Ciche miejsce: dzień pierwszy (2024)

Ciche miejsce: Dzień pierwszy (2024) - recenzja, opinia o filmie [UIP]. Na początku było głośno

Piotrek Kamiński | 30.06, 20:00

Historia początku inwazji obcych o bardzo wyczulonym słuchu, opowiedziana z perspektywy młodego studenta prawa i terminalnie chorej kobiety. I jej kota. Jak i dlaczego obcy przybyli na naszą planetę? Dlaczego wojsko nie potrafiło sobie z nimi poradzić? Na te pytania... Nie znajdziesz w dzisiejszym filmie odpowiedzi.

Przyznam, że nigdy nie byłem zbyt wielkim fanem "Cichego miejsca". Uważam, że jedynka świetnie budowała klimat i trzymała widza w napięciu, ale sama koncepcja tych obcych, ich słabości, to trochę głupota i miałem spory problem, aby zawiesić w trakcie seansu swoją niewiarę i po prostu bawić się wydarzeniami na ekranie. Można podnieść argument, że obcy zawsze byli tylko narzędziem, a od zawsze chodziło o Johna Krasinskiego i jego rodzinę, o ich więzi, ale osobiście uważam, że nie zwalnia to scenarzystów ze zbudowania odpowiednio wiarygodnych narzędzi snucia fabuły i - moim zdaniem - nie do końca temu zadaniu podołali.

Dalsza część tekstu pod wideo

Prequel opowiadający o samym początku tej inwazji miał niepowtarzalną szansę rozbudować wątek kosmitów, uwiarygodnić ich, odpowiedzieć na kilka pytań, zadać kilka nowych. Niestety, scenariusz Sarnoskiego i Krasinskiego ponownie nie jest zainteresowany tym wątkiem, zamiast tego skupiając się na kwitnącej znajomości Sam (Lupita Nyong'o) i Erica (Joseph Quinn). Mało tego! Scenariusz nie tyle nie dokłada niczego nowego do tematu kosmitów, co dosłownie powtarza wszystkie te elementy, które i tak już znaliśmy z oryginału - świadome stąpanie, rozmawianie przy spadającej wodzie. To wszystko już było, więc trudno jest czuć satysfakcję, kiedy bohaterowie tego filmu odkrywają te rzeczy dla siebie. "Odkrywają" to wręcz trochę za dużo powiedziane, bo część taktyk na przetrwanie po prostu nagle jest wszystkim znana, nigdy nie widzimy jak do nich doszli. Zmarnowany potencjał.

Ciche miejsce: Dzień pierwszy (2024) - recenzja, opinia o filmie [UIP]. Specyficzni bohaterowie apokalipsy

Sam i Frodo

Kiedy poznajemy Sam (i jej kota, Frodo), bierze właśnie udział w spotkaniu grupy wsparcia dla osób chorych na raka. Według wszelkich diagnoz, dziewczyna powinna już nie żyć, ale jakimś cudem, wciąż się trzyma, non stop faszerując się potężnymi lekami przeciwbólowymi, bez których boli ją dosłownie wszystko. Ona nie ma już ani czasu ani ochoty na głupie rozmowy o niczym, nie ma cierpliwości do głupich ludzi, nie chce jej się niczego... Prócz kawałka ulubionej pizzy. Bardzo chciałaby jeszcze raz wrócić do wspomnień z dzieciństwa, zanim choroba ją zabierze. Tak więc, kiedy rozpoczyna się atak obcych, jej celem wcale nie jest statek, który zabierze ją w (bardziej) bezpieczne miejsce, ale ta nieszczęsna pizzeria.

Eric nie do końca potrafi zrozumieć o co jej chodzi z tą pizzą. Kiedy wpada przypadkiem na Sam, jest w takim szoku, że w ogóle nie potrafi trzeźwo myśleć. Postanawia więc przyłączyć się do niej, ponieważ we dwójkę zawsze mają większe szanse. Ich relacja zaczyna się niepozornie - ona go po prostu toleruje, on zachowuje się, jak dziecko we mgle. Lecz z biegiem czasu, zaczynają lepiej rozumieć się je nawzajem - zwłaszcza on ją. To właśnie spomiędzy nich wyłaniają się prawdziwe tematy filmu: zawsze znajdzie się coś, dla czego warto żyć i trzeba cieszyć się tym, co jest, a nie co mogło być. To całkiem ładne przesłanie, nawet jeśli podane w prosty, mało ambitny sposób.

Ciche miejsce: Dzień pierwszy (2024) - recenzja, opinia o filmie [UIP]. Ładnie wygląda

Cisza

Na drugim planie zobaczymy powracającego z części drugiej Djimona Hounsou, ale mam wrażenie, że wrzucili go w scenariusz głównie po to, żeby ludzie mogli zauważyć, że "o, to ten z dwójki!", ponieważ tak naprawdę jego rola jest raczej niewielka i mało znacząca. Starczy powiedzieć, że bardziej istotnym i częściej występującym na ekranie bohaterek jest... Frodo, czyli wspomniany już kot Sam. Uroczy z niego zwierz i reżyser doskonale zdaje sobie sprawę, że widzowie będą się o niego martwić na każdym kroku, co skrzętnie wykorzystuje. Jest z nim jednak pewien problem, który zauważył zresztą chyba każdy jeden recenzent na świecie - ten kot w ogóle nie zachowuje się jak kot. Nie boi się, nie miauczy, nie syczy, nie zrzuca na ziemię wszystkiego, co mu się nie podoba. Jest absolutnie cichy, jakby sam rozumiał, że tylko w ten sposób może przeżyć. Naciągane to jak cholera i miejscami sprawia wręcz komiczne wrażenie.

Wizualnie jest to bardzo przyjemny film. Widać, że producenci wyłożyli na niego niemałe pieniądze. Kosmitów jest teraz całkiem sporo, ale wszyscy wyglądają odpowiednio upiornie, z tymi swoimi długaśnymi ramionami, ale to przede wszystkim zniszczony przez nich Nowy Jork robi mocne wrażenie. Najbardziej klimatycznie wypadają ujęcia w gęstym, skrywającym wszystko, co znajduje się dalej, niż metr od ciebie pyle. Sam próbuje nie panikować i wydostać się z sytuacji, co jakiś czas trafiając na uciekających ludzi, a tuż za nimi potwory z kosmosu. Bardzo klimatyczna chwila. Jedyny moment, który sprawił, że dosłownie skrzywiłem się, kiedy dotarło do mnie, co widzę, to kiedy w pewnym momencie Sam wygląda przez okno i widzi miasto - wszędzie dym, zgliszcza. Ujęcie trwa dosłownie kilka sekund, ale jeśli dobrze się przyjrzeć, to zauważy się, że ten dym w oddali... Się nie rusza. To tylko płaski obraz. Nie psuje to oczywiście całego filmu, ale dziwnie rzuca się w oczy.

"Ciche miejsce: Dzień pierwszy" to specyficzna produkcja do ocenienia. Z jednej strony mamy duet sympatycznych postaci, kilka klimatycznych scen i ładny finał. Z drugiej, ten film nie wnosi absolutnie niczego nowego do uniwersum "Cichego miejsca", będąc zasadniczo tą samą historią, którą już znamy. Teoretycznie, podobnych filmów można by nakręcić jeszcze całe setki, ale nasuwa się jedno pytanie: po co? Niby "Ciche miejsce: Dzień pierwszy nie jest zły, ale równocześnie jest to również kwintesencja filmu absolutnie zbędnego. Warto zerknąć... Jak już będzie na streamie.

Atuty

  • Parę klimatycznych scen;
  • Lupita Nyong'o i Joseph Quinn.

Wady

  • Nie rozbudowuje mitologii "Cichego miejsca" w żaden sensowny sposób;
  • To wszystko już było.

"Ciche miejsce: dzień pierwszy " to film absolutnie poprawny , sensownie złożony i... Wtórny do bólu. Jeśli kręci cię ten świat, to absolutnie warto, ale osobom szukającym rozwinięcia tematu zalecam zaczekanie na streaming.

5,5
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper