Kilka dni temu w mediach pojawiła się informacja, że w zeszłą środę wieczorem znany polski freak fighter Denis Labryga miał potrącić na pasach młodą kobietę. Ta doznała wiele poważnych obrażeń. - Ten samochód pojawił się nagle, jak weszłam na pasy. Uderzył we mnie tak, że poczułam to na całym ciele. Wpadłam na maskę, a potem wylądowałam na ulicy. Byłam w szoku - powiedziała poszkodowana w rozmowie z "Faktem".
Kobieta następnie zdradziła, że Labryga próbował ją przekupić, aby nie wzywała policji, "bo jest dziabnięty". Wkrótce świadkowie wezwali policję i w organizmie freakfightera wykryto 0,5 promila, po czym odebrano mu prawo jazdy i wylądował na komendzie. Niedługo później sprawca przedstawił swoją wersję wydarzeń w oświadczeniu wysłanym kanałowi FreakFightPolska.
- Bez dwóch zdań sytuacja była z mojej winy, czego żałuję. Nie zachowałem szczególnej ostrożności, gdy pokazała mi się zielona strzałka na skrzyżowaniu. W tym samym momencie zielone światło mieli również piesi, co bada biegły sądowy - stwierdził. Następnie przyznał, że był pod wpływem alkoholu, ale nie tak dużym, jak informowały media.
- W mediach lata, że miałem 0,5 promila, co jest kłamstwem. Było to 0,25, które było spadkowe, po 15 minutach w drugim badaniu wyszło, że mam 0,21, a po 15 minutach w trzecim badaniu 0,17. Pani Lauro, przykro mi, że tak się stało, ale jestem zdziwiony, że dzień później, po zdarzeniu, zamiast odpoczywać, lata pani po mediach i mnie oczernia, głosząc nieprawdę w paru kwestiach - dodał.
Związany z Clout MMA Labryga zakończył, twierdząc, że zawsze należy wysłuchać drugiej strony, a nie "wieszać psy na człowieku". Ponadto podkreślił, że alkohol spożywał dzień wcześniej i czuł się dobrze, dlatego nie zbadał się alkomatem.