Sprawa protestu złożonego przez Astona Martina dotyczy Carlosa Sainza. Zdaniem brytyjskiego zespołu Hiszpan nie powinien znaleźć się w trzeciej części kwalifikacji. Kierowca Ferrari skończył "czasówkę" na siódmym miejscu, ale jeśli protest zostanie rozpatrzony pozytywnie, wyląduje kilka miejsc dalej na starcie.
Aston Martin przywiózł na Grand Prix Chin pakiet poprawek do auta, które miały na celu poprawić tempo w kwalifikacjach. Można powiedzieć, że udało się osiągnąć zamierzony efekt, bo Fernando Alonso był wolniejszy tylko od dominatorów z Red Bulla, a Lance Stroll otarł się o miejsce w Q3, zabrakło mu setnych części sekundy.
Po zakończonych kwalifikacjach Alonso otwarcie mówił, że w trakcie wyścigu może być wolniejszy od McLarena i Ferrari, dlatego walka z nimi wydaje się z góry przegrana. Mimo to liczy na dobry rezultat, a Aston Martin chce mu w tym jak najbardziej pomóc - nie tylko przygotowując auto, strategię i dobrze pracując podczas pit stopów, ale także wykorzystując regulamin.
Brytyjski zespół oficjalnie oprotestował wyniki kwalifikacji, a konkretniej pozycję Carlosa Sainza. Aston Martin uważa, że Hiszpan, rozbijając swój bolid w Q2, de facto zatrzymał się na torze, co jest niezgodne z przepisami. Powołuje się na paragraf 39.6 regulaminu sportowego, który wskazuje, że każdy kierowca, który zatrzyma się na torze w trakcie kwalifikacji, nie będzie mógł ich kontynuować. Sainz kontynuował jazdę - zjechał do alei serwisowej, mechanicy naprawili jego auto, zdążył wykręcić szybkie okrążenie i awansować do Q3.
Jeśli sędziowie uwzględnią protest Astona Martina, czasy uzyskane przez Sainza po wypadku w drugiej części kwalifikacji zostaną skasowane. To poskutkowałoby cofnięciem go aż na 15. miejsce na starcie do wyścigu.
Na karze dla kierowcy Ferrari zyskałby nie tylko Alonso, któremu ubyłby jeden rywal w walce o podium wyścigu, bo z tak odległej pozycji trudno będzie Sainzowi gonić czołówkę. Poza tym jedną pozycję na starcie zyskałby Stroll, ruszałby z dziesiątego pola. Gdyby Sainz nie jechał dalej po wypadku, to Kanadyjczyk znalazły się w Q3.
Poza tym zachowanie Astona Martina można traktować jako zemstę za surową karę dla Alonso po sprincie. Dostał dziesięć sekund doliczone do czasu sprintu i trzy punkty karne do superlicencji. Sędziowie uznali, że spowodował kolizję z Sainzem, po której kierowca Ferrari wyjechał na chwilę za tor. Po kontakcie obu od razu wyprzedził Sergio Perez. W praktyce kontakt był minimalny, nie wpłynął na osiągi Sainza, a Alonso uszkodził oponę i musiał wycofać się z dalszej jazdy.
O ile kara czasowa nie ma żadnego znaczenia, bo Alonso nie ukończył sprintu, tak punkty karne mogą zaboleć. Ma ich na koncie sześć - trzy otrzymał w Chinach, a trzy wcześniej za sprawę z wypadkiem George'a Russella w Australii. Jeśli kierowca będzie miał 12 punktów karnych, zostaje zawieszony na jeden wyścig.
Wyścig Formuły 1 o Grand Prix Chin w niedzielę o godzinie 9:00 czasu polskiego.