Didier Deschamps może i jest przeciwnikiem skrajnej prawicy, ale to, co powiedział trener reprezentacji Francji na konferencji prasowej przed meczem półfinałowym mistrzostw Europy z Hiszpanią, Marine Le Pen i spółka spokojnie mogliby wziąć na sztandary.
A było to tak. Szwedzki dziennikarz zapytał o to, co nurtuje miliony kibic�w na całym świecie. O to, o czym mówią dziennikarze w każdym europejskim kraju. Dlaczego Francja, która ma w sk�adzie tak świetnych piłkarzy, nie potrafi strzelić ani jednego gola z gry w pięciu meczach Euro 2024? Dlaczego zespół naszpikowany wielkimi talentami morduje siebie i kibiców siermiężnym stylem gry?
- Czy zdajesz sobie sprawę z krytyki związanej z nudną grą twojej drużyny? Co o tym sądzisz? Kibice oczekują bardziej ekscytującego stylu gry - stwierdził Szwed. Wtedy Deschamps nie wytrzymał. - Jesteś Szwedem, jesteś pewien, że zadajesz to pytanie? Jeśli się nudzisz, obejrzyj coś innego, nie ma problemu. Nie musisz! To wyjątkowe Euro dla wszystkich, z mniejszą liczbą bramek niż w przeszłości. Potrafimy dzielić się emocjami, sprawiać, że Francuzi są zadowoleni z naszych wyników. Jeśli Szwedzi się nudzą, nie ma to dla mnie większego znaczenia - wypalił francuski selekcjoner.
Jednym zdaniem: reprezentacja Francji jest tylko dla Francuzów.
Moim zdaniem to najważniejsze słowa, które padły na Euro 2024. Nikt inny tak dosadnie nie wyjaśnił całej rzeszy narzekających kibiców i dziennikarzy. "Nie podoba się, to wypad".
Futbol naprawdę jest okrutny, a prawda futbolu - brutalna. Miliony tzw. kibiców piłki nożnej, którzy od swojej ukochanej dyscypliny i jej kapłanów chcieliby odrobinę wrażeń estetycznych i przeżyć duchowych, dostały pięścią w nos. "Nie macie większego znaczenia" - mówi im Deschamps. Bo przecież ów Bogu ducha winny szwedzki dziennikarz nie pytał w imieniu swoim, w imieniu Szwedów, ale w imieniu tych wszystkich kibiców i dziennikarzy, którzy nie godzą się z nudnym Euro 2024.
Niejako jako wytłumaczenie słów Deschampsa serwis The Athletic opublikował artykuł pod tytułem "Idealizm umarł". Tezą autora jest fakt, że piłkę nożną zdominowało podejście biznesowe, a globalizacja doprowadziła do zatarcia różnych stylów gry i różnic między zespołami. Dziś dominuje pragmatyczny, skrojony pod Europę styl, gdzie pi�karze muszą wytrzymać morderczy sezon łączenia rozgrywek ligowych, pucharowych i międzynarodowych.
To oczywiście prawda, ale tylko częściowa. Tu chodzi o bardziej podstawowe wartości. Gdyby rzeczywiście chodziło o biznesowe podejście, to Deschamps nie przyłożyłby tak Szwedowi prawdą między oczy, ale mówiłby okrągłymi zdaniami o szanowaniu opinii każdego kibica i ograniczeniach własnej drużyny, czyli o krótkim czasie przygotowań, kontuzjach, zmęczeniu sezonem.
Tu chodzi przede wszystkim o szacunek do kibiców, a raczej jego brak. Deschamps był arogancki wobec Szweda, bo nie dba o produkt, którym są mistrzostwa Europy, lecz o swój partykularny interes. Dla niego liczy się tylko Francja i Francuzi. I tak jest z całym tym piłkarskim biznesem. FIFA, UEFA, kluby, związki krajowe wydzierają sobie nawzajem terminy i piłkarzy, aby tylko jak najwięcej urwać z tej tkaniny, z której uszyte są kieszenie kibiców. Wszyscy są przekonani, że można w kalendarzu upchnąć jeszcze więcej, by jeszcze bardziej się wzbogacić.
Deschamps jest arogancki tylko dlatego, że uważa, iż kibice, którzy "nie mają większego znaczenia" i tak włączą telewizor, żeby obejrzeć półfinał mistrzostw Europy. Przyzwyczajanie i tradycja będą silniejsze niż poczucie godności zdeptane przez trenera Francji.
Ale to przyzwyczajenie ze starych czasów. Na szczęście ten świat powoli już odchodzi. Nadchodzi nowe pokolenie, a ono zmiecie Deschampsa z jego arogancją. Ci nowi kibice już sami z siebie już wiedzą, że mogą obejrzeć co innego. Nikt nie musi im tego mówić.