powinien też skorzystać Lewandowski. W końcu to za jego kadencji w Bayernie Polak przeżywał swój najlepszy okres w karierze. Obaj doskonale wiedzą, jak ze sobą współpracować.

Wi�cej o: