Zakończenie serii jest naprawdę dobre, przemyślane i jest logicznym wynikiem tego, co działo się przez cały cykl. Bardzo ucieszyło mnie, że autorka nie zdecydowała się popłynąć w cukierkowe meandry fantazji. Ukazana w końcówce twarda rzeczywistość państwa dotkniętego wojną i ludzi nią skażonych jest czymś realnym i namacalnym, w co czytelnik jest w stanie uwierzyć i co może sobie łatwo, choć z bólem, wyobrazić. Jednym moim zarzutem do trzeciego tomu jest rozwiązanie pewnych wątków na górze. Nie chcę tu mówić za dużo, nie chcę wchodzić w spoilery, ale jeśli jesteście już po lekturze, to myślę, że dobrze wiece, które sceny mam tu na myśli. Było to dla mnie trochę niezrozumiałe. To trochę tak, jakby Rebecca F. Kuang przędła nić i nagle ot tak postanowiła ją przerwać, a następnie porzucić gdzieś w zakurzonym kącie....more
Maraton z cyklem „Ślady Leszego” za mną i – ojej – co to była za przygoda! Wielce ubolewam nad faktem, że na kolejne części przyjdzie nam pewnie jeszcMaraton z cyklem „Ślady Leszego” za mną i – ojej – co to była za przygoda! Wielce ubolewam nad faktem, że na kolejne części przyjdzie nam pewnie jeszcze trochę poczekać, ale kiedy tylko wyjdą, sięgnę po nie natychmiast.
„Martwy świt” to w sumie zapis jednego dnia i nocy z życia mieszkańców Krukowca. Wydarzenia obserwujemy z perspektywy kilkorga osób – Libuszy, Czajki, Czaruchy i Jarusia. To postacie dobrze nam znane z poprzednich części, choć tam pełniły raczej role poboczne, a tutaj wychodzą oni na pierwszy plan. Śmierć żercy okazuje się zaczątkiem ogromnych przemian, które czekają osadę, przyjdzie jej też pożegnać się na zawsze z niektórymi mieszkańcami.
Wiem, że sporo czytelników ocenia tę część niżej, głównie ze względu na nieobecność tak uwielbianej przez nas Gniewichy. Rozumiem te zarzuty, choć ich nie podzielam. Dla mnie ten tom był świetny, jak i wszystkie pozostałe. Wreszcie dowiadujemy się więcej o Wiedzącej, choć niektóre odpowiedzi co do niej rodzą kolejne pytania. Jaruś odnajduje nowe powołanie, podobnie jak Libusza, a Czajka coraz mocniej popada w żałość po ukochanym mężczyźnie.
Gorąco nadal polecam Wam całą serię, która trzyma wciąż wysoki poziom. Przed nami zaplanowanych jeszcze sporo tomów, więc możemy być pewnie, że historia jeszcze bardziej będzie się zagęszczać, a sporo tajemnic wyjdzie na jaw. Czytajcie, bo warto!...more
To już czwarty tom cyklu „Ślady Leszego”, którym to kompletnie oczarowała mnie Magdalena Zawadzka-Sołtysek. Książki idealne dla mnie, które przenoszą To już czwarty tom cyklu „Ślady Leszego”, którym to kompletnie oczarowała mnie Magdalena Zawadzka-Sołtysek. Książki idealne dla mnie, które przenoszą mnie każdorazowo pośród grubo ciosanych, ale niepozbawionych dobrych serc mieszkańców Krukowa.
Czwarty tom w wyjątkowo umiejętny sposób domyka nam pewne wątki i usuwa ze sceny niektórych ważnych bohaterów. Panuje upalne lato. Mieszkańcy są nerwowi i nawet zbliżające się zabawy i rozkosze Nocy Kupały nie są w stanie poprawić ich humorów. Na rozkaz grododzierżcy w okolicy Krukowca powstaje karczma, której tak naprawdę nikt nie chce, zwłaszcza że praca przy niej nie należy do najłatwiejszej. Sambor, uczeń żercy, powoli sączy kwaśne piwo, które sam nawarzył sobie ostatniej wiosny. Jego śladem podąża krok w krok mała demonica, która zdaje się mieć destrukcyjny wpływ nie tylko na niego, ale i na pozostałych osadników. Korzeń i Żywia powoli docierają się w swojej relacji, a z uwagi na fakt, że są ludźmi mocno doświadczonymi przez los, są w budowaniu związku wyjątkowo powściągliwi i ostrożni. W tle jak zwykle oschła, ale jednocześnie o kryształowym sercu Gniewicha, przed którą wyjątkowo ciężki czas, bo pewna od dawna skrywana tajemnica wreszcie zostanie ujawniona.
Książka jak zwykle dla mnie świetna i trzymająca w napięciu. Coraz bardziej lubię drugoplanowych bohaterów i coś mi się widzi, że w kolejnych tomach mogą odgrywać oni jeszcze większą rolę. Pociekło mi trochę łez przy zakończeniu, czego kompletnie się nie spodziewałam. Świetne domknięcie niektórych wątków. Myślę, że wielu czytelników już na starcie kolejną część potraktuje bardziej krytycznie z uwagi na fakt, że odchodzi nam jeden bardzo ważny bohater, a nie wydaje się, żeby autorka planowała z powrotem ściągać go do Krukowca. Choć, kto wie?
Został mi jeszcze tylko jeden tom i przede mną oczekiwanie na kolejne. Biorąc pod uwagę, że piąta część wyszła dopiero w tym roku po dwóch latach od poprzedniczki, muszę chyba uzbroić się w cierpliwość. A Wam bardzo, bardzo, bardzo polecam, bo zdecydowanie warto. ...more
Krótkie opowiadanie z cyklu "Ślady Leszego". Na przyspieszeniu 2.1 do połknięcia w dwadzieścia minut.
Ciekawa zapowiedź tego, co czeka nas w kolejnych Krótkie opowiadanie z cyklu "Ślady Leszego". Na przyspieszeniu 2.1 do połknięcia w dwadzieścia minut.
Ciekawa zapowiedź tego, co czeka nas w kolejnych tomach. Przed mieszkańcami Krukowca nowe wyzwania i bolączki. Zdecydowany must have po lekturze trzeciej części, przed sięgnięciem po czwartą.
Trzeci tom cyklu Magdaleny Zawadzkiej-Sołtysek za mną. Podtrzymuje, że to jedna z najlepszych serii słowiańskich dostępnych na rynku, jeśli nawet nie Trzeci tom cyklu Magdaleny Zawadzkiej-Sołtysek za mną. Podtrzymuje, że to jedna z najlepszych serii słowiańskich dostępnych na rynku, jeśli nawet nie najlepsza. Pomijana, niepopularna, a szkoda, bo to historia zupełnie inna niż to, do czego przyzwyczaili nas autorki i autorzy innych powieści z tego nurtu. W tej części jest jeszcze mroczniej, a ból i tęsknota wybijają się na pierwsze miejsce, choć wciąż nie brak tu czułości i życzliwości u bohaterów, którzy na pozór zdają się zimni jak lód i śnieg, który spowija Krukowiec.
Zaczyna się zima. Mróz, śnieg i wczesne noce skutecznie zatrzymują ludzi w domach, gdzie przygotowują się do Szczodrych Godów. W lesie jednak czai się zło, z którym mieszkańcy prędko będą musieli się zmierzyć, bo tym razem czyha ono na ich najmłodsze dzieci. Gniewicha powoli dochodzi do siebie pod czujnym okiem Korzenia i Żywi. Jej odpoczynek dobiegnie jednak końca wraz z pojawieniem się w osadzie tajemniczego mężczyzny, który przybywa specjalnie po to, by się z nią spotkać – i ją ostrzec. W okolicy rodzi się nowe dziecko. Tym razem jednak mieszkańcy nie witają malucha z radością i życzeniami pomyślności. Chłopczyk jest odmieńcem, a jego pojawienie się dla wielu jest zwiastunem wielkiego nieszczęścia.
Z wszystkich tomów ten chyba podobał mi się najbardziej, choć każdy poprzedni był doskonały. Gniewicha schodzi tu może lekko na dalszy plan, ale dzięki temu lęki, tęsknoty oraz radości pozostałych bohaterów są w stanie wybrzmieć mocniej. Gdzieś w tle jawi nam się jednak tajemnicza umowa, której częścią jest kobieta. Pozwala nam to zatem przypuszczać, że Gniewicha ukrywa jeszcze więcej, niż wydawało się to na początku. Zażyłość, która rodzi się pomiędzy Korzeniem i Żywią oraz relacja chłopaka z kowalem to coś, co autentycznie topiło mi serce i skrapiało łezkami oczy. Z postaciami z tej historii bardzo szybko udało mi się zżyć, czuję, że mi na nich zależy. To niesamowite, jak autorce udało się wykreować swoich bohaterów – nie są zbiorowiskiem papierowych pacynek, mają swoją charyzmę, osobowość i żaden z nich nie jest tylko dobry lub tylko zły.
Jedyne, co mi nie pasuje w tych książkach to to, że są tak krótkie. Bardzo, bardzo, bardzo chciałabym więcej. Co jednak niezwykłe, pomimo krótszej formy każda opowieść z cyklu jest świetnie skonstruowaną historią, doskonale przemyślaną. Ale i tak chcę więcej!
Z uwagi na fakt, że książka „Kobiety Wojny Dwóch Róż” Sary Gristwood naprawdę mocno przypadła mi do gustu i bardzo zaciekawiła, postanowiłam pójść za Z uwagi na fakt, że książka „Kobiety Wojny Dwóch Róż” Sary Gristwood naprawdę mocno przypadła mi do gustu i bardzo zaciekawiła, postanowiłam pójść za ciosem i zabrać się od razu za kolejną jej książkę. Pobrałam na Legimi „Elżbieta I i Robert Dudley. Prawdziwa historia Królowej Dziewicy i mężczyzny, którego kochała” licząc na przynajmniej takie same doznania jak w przypadku poprzedniej pozycji. I niestety trochę się zawiodłam.
Od wieków trwa dyskusja, jak bardzo Elżbieta Tudor i Robert Dudely byli sobie bliscy. Historycy poświęcają dziewictwu królowej niemal tyle samo uwagi, co sytuacji politycznej kraju, którym przyszło jej rządzić. Ba! Być może momentami dyskusje o jej życiu prywatnym wychodzą wręcz na pierwszy plan. Sarah Gristwood nie odpowiada na pytanie, „czy Robert i Elżbieta TO zrobili”, skoncentrowana jest natomiast na tym, jak relacja z Robertem wpłynęły na politykę władczyni, podejmowane przez nią decyzje, ale również na jej pozycję na rynku matrymonialnym. Wyraźnie niechętna małżeństwu Elżbieta była odrzucana przez zagranicznych polityków jako ewentualna żona ich króla z uwagi na fakt, że podejrzewano, że może cudzołożyć z żonatym mężczyzną. Emocje były tak gorące, że kiedy małżonka Dudleya, Amy, zginęła w podejrzanych okolicznościach podejrzewano, że za zleceniem zabójstwa mogła stać sama Elżbieta.
Ukazanie relacji jednej z najpotężniejszych kobiet w historii z jej faworytem jest naprawdę fascynujące, choć nie daje raczej jasnych odpowiedzi i w książce sporo jest domysłów autorki oraz innych historyków i publicystów z różnych epok. Elżbieta i Robert to fascynujący przykład ze światowej historii, bo jeden z nielicznych, kiedy to kobieta stoi u steru, a mężczyzna stara się przypodobać i utrzymać w jej łaskach. Dodatkowego ”smaczku” tej historii dodaje też oczywiście fakt, że królowa zbudowała swoją pozycję i kult na propagowaniu swojej czystości i dziewictwa.
Książka napisana jest poprawnie, ale nie zaangażowała mnie tak, jak poprzednia tej autorki, którą czytałam. Choć ustawiona rozdziałami, które chronologicznie prowadziły nas przez lata panowania Elżbiety z Robertem u boku, to jednak była to historia dość chaotyczna, mocno bazująca na plotkach i domysłach. Tak królowa, jak i jej faworyt wydawali mi się mocno groteskowymi postaciami, w które ciężko było uwierzyć – a mówimy przecież o ludziach, którzy naprawdę żyli! Może fajnym uzupełnieniem tej historii byłby współautor w postaci psychologa zajmującego się badaniem osobowości osób znanych z historii, który trochę objaśniłby nam to, co mogło się dziać z Elżbietą i Robertem oraz w relacji pomiędzy nimi. Autorka podejmuje takie próby, ale wyraźnie nie ma do tego umiejętności.
Ogólnie okej, ale nie było to nic wyjątkowego i obstawiam, że książka ta nie pozostanie zbyt długo w moich myślach. Cóż, musimy chyba pogodzić się z tym, że natura związku Elżbiety i Roberta na zawsze pozostanie dla nas tajemnicą. ...more
Historia Anglii do początku panowania Stuartów to jedna z bardziej uwielbianych przeze mnie rzeczy do zgłębiania w literaturze, filmie, czy serialu. KHistoria Anglii do początku panowania Stuartów to jedna z bardziej uwielbianych przeze mnie rzeczy do zgłębiania w literaturze, filmie, czy serialu. Książki historyczne dotyczące Wojny Dwóch Róż, czy Tudorów wręcz wariacko pożeram, a nie czytam. W ogóle uważam, że minęłam się z powołaniem i powinnam iść w studiowanie historii te lata temu, choćby po to, żeby zgłębiać te historie jeszcze bardziej. No, cóż! Teraz na tapet wzięłam ”Kobiety Wojny Dwóch Róż” Sarah Gristwood, czyli jeden z moich najnowszych książkowych nabytków.
Autorka, pisarka wyjątkowo poczytnych biografii Tudorów i Stuartów, skupia się tutaj na tym, jak Wielka Historia oddziaływała na kobiety, które – chcąc nie chcąc – były zaangażowane w dzieje Wojny Dwóch Róż z uwagi na fakt, czyimi były córkami, żonami lub matkami. Co więcej, ukazuje też, jak one same na koleje losu wpływały, choć niejednokrotnie istotność podejmowanych przez nich działań jesteśmy w stanie dostrzec dopiero dziś, patrząc na wydarzenia z tamtego okresu z perspektywy czasu.
W książce prześledzimy losy Małgorzaty Adegaweńskiej, Elżbiety Woodville i jej córki Elżbiety York, sióstr Anny i Izabelli Neville, Cecylii Neville i matki pierwszego króla z dynastii Tudorów, czyli Małgorzaty Beaufort. Niektóre z nich zostały zapamiętane przez historię lepiej, inne gorzej, a niektóre historycy kompletnie pomijają jako mało istotne pionki na dziejowej szachownicy. Tymczasem Sarah Gristwood kreuje przed nami kobiety z krwi i kości oraz ukazuje je tak, jak same postrzegały siebie i jak mówiono o nich za ich życia, oraz jak wspominali je po latach ci, którzy je znali lub czytali zapiski innych. Co wspaniałe, autorka nie próbuje wymyślać historii na nowo. Ukazuje tylko fakty i kiedy pisze już o plotkach, czy wyobrażeniach tego, co mogło się zdarzyć, to każdorazowo powołuje się na konkretne źródła, które o danej rzeczy wspominają. Bibliografia w tej książce zajmuje kilka stron, spora część poświęcona jest również objaśniającym przypisom.
Czyta się to jak sensacyjno-romansową mistrzowską powieść historyczną i momentami wręcz dziw bierze na myśl, że wszystkie wydarzenia opisane tutaj wydarzyły się naprawdę. Ci ludzie istnieli, kochali, cierpieli, wykazywali się odwagą i empatią, bądź okrucieństwem i nie omieszkiwali zdradzać swoich sojuszników, a nawet i własną rodzinę, kiedy okazywało się być to dla nich korzystne.
Wyjątkowe polecenie ode mnie dla miłośników historii Anglii, raczej zaznajomionych już z zawiłościami Wojny Dwóch Róż. Nie bójcie się tego, że jest to książka skupiona na kobietach, bo nie próbuje ona tworzyć heroin, które nigdy nie istniały, ukazuje kobiety w kręgach władzy z tamtego okresu w wyjątkowo ”ludzki” sposób. To kobiety, które zachowują się, mówią i piszą tak, jak przystawało ich płci w tamtym czasie, a kiedy którejś z nich nawet zdarzyło się zrobić coś, co w tamtym czasie postrzegano jako wyjątkowo niekobiece, momentalnie spływała na nią krytyka i oskarżenia, które kazały jej ponownie zmienić zachowanie.
Na minus ode mnie tłumaczenie. I to nie całościowo, ale w kwestii wyboru tłumaczenia wybranych imion. Wolałabym pełną konsekwencję – albo zostawiamy imienia w oryginalne, albo tłumaczymy wszystko. Jeśli tłumaczka chciała odróżnić od siebie kobiety o tym samym imieniu, kiedy nie wynikało to z kontekstu, wystarczyło dopisywać ich nazwiska lub tytuł. ...more
Ileż w tym tomie było emocji! Usopp to tak cudowny człowiek, z sercem na dłoni i słodyczą w duszy. A jego reChyba zaczynam się coraz mocniej wciągać.
Ileż w tym tomie było emocji! Usopp to tak cudowny człowiek, z sercem na dłoni i słodyczą w duszy. A jego relacja z Cebulą, Papryką i Marchewą (kochom te imiona, kochom!), to tak uroczy obrazek przyjaźni, której żaden z tych bohaterów tak by pewnie nie nazwał.
Dla mnie miodzio, doskonała lektura na odstresowanie i każdego możliwego książkowego kaca....more
Trzeci tom "One Piece" podobał mi się chyba do tej pory najbardziej. Sporo scen totalnie pominiętych w serialu, więc automatycznie i większe moje zainTrzeci tom "One Piece" podobał mi się chyba do tej pory najbardziej. Sporo scen totalnie pominiętych w serialu, więc automatycznie i większe moje zainteresowanie.
Książek Kamila Janickiego przeczytałam już sporo i bardzo cenię sobie tego historyka oraz publicystę jako autora popularnonaukowych pozycji historycznKsiążek Kamila Janickiego przeczytałam już sporo i bardzo cenię sobie tego historyka oraz publicystę jako autora popularnonaukowych pozycji historycznych, przybliżających czytelnikom fascynujące dzieje polskiej historii. To właśnie Janicki sprawił, że dzieje Piastów i Jagiellonów stały się dla mnie jednymi z najciekawszych w historii, gdzie przez całą moją edukację lekcje o nich nudziły mnie przeokropnie. Autor potrafi jednak pisać w tak ciekawy sposób, że przez jego książki płynie się jak przez najlepsze powieści. „Wawel. Biografia” to chyba najlepsza z pozycji w jego dorobku, a przynajmniej najdoskonalsza z tych, które dane mi było przeczytać.
Książka ta jest dokładnie tym, co sugeruje jej tytuł, czyli biografią Wawelu – wawelskiego wzgórza oraz zamku, który na tymże wzgórze stanął. Kamil Janicki wsiada z nami do łódki zwanej Historią i zabiera nas w podróż najbardziej zawiłymi i rwącymi potokami, z których niejednokrotnie przyjdzie nam prawie wypaść. Zaczynamy od początków. A na początku była legenda. O smoku, którego ponoć wykończył rezolutny szewczyk, choć pierwotnie historia ta żadnej postaci z pospólstwa nie zawierała, byli w niej zaś Krak i jego dwaj synowie, a w tle znajdowało się okrutne morderstwo. Szybko jednak z opowieści i bajdurzeń kronikarzy przechodzimy do faktów, choć i te niejednokrotnie opierają się bardziej na domysłach i – być może – kłamstwach wypowiedzianych i napisanych w zamierzchłych czasach. Kamil Janicki snuje opowieść o tym, jak, kiedy i dlaczego powstał zamek na Wawelu i czemu był tak ważny kiedyś, oraz czemu istotny jest dla Polaków i polskiej kultury dzisiaj. Obok szczegółowego opisywania każdej kolejnej rozbudowy i remontu, które miały miejsce na wzgórzu, przytacza nam też sylwetki znakomitych władców i władczyń oraz opisuje, jak wyglądało życie na zamku na przestrzeni poszczególnych epok. Z książki dowiemy się na przykład, jak wyglądały pierwsze toalety na zamku, gdzie kąpała się Bona i jaka królowa nie przepadała za pierogami (tej fanaberii totalnie nie rozumiem).
Ponad 500 stron specjalistycznej wiedzy zaprezentowanej w bardzo przyswajalny sposób. Nigdy nie sądziłam, że z wypiekami na twarzy będę czytać o stiukach, gzymsach, cegłach i kamieniach. Niech nie przeraża Was grubość! To nie jest lekcja historii, czy historii sztuki rodem ze szkoły. Danych jest dużo, ale nie są one zaprezentowane w encyklopedyczny sposób. Sam autor zaznacza to w posłowiu – że zależało mu na napisaniu książki przyswajalnej dla czytelnika, który jest zainteresowany tematem, ale nie jest ekspertem i dla którego iście naukowe podejście nie byłoby strawne.
Bardzo, bardzo, bardzo polecam i podpisuję się pod absolutnie każdą pozytywną recenzją. Doskonała rzecz dla zainteresowanych historią Polski, Wawelem, Krakowem, ale też sztuką i architekturą. Ode mnie dwa małe minusy tylko. Pierwszy, brak kolorowych zdjęć i grafik, które na pewno jeszcze bardziej uatrakcyjniłyby lekturę. Drugi – akceptowalna ilość wyrażenia „skała całożercy” przekroczona o jakieś 100%. ...more
Za oknem deszcz, w mieszkaniu zapalona świeczka o zapachu jabłek z karmelem, na plecach puchata bluza z „Króla Lwa”… Warunki idealne do czytania drugiZa oknem deszcz, w mieszkaniu zapalona świeczka o zapachu jabłek z karmelem, na plecach puchata bluza z „Króla Lwa”… Warunki idealne do czytania drugiego tomu „Śladów Leszego”.
Gniewicha i Korzeń wciąż mieszkają pod jednym dachem. I choć kobieta nigdy by się do tego nie przyznała, to obecność młodzieńca sprawia jej coraz większą przyjemność. Za płotem mieszkania tkaczki wydarza się jednak tragedia – syn cieśli wiesza się na drzewie we wsi obok. Jego ojciec, pijak i obdartus, za nic bierze sobie do serca słowa mieszkańców, że chłopakowi trzeba jak najszybciej wyprawić pogrzeb. Wydarza się tragedia, a na całą osadę pada blady strach. Choć Gniewicha stara się trzymać na dystans, to tym razem ponownie znajdzie się w oku cyklonu. A w tle wydarzeń – mleczna koza, tyle musicie wiedzieć.
Drugi tom „Śladów Leszego” podobał mi się jeszcze bardziej niż pierwszy. I tak, pod koniec uroniłam nawet łzę. Gniewicha jest cudownie wykreowaną postacią, bardzo dobrze przemyślaną przez autorkę. Kobieta ta ma swój charakter i bolesną przeszłość, które sprawiły, że jej serce mocno stwardniało dla innych ludzi. Obecność w jej życiu Korzenia, a teraz też pewnej młodej niewiasty sprawiło jednak, że ten kamień zaczął mocno kruszeć, a Gniewicha okazuje się osobą uczuciową i troskliwą.
Nie mogę doczekać się kolejnych tomów. Zachwycam się po całości i strasznie żałuję, że ten cykl nie jest tak popularny, jak na to zasługuje. ...more
Co najlepiej wchodzi jesienią? Wiadomo – słowiańskie klimaty, tajemnicze doliny, dzicy bogowie i podpłomyki. W tle jeszcze tylko dźwięk deszczu i trzaCo najlepiej wchodzi jesienią? Wiadomo – słowiańskie klimaty, tajemnicze doliny, dzicy bogowie i podpłomyki. W tle jeszcze tylko dźwięk deszczu i trzaskanie drewna w kominku (może być w formie audio ze Spotify, sprawdziłam na sobie). Cykl „Ślady Leszego” zostawiłam sobie specjalnie na tę porę roku i właśnie przyszedł czas na lekturę.
„Ślady Leszego” to cykl krótszych i dłuższych opowiadań o pewnej wiosce, którą nawiedzają różne słowiańskie strachy. Mieszkańcy jak mogą, próbują odpędzić złe duchy, ale to nie zawsze się udaje. W oku cyklonu zaś znajduje się Gniewicha, dojrzała kobieta z przeszłością, którą mieszkańcy starają się raczej omijać aniżeli do niej zbliżyć. W pierwszej części tej historii poznajemy tę bohaterkę, choć jeszcze sporo informacji o niej jest dla nas tajemnicą, którą – mam nadzieję – będziemy z czasem odkrywać. Wioskę spotyka bolesna strata. Młody mężczyzna zostaje znaleziony martwy krótko po swoim weselu, a niedługo po nim znika kolejny chłopak. Choć mieszkańcy są zdeterminowani, aby znaleźć przyczynę i przebłagać bogów, to Gniewicha zostanie postawiona przed grozą, która nawiedza wieś i w pojedynkę będzie musiała stawić jej czoła.
Uwielbiam tę historię. To krótkie opowiadanie, ale pochłonęło mnie całkowicie. Gniewicha jest bohaterką, jakiej bardzo brakowało mi w literaturze. W tych opowieściach słowiańskich często stykamy się głównie z młodą, piękną dziewczyną, która zaczyna uczyć się fachu szeptuchy, czy coś w tym stylu. Tutaj mamy dojrzało kobietę, z potężną nadwagą, wykluczoną w jakimś sensie ze swojej społeczności, która jest we wsi jednostką absolutnie przeciętną (a przynajmniej taka wydaje się po tej pierwszej części). Zdaje się ona być bardzo niemiła i wręcz grubiańska, czym można tłumaczyć fakt, że mieszkańcy raczej jej unikają. Jak jednak pokazuje ta historia, jest to tylko dymna zasłona i Gniewicha jest raczej kruchą osobą, która kryje się za tarczą zobojętniania, aby nie zostać jeszcze bardziej zranioną.
Co do wątku słowiańskiego, to jest go tutaj w punkt. To nie jest opowiadanie skupione tylko i wyłącznie na potyczce z bóstwem, ale jest jego sporą częścią. Dzięki temu dowiadujemy się o tym, jak funkcjonuje wioska, jak żyje się w niej kobiecie takiej jak Gniewicha, ale jednocześnie dobrze zapoznajemy się z boginkami i bogami ważnymi dla Słowian, choć – jak podkreśla autorka w posłowiu – jest w tym ciągle sporo interpretacji jej samej, bo o religii naszych przodków dowiadujemy się bardzo powoli, z uwagi na fakt, że wiara ta została prawie że wyrwana z korzeniami z tkanki Polski.
PEŁNA RECENZJA TU - https://rysava-czyta.blogspot.com/202... ~ Przeciętne, nieszkodliwe czytadło fantasy dla szerokiego grona odbiorców. Wciągające, choPEŁNA RECENZJA TU - https://rysava-czyta.blogspot.com/202... ~ Przeciętne, nieszkodliwe czytadło fantasy dla szerokiego grona odbiorców. Wciągające, choć nie pozbawione elementów dłużyzny, co może zniechęcić niektórych czytelników, zwłaszcza, że książka do najcieńszych nie należy.
Mocno odgrzewany kotlet, którego próbuje się nam sprzedać jako nowe, wykwintne danie. Słabiutki wątek romantyczny, całkiem udany natomiast start powieści, pierwsza połowa całkiem mnie wciągnęła i słuchałam audiobooka z dużym zaangażowaniem. Potem niestety było już gorzej, finał raczej z gatunku tych przewidywalnych.
Pewnie sięgnę po kontynuację, ale mając już na uwadze to, że nie mamy tu do czynienia z jakościowo dobrą historią, a prostym, powtarzającym znane z innych dzieł schematy, czytadłem na raz....more
Klasyk klasyków, romans pokoleń, moja pierwsza książka Jane Austen – za mną! „Duma i uprzedzenie” to powieść, do której pierwsze podejście miałam jeszKlasyk klasyków, romans pokoleń, moja pierwsza książka Jane Austen – za mną! „Duma i uprzedzenie” to powieść, do której pierwsze podejście miałam jeszcze w liceum. Nie potrafiłam wówczas kompletnie wgryźć się w tę historię. Na przestrzeni lat wypożyczyłam ją z biblioteki jeszcze kilkukrotnie, ale nigdy nie przeczytałam. Trzy lata temu(!) zaopatrzyłam się w końcu we własny egzemplarz. I oto jestem!
Nie wiem, czy komukolwiek trzeba przedstawiać, o czym jest „Duma i uprzedzenie”. I nie wiem też, czy jest się w stanie jakkolwiek tę książkę zaspoilować, bo chyba każdy wie, o czym opowiada ta historia i jak się ona kończy. To opowieść z angielskiej prowincji. Elżbieta Bennet mieszka wraz z rodzicami oraz czwórką sióstr w przyjemnej, choć niezbyt bogatej posiadłości. Dorosłe panny powinny już raz za razem wychodzić za mąż, ale nie mu ku temu żadnych kandydatów. Matka dziewcząt rwie włosy z głowy, ojciec się martwi, bo bez męskiego potomka w rodzinie oczywistym jest, że ich dom przepadnie na rzecz dalekiego kuzyna i co wówczas stanie się z jego córkami? Los zdaje się jednak uśmiechać do Bennetów, bo w sąsiedztwie osiedla się ujmujący, młody mężczyzna z niemałą fortunką. Szybko zaszczyca ich swoim towarzystwem, a na jedno ze spotkań przywozi ze sobą przyjaciela, tajemniczego pana Darcy…
Gdyby „Duma i uprzedzenie” powstała dzisiaj, zbierałaby jak najgorsze opinie. Za co? Za naiwność oczywiście. Uczucia w tej książce rozkwitają bowiem z niczego, bohaterowie są wręcz karykaturalnie wykreowani (najlepszym przykładem jest pani Bennet, ojeju! Nagroda dla najgorszej książkowej matki wręczona jak nic!), a zakończenie jest przewidywalne. Ale! Mówimy o powieści napisanej ok. 1797, a wydanej po raz pierwsze w 1813 roku. Literatura, którą wówczas tworzono, była czymś kompletnie innym niż to, do czego przyzwyczaili nas dzisiejsi autorzy, a i nie o wszystkim wypadało pisać, a już na pewno nie wprost.
Spotkanie z prozą Austen było dla mnie ciekawą przygodą, choć nie powiem, żeby „Duma i uprzedzenie” mnie jako szczególnie zachwyciła. Nie zapałałam też głębszym uczuciem do słynnego Darcy’ego, choć widzę w nim zalążek tych wszystkich bohaterów, których mamy dzisiaj. No wiecie, bad boy, niemiły i wydający się bez uczuć, a tak naprawdę to kryształowa dusza i serce wypełnione miłością do sierotek, piesków i kwiatków na łące. Polubiłam natomiast Elżbietę. To zadziorna postać, która zawsze stawia kawę na ławę i nie boi się mówić tego, co myśli, choć nie jest wypruta z uczuć i emocji, a te czasem biorą nad nią górę.
Ciężko mi zawsze oceniać klasyki. Nie czuję się też specjalnie ku temu kompetentna, bo nie znam tak dobrze historii literatury i nie umiem doszukiwać się w książkach pionierskich zabiegów. „Duma i uprzedzenie” to jednak powieść, która mi się spodobała, która na kilka godzin przeniosła mnie w zupełnie inne miejsce, czas i realia. Była to bardzo przyjemna podróż i na pewno chętnie jeszcze kiedyś ją powtórzę. A tymczasem wystawiam 4 gwiazdki.
Nie jest to dla mnie powieść rewolucyjna, nie będę żyć tą historią przez lata, ale cieszę się z lektury. ...more