Po fazie grupowej reprezentacje Niemiec i Hiszpanii wyrosły na głównych faworytów do sięgnięcia po mistrzostwo Europy. Pech chciał, że obie drużyny znalazły się po jednej stronie drabinki pucharowej, przez co nie zobaczymy ich w potencjalnym finale, a już na etapie ćwierćfinału. Ten rozpoczął się w piątek 5 lipca o godz. 18:00.
Zespół gospodarzy prowadzony przez Juliana Nagelsmanna do tej pory prezentował się bardzo solidnie. Szczególnie w pierwszych dwóch meczach, kiedy w efektowny sposób pokonywał 5:1 Szkotów oraz 2:0 Węgrów. Potem Niemcy rzutem na taśmę zremisowali 1:1 ze Szwajcarią, jednak to nie przeszkodziło im w awansie z pierwszego miejsca. W 1/8 finału pomimo niewielkich problemów ograli Danię 2:0. Teraz czeka ich o wiele trudniejsze zadanie.
Rywalami naszych zachodnich sąsiadów są Hiszpanie, którzy na ten moment przez całe Euro 2024 stracili... jedną bramkę. I to samobójczą. Forma piłkarzy Luisa de la Fuente jest wyśmienita. Na skrzydłach szaleją młodziutcy Lamine Yamal i Nico Williams, a na pozycji napastnika występuje Alvaro Morata. Jednocześnie niemiecka kadra ma kłopoty z typową "dziewiątką", co w rozmowie z "Super Expressem" przyznał Lukas Podolski.
- Co prawda "na stare lata" obudził się Niclas Fuellkrug i zaliczył mocne wejście do reprezentacji, ale to jedyny zawodnik o charakterystyce środkowego napastnika - podkreślił zawodnik Górnika Zabrze. Obecnym napastnikiem Niemców jest Kai Havertz, którego nie może jednak klasyfikować jako typowego piłkarza na tę pozycję. Mimo to jak na razie gospodarze dobrze radzą sobie w takim wariancie taktycznym. - Jeśli bez napastnika zdobędziemy medal, pewnie nie będzie się o tym mówić. Ale szkolić trzeba, bo w reprezentacji transferem się nie uratujesz - podsumował Podolski.
Wcześniej mistrz świata z 2014 roku nie szczędził pochwał dla zespołu Nagelsmanna. - Znów widać drużynę, zespołowość. Czyli to, co było naszym największym atutem, i z czego czerpaliśmy siłę - analizował.