Dokonałam ostatnio odkrycia. Nic tak dobrze nie robi moim czytelniczym zastojom, jak zbiory opowiadań. Nawet kiedy odrzuca mnie od książek, to przeczyDokonałam ostatnio odkrycia. Nic tak dobrze nie robi moim czytelniczym zastojom, jak zbiory opowiadań. Nawet kiedy odrzuca mnie od książek, to przeczytanie tego jednego opowiadanka dziennie daje mi poczucie satysfakcji, odsuwa wyrzuty siemienia, a jednocześnie pozwala poznać jakąś historię od deski do deski. Zdecydowanie przekonałam się do krótkiej formy i na radarze mam teraz mnóstwo większych i mniejszych zbiorów pojedynczych autorów i nie tylko. Bo na przykład taka jedna Harda Horda też się tam znalazła.
O każdej z autorek z Hordy coś już słyszałam, choć nie od każdej coś czytałam. Na prowadzeniu oczywiście jest Jadowska, której prawdopodobnie przeczytam wszystko, co tylko ta kobieta napisze, bo jej proza jest dla mnie czystą kwintesencją cosy czytanka. Zbiór Hardej Hordy miałam na swojej liście do przeczytania od wielu lat, ale naprawdę nie było mi po drodze z opowiadaniami. Bardzo się cieszę, że to się zmienia, a ta książka miała w tym swój spory udział. Króciutko o każdym opowiadaniu: ▪️ Jawor – Marta Kisiel / Bardzo klimatyczne i niepokojące, z wyczuwalną nutą grozy. Nie pozostawia niedomówień, choć kilka rzeczy autorka przemyca czytelnikowi między wierszami. Świetny start! ▪️ Dróżniczka – Aleksandra Janusz / Ukazanie niedalekiej przyszłości oczami starszej kobiety, która ma mocne poczucie obowiązku i ze wszystkich sił stara utrzymać wagę „dawnego”, choć to jest już wspomnieniem, o czym wbrew jej woli wciąż przypomina jej wnuk. Zakończenie takie z gatunku wzruszających, do popłakania dla emocjonalnego serduszka. ▪️ Tylko nie w głowę – Ewa Białołęcka / Chyba mój ulubieniec tego zbioru! Zombie, kot, Biedronka za oknem, blokowisko i laska, która przespała koniec świata. Cudeńko, przezabawne, przemyślane od początku do końca. Tak sobie wyobrażam siebie, gdyby nagle na ulicach rozpoczął się zombiakowy Armagedon. Jeżeli macie przeczytać tylko jedno opowiadanie z tego zbioru, to niech to właśnie będzie to Ewy Białołęckiej. ▪️ Dokąd odeszły cienie – Magdalena Kubasiewicz / Bardzo ciekawe opowiadanie (trochę) grozy, którego akcja dzieje się w fantastycznym świecie, gdzie magia, duchy i nekromancja jest chlebem powszednim. Zakończenie, które mnie zaskoczyło, choć wydawało mi się, że domyśliłam się go na samym początku (naiwna ja). Bardzo podoba mi się pióro autorki, więc po jej książki sięgnę chyba znacznie wcześniej, niż zamierzałam. ▪️ Po drugie – Aleksandra Zielińska / Pierwsze opowiadanie, które czytałam trochę na siłę. Jest przejmujące, ale…sama nie wiem, jakoś nie pasowało mi stylem i tematyką do reszty. Ten dobry vibe, który miałam podczas lektury poprzednich opowiadań, gdzieś uleciał i choć jest do dobrze skonstruowany tekst, to po prostu odstający dość mocno od reszty. ▪️ Z góry nie patrzą – Anna Hrycyszyn / Opowiadanie z gatunku science fiction o dziewczynie, której przyszło żyć w świecie, w którym katastrofa klimatyczna już się wydarzyła i ma swoje poważne skutki. Większość świata znajduje się pod wodą, a z jakiegoś powodu ludzkość kompletnie straciła łączność ze swoimi satelitami. Hankę to intryguje i chętnie dowiedziałaby się, co takiego się stało. Ale rozwiązanie zagadki może znajdować się bardzo, bardzo głęboko… ▪️ Zielona zemsta – Aneta Jadowska / No klasa, wiadomo! Moje pierwsze spotkanie z Maliną z rodu Koźlaków. W tym roku jak nic czeka nas kolejne! ▪️ Szanowny panie M. – Anna Kańtoch / Im mniej będziecie wiedzieć o fabule tego opowiadania przed lekturą, tym większą satysfakcję będziecie z niego czerpać. Co ciekawe, podobnie jak tekst Zielińskiej ono też odstaje tematyką od reszty, ale tutaj jakoś bardziej mnie wciągnęło, zaintrygowało i byłam bardzo ciekawa jego zakończenia. ▪️ Bezduch – Martyna Raduchowska / Opowiadanie stanowi spin-off do cyklu autorki zatytułowanego "Szamanka od umarlaków". Świetny tekst! Z lekka niepokojący, z trzymającą w napięciu fabułą, ale i niepozbawiony humoru. Zaraz po lekturze dodałam wspomniany cykl do listy do przeczytania, świetne! ▪️ Lot wieloryba – Milena Wójtowicz / Tekst z potencjałem. Gdyby zrobić na bazie fabuły tego opowiadania pełnoprawną powieść ta okazałaby się świetna, jestem tego pewna. W krótszej formie sporo interesującego mięska gdzieś umyka, niestety. ▪️ Jest nad zatoką dąb zielony – Agnieszka Hałas / Kolejne opowiadanie, które totalnie wybiło mnie z rytmu. Z mojej perspektywy chyba najmniej interesujące w całym zbiorze, na pewno takie, które zaangażowało mnie najmniej. Zakończenie chyba miało wzruszać, ja po prostu cieszyłam się, że wreszcie dobiliśmy do brzegu. ▪️ Ognisty warkocz – Anna Nieznaj / Podobnie jak w przypadku "Lotu wieloryba" byłaby to świetna historia opowiedziana w dłuższej formie. Bardzo spodobał mi się pomysł na fabułę i chętnie przeczytałabym więcej.
Podsumowując, to bardzo dobry zbiór, z małymi wyjątkami mniej wciągających mnie historii. Żadnego z tekstów nie określiłabym jednak jako słabego, więc gorąco zachęcam Was do sięgnięcia. Przede mną teraz "Harde baśnie" od tej drużyny…czuję, że będzie pysznie!...more
Skończyłam "Ludową historię kobiet" już kilka dni temu, ale ciężko przychodziło mi to, aby usiąść do pisania i w krótkiej opinii przekazać Wam, co sądSkończyłam "Ludową historię kobiet" już kilka dni temu, ale ciężko przychodziło mi to, aby usiąść do pisania i w krótkiej opinii przekazać Wam, co sądzę o tej książce. Z jednej strony przeszkadzał mi dojmujący upał (chęci do życia przy takiej pogodzie oscylują u mnie w okolicach 0%), a z drugiej sam ten tytuł. Dlaczego?
Sięgając po "Ludową historię kobiet" musicie mieć świadomość, jaką książkę bierzecie do ręki. To nie są drugie "Chłopki", to nie jest reportaż, czy książka popularnonaukowa. Jest to natomiast zbiór naukowych (oraz kilku reporterskich) artykułów napisanych przez grono utytułowanych ludzi nauki, specjalizujących się w historii kobiet z różnych okresów, ale również socjologów, kulturoznawców i językoznawców badających od lat zagadnienia społeczne i kulturowe tak wsi, jak i miast w różnych epokach. To ważne, bo widziałam sporo recenzji zarzucających publikacji suchy, akademicki styl, ale tym charakteryzują się książki i artykuły naukowe. Na końcu macie zresztą noty biograficzne autorów i zachęcam, żeby z nimi też się zapoznać w trakcie lektury.
Kiedy już wiemy, z jakim typem książki mamy do czynienia, możemy odpowiedzieć sobie na pytanie, o czym ona jest. Autorzy poruszają tutaj wiele tematów skupionych wokół postaci kobiety z ludu (w zdecydowanej większości chłopek) z różnych okresów historii. Znajdziemy tutaj artykuł tak o polskim polowaniu na czarownice w XVI-XVIII wieku, jak i o genezie „dziewczyńskości” z PRL-u, czy uchodźczyniach przed Wielką Wojną w 1915 roku. Wszystkie teksty są dosyć krótkie, bo mają po parę, paręnaście stron, więc żaden nie wyczerpuje tematu, stanowią one natomiast interesujący wstęp, czy też rozwinięcie tematów, które Was interesują. Myślę też, że książka ta świetnie sprawdzi się dla studentów socjologii lub historii, którzy pracują nad licencjatem lub magisterką i szukają źródeł do swojej pracy. Nie jest to raczej lektura do przeczytania na raz, niemniej dla zainteresowanych na pewno okaże się ciekawa. Ja podczytywałam sobie po jednym, dwa teksty na jedno posiedzenie i w zasadzie każdym z nich byłam zainteresowana, a jeśli chodzi o artykuł autorstwa Anety Prymaka-Oniszk, to po jego przeczytaniu dodałam książkę autorki do listy do przeczytania, bo zafascynowało mnie zjawisko „bieżeństwa”, o którym wcześniej nie słyszałam.
Gorąco zachęcam do sięgnięcia po tę książkę, z zastrzeżeniem, że jest to pozycja stricte naukowa, akademicka, o suchym stylu, w którym na pewno nie wszyscy się odnajdą. Warto dać lekturze szansę, bo poszerza ona horyzonty, odczarowuje niektóre tematy (jak na przykład ten, że Polska była ponoć „krajem bez stosów”, co jest nieprawdą, bo osoby posądzane o czary również i u nas zabijano, choć nie na tak wielką skalę, jak na zachodzie) i daje możliwość lepszego zrozumienia naszej historii, tak tej bliższej, jak i bardziej odległej.
Ja czuję się usatysfakcjonowana lekturą i uważam, że była to jedna z bardziej wartościowych książek, które przeczytałam w tym roku.
Jeszcze jestem w emocjach, kiedy rozpoczynam pisanie tej recenzji. W życiu nie spodziewałabym się, że wzięty pod wpływem chwili z bibliotecznej półki Jeszcze jestem w emocjach, kiedy rozpoczynam pisanie tej recenzji. W życiu nie spodziewałabym się, że wzięty pod wpływem chwili z bibliotecznej półki niepozorny komiks wywoła takie spustoszenie w moim sercu i doprowadzi mnie do płaczu (płaczu, nie łez – wyłam jak zwierzę, spuchłam i miałam całe czerwone oczy oraz smarki na brodzie). "Zmarszczki" to około sto stron, do przeczytania w kilkadziesiąt minut, ale co ten utwór robi z człowiekiem, jej!
To bardzo prosta historia. Mający początki choroby Alzhaimera Emilio trafia do domu opieki, czy też domu starości w swojej okolicy. Już pierwszego dnia poznaje żywiołowego Miguela, który nienawidzi się nudzić, wszędzie go pełno i z pozoru wydaje się raczej tym typem faceta, którego nie chce się mieć za sąsiada w dwuosobowym pokoju. Ta dwójka jednak przypada sobie do gustu i chociaż są kompletnie różni, to szybko łapią wspólny język. A potem…
Nie chcę pisać zbyt wiele, bo to krótki komiks i łatwo o spoilery, a myślę, że im mniej wiecie, tym mocniej uderza końcówka. Ostatnie dymki to prawdziwy rollercoaster emocji. Jest smutno, jest wzruszająco, ale też zwyczajnie pięknie.
Ogromna polecajka. Daję maksymalną liczbę gwiazdek, a "Zmarszczki" lądują w mojej życiowej topce. To prosta, ale niezwykła historia....more
Był taki czas, kiedy czytałam bardzo dużo literatury tzw. „wysokogórskiej”. Zapoznawałam się z biografiami wspinaczy, ale i z historią najsłynniejszycBył taki czas, kiedy czytałam bardzo dużo literatury tzw. „wysokogórskiej”. Zapoznawałam się z biografiami wspinaczy, ale i z historią najsłynniejszych, często też przy tym niestety tragicznych, wypraw. Później miałam kilka lat przerwy, aż relacja naszego rodzimego youtubera @PatecWariatec z wejścia na Everest ponownie rozbudziła we mnie zainteresowanie tematem. Postanowiłam sięgnąć po biografię naszego najsłynniejszego wspinacza, czyli Jerzego Kukuczki.
Autorami książki jest duet pisarski, specjalizujący się w biografiach wybitnych Polaków, zwłaszcza himalaistów. Obok książki o Jurku w późniejszych latach powstały też te o m.in. Krzysztofie Wielickim, czy o wspinaczach z Klubu Wysokogórskiego w Katowicach (to w ogóle ich najnowsza premiera).
Muszę jednak przyznać, że nie wydaje mi się, abym chciała sięgnąć po jeszcze jakąś książkę napisaną przez ten duet. Nie chodzi absolutnie o to, że miała ona jakieś mankamenty (choć zdarzyło się parę błędów, zwłaszcza w przypadku zapisu dat), ale o to, że taki styl pisania biografii nie do końca mi pasuje. I od razu nadmienię, że to, co nie pasowało mi, dla Wielu innych czytelników będzie najlepszą zachętą do przeczytania książki. Ja gustuję bowiem w biografiach, gdzie ukazany jest mi jakiś człowiek, który mnie interesuje, również poza tym, z czego był on znany. Innymi słowy, kiedy sięgam po pracę poświęconą jakiemuś muzykowi, poza muzyką chcę w niej znaleźć również coś o jego zainteresowaniach, prywatnym życiu, przyjaciołach, nauce, wcześniejszej pracy… Innymi słowy, pragnę poznać go kompleksowo, nie chcę dostać tylko symbolu bądź legendy. Książka o Kukuczce daje nam trochę taki obraz himalaisty właśnie, ale prawie pozbawiony rysu człowieka. Jest tu bardzo mało o życiu Jerzego poza górami i w oderwaniu od gór. Dla mnie po prostu za mało było tej „prywaty”.
Co jednak zdecydowanie zasługuje na plus, to brak wybielania Kukuczki przez autorów i ich rozmówców. Słynny himalaista jest tu ukazany jako często egoistyczny, podążający ślepo za wyznaczonym celem, a nawet ulegający pokusie wystawienia na niebezpieczeństwo siebie, ale i innych uczestników wyprawy. Doceniam tę odwagę autorów, bo Kukuczka obrósł przez dekady trochę nimbem bohatera narodowego i ukazanie jego mniej pozytywnych cech musiało nie być łatwe.
Ogólnie rzecz ujmując, jest to dobra, poprawna książka, choć raczej nie nazywałabym jej wybitnej. Daje odpowiedzi na pytania, jak wspinał się Kukuczka, z kim, jakie były jego wysokogórskie cele, ale nie do końca daje tę odpowiedź najważniejszą, dla której sięgamy po biografie – jakim człowiekiem był Jerzy Kukuczka?...more
Parę lat temu czytałam reportaż "Aż do śmierci. Prawdziwe historie przemocy domowej, która zmusza ofiarę do zbrodni". Była to wstrząsająca lektura dotParę lat temu czytałam reportaż "Aż do śmierci. Prawdziwe historie przemocy domowej, która zmusza ofiarę do zbrodni". Była to wstrząsająca lektura dotycząca kobiet, które po latach doświadczania najgorszych form przemocy domowej, zdecydowały się same sięgnąć po sprawiedliwość, bądź zwyczajnie walczyć o swoje życie i się bronić. Oskarżano je o ciężkie uszkodzenia ciała, o zabójstwo. O ich długoletnich oprawcach mówiono "ofiary”, a je same nazywano morderczyniami. Mocny, świetnie napisany reportaż, którego autorką była dziennikarka TVN Daria Górka.
Ten reportaż mocno siedział mi w głowie. Kiedy więc Wydawnictwo RM zaproponowało mi, żebym wybrała z ich oferty parę książek do zrecenzowania, wiedziałam, że postawię na kolejną książkę Darii Górki. I po lekturze czuję znów te emocjo – złość, wkurzenie, dziki wk*rw.
"Piekło kobiet PL" to podzielona na głosy historia kobiet, które w następstwie zaostrzenia przepisów antyaborcyjnych znalazły się w traumatycznych, bolesnych sytuacjach. W 2020 roku Trybunał Konstytucyjny Prawa i Sprawiedliwości zawyrokował, że przerywanie ciąży ze względu na wady płodu i ciężkie, nieuleczalne choroby jest zamachem na polską konstytucję. Zmieniono prawo i nakazano kobietom donosić ciąże i rodzić dzieci, które zaraz po przyjściu na świat miały umierać. Daria Górka postanowiła porozmawiać z kobietami, których ten przepis dotknął osobiście i które zostały zmuszone rodzenia lub szukania pomocy za granicami Polski. Autorka przeprowadziła również wywiad z przyjaciółką Izy z Pszczyny, która stała się chyba symbolem protestów, które wybuchły w 2021 roku. Tych rozmów czyta się bardzo, bardzo, bardzo ciężko. Ból i zgroza kobiet wręcz wypływa z każdej strony. Daria rozmawia z różnymi kobietami, również wierzącymi i tymi, które świadomie zdecydowały się na urodzenie chorego dziecka, ale nawet one podkreślają, że odebranie kobietom tego wyboru jest nieludzkie.
W drugiej części książki autorka rozmawia ze specjalistami. Lekarzami, prawnikami, działaczkami społecznymi, ale nie tylko. Przeprowadza również wywiad z księdzem, a nawet Bartłomiejem Wróblewskim, który złożył wniosek o usunięcie zapisu o przerywanie ciąży ze względu na wady płodu. I to właśnie ta ostatnia rozmowa rozjuszyła mnie najbardziej. Pan polityk kompletnie nie rozumie złożoności problemu oraz nawet nie ma świadomości, jaką krzywdę wyrządził kobietom, ale i ich rodzinom, w tym ich dzieciom.
"Zostałam inkubatorem", "nie chcę już nigdy więcej zachodzić w ciążę, boję się"… Wstrząsające świadectwa, które trzeba przeczytać, aby zrozumieć, w jakiej rzeczywistości muszą dziś żyć kobiety. Poprzedni rząd chwalił się kolejnymi dodatkami 500+ i dziwił, czemu to nie zachęca kobiet do większej dzietności. Ta książka jest odpowiedzią.
Nie wystawiam tej książce oceny. Nawet nie wiedziałaby, jak to zrobić. Zachęcam Was jednak do lektury, bo to bardzo ważny głos – a w zasadzie głosy – w dyskusji dotyczącej zakazu aborcji w Polsce.
Kolejna lekka, wakacyjna książka za mną. Tym razem wzięłam na tapet naszą czerwcową lekturę Puszystego Klubu Książki u Ani @ksiazkamikaze. Cosy fantasKolejna lekka, wakacyjna książka za mną. Tym razem wzięłam na tapet naszą czerwcową lekturę Puszystego Klubu Książki u Ani @ksiazkamikaze. Cosy fantasy o wróżkach z czupurną naukowczynią, która je bada? Brzmi pysznie.
Książka opowiada historię tytułowej Emily, która wyrusza z Anglii na pewną pomniejszą (skandynawską? nie pamiętam!) wyspę, aby badać tam faerie z Ukrytego Ludku, co ma stanowić domknięcie jej monumentalnej encyklopedii. Kobieta jest ekspertką w tej dziedzinie, nie ma jednak kompletnie talentu do komunikacji międzyludzkiej, ani taktu, co sprawia, że bardzo szybko staje się w wiosce persona non grata. Właśnie ten moment wybiera sobie jej akademicki kolega - Wendell Bambleby – na przyjazd do wioski i wsparcie Emily w jej badaniach. Okazuje się, że okoliczny Ludek różni się dość od tego, co Emily badała dotychczas. Przed młodą naukowczynią sporo wyzwań. Dlaczego faerie zaczęli porywać osoby z wioski? Jaka tajemnica kryje się za zaczarowanym drzewem? I kim u licha naprawdę jest Wendell!?
Książka Heather Fawcett to dla mnie kwintesencja tego, co dziś nazywamy cosy fantasy. Prosta historia z dobrym pomysłem na fabułę i interesującymi bohaterami oraz ciekawe wykonanie. Byłam wciągnięta od pierwszych stron, zaangażowana i po raz pierwszy od dawna autentycznie kibicowałam tu relacji romantycznej, która zaczęła nam kiełkować.
Nie jest to wybitna książka, która zmieni Wasze życie. Nie będzie to też pewnie najlepsza książka przeczytana przez Was w tym roku. Ale jeśli szukacie czegoś lekkiego na lato, to zachęcam sięgnąć po Emily Wilde właśnie....more
Szukałam lekkiego romansidła na lato i wreszcie znalazłam! Julie Murphy do tej pory nie zaserwowała mi jeszcze żadnego faWreszcie, nareszcie, w końcu!
Szukałam lekkiego romansidła na lato i wreszcie znalazłam! Julie Murphy do tej pory nie zaserwowała mi jeszcze żadnego fakapu. No, to co prawda dopiero druga książka jej autorstwa, którą czytam, ale wciąż.
W "If the shoe fits. Zanim wybije północ" dostajemy historię dwudziestoparoletniej Cindy, świeżo upieczonej absolwentki szkoły mody, specjalizującej się w kreowaniu butów. Splotem pewnych przypadków dziewczyna ląduje wraz z przybranymi siostrami do randkowego reality show. Stawka jest wysoka – sto tysięcy pachnących dolarów i serce przystojnego Henry’ego, który dziewczynom z programu jawi się jako prawdziwy książę z bajki. Cindy, początkowo przekonana o tym, że nie ulegnie porywom serca, szybko zauważa, że młody mężczyzna wpada jej w oko, a co w show jeszcze ważniejsze, ona również nie pozostaje mu obojętna.
Prosta, lekka, cieplutka książeczka, doskonała na gorszy humor. Połknęłam ją na dwa posiedzenia i wciąż jestem w szoku w związku z tym. Oczywiście, że jest naiwna. Pewnie, że mnóstwo rzeczy dzieje się tu splotem nadzwyczaj przyjaznych bohaterom splotom przypadków. Ale ja traktuję książki tego typu jako bajki dla dorosłych i nie wymagam od nich, żeby wszystko tu równo kleiło się z naszą szarą rzeczywistością.
Było słodko, było miło i dostałam wszystko to, czego oczekiwałam. Niczego nie żałuję, a już najmniej, to wysokiej oceny, którą wystawiam tej książce. ...more
Okeeeej. Sięgnęłam po tę książkę z ciekawości, bo dość często migała mi ona gdzieś w bookmediach i na różnych stronach internetowych. Okazało się, że jOkeeeej. Sięgnęłam po tę książkę z ciekawości, bo dość często migała mi ona gdzieś w bookmediach i na różnych stronach internetowych. Okazało się, że jest dostępna w wersji audio na Empik Go i do tego jest wyjątkowo krótka. Uznałam więc, że nawet jeśli mi się nie spodoba, to nie stracę przynajmniej zbyt dużo czasu. No więc tak – straciłam około dwóch godzin z hakiem.
O czym jest ta książka? Cóż, do końca nie wiem sama. Oto bowiem bezimienna narratorka opisuje swoją obsesję pewnym żonatym mężczyzną, z którym kiedyś połączył ją romans. Kochanek wyraźnie dąży już jednak do przerwania tej znajomości, ale narratorka mu na to nie pozwala. Śledzi jego oraz wszystkie związane z nim osoby. Ma ogromną fascynację na punkcie innej kochanki tegoż mężczyzny, której śledzenie jest o tyle ułatwione, że jest ona popularną internetową influencerką. Obsesja coraz bardziej pogrąża naszą bohaterkę, co wpływa na jej życie, karierę oraz związek. Opisy relacji z kochankiem oraz profilu na Instagramie jego drugiej kobiety są dla narratorki punktem wyjścia do rozważań na temat białej supremencji i ucisku imigrantów, oraz czarnych i natywnych Amerykanów.
Okej, napiszę to. Moim zdaniem ta książka jest wypełniona rasistowskim bełkotem. Gdyby napisała ją biała autorka, której bohaterka też jest biała i która rzucałaby takimi tekstami, jakie zaprezentowano w tej książce, na ludzi o ciemnym kolorze skóry, mielibyśmy literacki skandal dekady. Ale kolory są odwrócone, więc mamy nagrody, pochwały i zachwyty. Bohaterka Patel wszystko, co jej przeciwniczka do serca (i łóżka) kochanka robi, traktuje jako przykład wspomnianej białej supremencji. Naprawdę wszystko. Uprawa organicznych roślin, zakup mebli i ubrań, na które nie stać narratorki, dodanie zdjęcia przy zastawionym stole… Bełkot.
Daję jedną gwiazdkę, choć i to jest raczej za dużo. Nie mam zamiaru czytać niczego więcej, co spod swoich toksycznych palców wypuści ta autorka. Rasizm może przyjąć różne strony. Tak, czarni też mogą być rasistami wobec białych. Dziękuję za uwagę, kropka....more
Re-read "Jeżycjady" trwa. Po raczej słabo po latach przyjętej przeze mnie "Szóstej klepce" zabrałam się za "Kłamczuchę", która – pamiętam to dobrze – Re-read "Jeżycjady" trwa. Po raczej słabo po latach przyjętej przeze mnie "Szóstej klepce" zabrałam się za "Kłamczuchę", która – pamiętam to dobrze – lata temu była u mnie bardzo nisko w rankingu wszystkich tomów tego cyklu. Byłam przekonana, że teraz również będę troszeczkę i po cichutku cierpieć w trakcie czytania. Tymczasem, tymczasem…
Aniela Kowalik zaraz kończy podstawówkę i zacznie szkołę średnią. Żyje sobie prostym życiem w Łebie razem z ojcem i nieśmiało fantazjuje o karierze aktorskiej oraz – a jakże – wielkiej miłości. Ta druga zdaje się na horyzoncie o krok, bo oto dziewczyna poznaje niejakiego Pawełka. Przystojny jak sam Adonis młodzian wpada w oko nieszczęśnicy Kowalik, a i sam wydaje się nią bardzo zainteresowany. Pech chce, że chłopak kończy właśnie wypoczynek nad morze i wraca do rodzinnego Poznania. Aniela nie rozpacza długo. Bierze zwyczajnie sprawy w swoje ręce i zostaje uczennicą Liceum Poligraficznego w Poznaniu właśnie. Za sprawą nieprzewidzianego losu i ciągu przypadków nastolatka ma okazję być bardzo blisko swojego ukochanego, ale w roli, której ta aspirująca młoda aktorka na pewno nie planowała.
Bardzo, bardzo, bardzo podobała mi się ta książka. Oczywiście, że jest moralizatorska, ale tutaj jakoś mniej to wybrzmiewa, a przynajmniej dzieje się tak przez większą część powieści. Aniela nie jest osóbką do łatwego polubienia, a jej pseudonim Kłamczuchy nie wziął się znikąd. Jest to jednak dziewczę tak pocieszne, czupurne i zahartowane, że czytanie o jej perypetiach angażowało mnie znacznie bardziej niż o nudnej, flegmatycznej Cesi (która, a jakże, też się tu pojawia i dalej jest tak beznadziejnie nijaka, jak i była w opowieści jej przeznaczonej). Co więcej, ponieważ to nigdy nie była jakaś lubiana przeze mnie część, kosmicznie mało pamiętałam z fabuły, więc następujące po sobie wydarzenia były dla mnie naprawdę zaskakujące. Pysznie się bawiłam, a kiedy w dalszej części pojawiła się pewna postać, która mocno zakorzeni się w życiu kochanych Borejków, to aż zaczęłam zęby suszyć w uśmiechu, tak to było niespodziewane.
Ukazanie realiów epoki w punkt, wszak książka pisana w trakcie opisywanych wydarzeń. Kolejki, kartki, czyny społeczne – coś, o czym młodsze pokolenia pojęcie mają żadne (i dobrze), więc czytanie o tym może dla nich stanowić pewną egzotykę. O ile młodzież w ogóle po "Kłamczuchę" sięgnie. Podtrzymuję bowiem, że seria ta zestarzała się dość wyraźnie i jest raczej rozrywką dla sentymentu pań w różnym wieku (melduje się trzydziestka).
Ja będę czytać dalej, uwielbiam wszak tę serię i wiem, że dostarczy mi jeszcze ona masy wzruszeń i uśmiechu, nie będę sobie wszak tego odmawiać!...more
"Egipcjanin Sinuhe" to powieść, która w literaturze światowej uznawana jest za jedną z najważniejszych w historii, zaś w Finlandii – gdzie powstała – "Egipcjanin Sinuhe" to powieść, która w literaturze światowej uznawana jest za jedną z najważniejszych w historii, zaś w Finlandii – gdzie powstała – nazywana jest wręcz najlepszą i najwybitniejszą w fińskiej historii literatury. U nas może mniej znana, ale nic dziwnego, wszak „naszą” historię starożytnego Egiptu dał nam Bolesław Prus w swoim "Faraonie". Od lat jest jednakże wznawiana i moje wydanie z 2018 roku nie jest tym najnowszym.
Fabuła skupia się na życiu lekarza Sinuhe, historię poznajemy z jego perspektywy. Mężczyzna jest już prawdopodobnie u kresu życia i przebywa na wygnaniu. Chcąc zapełnić czymś czas, zaczyna spisywać opowieść o swoim życiu – od dzieciństwa z przybranymi rodzicami, poprzez edukację, bardzo nietypowy romans, podróże, aż po wydarzenia, które doprowadziły do jego wygnania z Egiptu. Opowieść Sinuhe jest fascynująca, przez jego życie bowiem przewijało się wiele znakomitych postaci. Ot, wymienić można, chociażby faraonów Echnatona i Tutanchamona oraz piękną Nefertete. Sinuhe jest bezpośrednim świadkiem – a często też uczestnikiem – wydarzeń, które wspominane są do dziś. Jak choćby wtedy, kiedy na dworze Echnatona obserwuje największy rozłam religijny w dziejach Egiptu. Poznawanie opowieści życia lekarza, jego miłości i namiętności w wielu miejscach zaskakuje, jednakże najbardziej fascynujący jest opis życia wyższych sfer Egiptu z XIV wieku p.n.e. Mika Waltari fascynował się Egiptem od najmłodszych lat , posiadał też pewną wiedzę archeologiczną, a pomysł na powieść zaczerpnął z staroegipskiej baśni, której bohater ma na imię właśnie Sinuhe. Książka jest jednak wypełniona również bogatą symboliką. Autor czerpał bowiem inspiracje również z Biblii, ale i mitologii. Co więcej, badacze analizujący twórczość Waltariego doszukują się w niej również nawiązań do II wojny światowej, gdzie każdy z ukazanych starożytnych ludów ma swój odpowiednik w historii Europy (i tak na przykład państwo Mitanni ma symbolizować Polskę, a Hatti hitlerowskie Niemcy).
To arcytrudna książka. Większości niuansów i wspomnianych nawiązań na pewno nie udało mi się wyłapać. Ponadto, choć fascynuje mnie Egipt, to moja wiedza jest zbyt malutka, aby czerpać z "Egipcjanina Sinuhe" w pełni i rozkoszować się lekturą. Czytało mi się naprawdę ciężko tę lekturę, musiałam robić wiele przerw, wracać do poprzednich rozdziałów, a i tak w wielu miejscach czułam się zagubiona. Na pewno nie jest to odpowiednia historia do czytania nad kotletem, bo wymaga mnóstwa skupienia. Jestem pewna, że wielu czytelników odbije się od niej już na starcie, bo napisana jest też dość specyficznym językiem, ale i narracja Sinuhe nie jest do końca typowa. Mogę powiedzieć, że trochę przemęczyłam tę książkę, ale absolutnie niczego nie żałuję, bo to wyśmienity twór literatury i nie dziwi mnie, czemu jest tak ceniony przez Finów. Doskonała powieść historyczna, napisana z poszanowaniem do samej historii, ale i czerpiąca na pęczki z symboli innych tworów kultury oraz historii współczesnej. Kiedy już przyzwyczaiłam się do stylu autora, to ciężko już było mi się oderwać i czytałam z bardzo dużym zainteresowaniem, choć nie łatwością.
Dla mnie pozycja świetna, choć bardzo trudna i na pewno nie dla każdego. Ale polecam się z nią zmierzyć, bo zdecydowanie warto....more
Nie wiem, co jest ze mną nie tak, ale póki co Muminki - moja ulubiona animacja wczesnego dzieciństwa - kompletnie nie broni się dla mnie w wersjKurde.
Nie wiem, co jest ze mną nie tak, ale póki co Muminki - moja ulubiona animacja wczesnego dzieciństwa - kompletnie nie broni się dla mnie w wersji książkowej te dwadzieścia parę lat później.
Wiem, że zasadniczo to nie ja jestem targetem tych książeczek, ale przez lata zdążyłam się sporo nasłuchać o tym, że to powiastki niby dla dzieci, ale mocno też dla dorosłych.
A ja się nudzę. Trzyma mnie przy Muminkach tylko głos pana Kowalewskiego, bo poznaję je w audio w jego wykonaniu. Tutaj pojawili się już Migotka i mój first ever crush Włóczykij i nawet to nie dodało mi tego czegoś wow. Chyba powiem sobie dość....more
Trzeci tom cyklu o Herculesie Poirot, tym razem Agatha Christie zaprasza swoich czytelników do zapoznania się z jej twórczością w formie krótkich, kilTrzeci tom cyklu o Herculesie Poirot, tym razem Agatha Christie zaprasza swoich czytelników do zapoznania się z jej twórczością w formie krótkich, kilkustronicowych opowiadań. Tym razem najsłynniejszy detektyw świata będzie musiał zmierzyć się m.in. z tajemnicą sławnych klejnotów, pewnym nietypowym testamentem, a nawet z zaginięciem premiera Anglii. Obok niego jak zawsze jest niezastąpiony Hastings, który z wielką wprawą relacjonuje nam perypetie swojego przyjaciela.
Po raz pierwszy udało mi się rozwiązać zagadkę kryminalną, która stanęła przed Poirotem i tej sztuki dokonałam nawet przed samym detektywem, co napawa mnie niemałą dumą! Patrząc na całość tego zbioru to, jak zawsze, trafiają się opowiadania lepsze i gorsze, choć w przypadku Christie słowo gorsze wcale nie oznacza, że słabsze. Ot, pewne sprawy kryminalne zainteresowały mnie bardziej, a inne troszkę mniej. Całościowo jest jednak jak zawsze pysznie i wyśmienicie, a ja prozę Królowej Kryminału polecam niezmiennie. ...more
Był taki czas, że często i chętnie sięgałam po powieści, których akcja dzieje się w trakcie II wojny światowej. Parę lat temu skutecznie jednak wyleczBył taki czas, że często i chętnie sięgałam po powieści, których akcja dzieje się w trakcie II wojny światowej. Parę lat temu skutecznie jednak wyleczyłam się z tej literatury, kiedy na rynku zaczęły pojawiać się jedynie mało strawne romanse, którym wojenne tło miały tylko podbić sprzedaż. O romantyzacji wojny i holokaustu pisali już jednak znacznie mądrzejsi ode mnie, więc nie będę się tu o tym rozpisywać.
"Szklane ptaki" Zysokowskiej przyciągnęły mnie jednak do siebie, bo autorka skupiła się na opowiedzeniu historii poety Krzysztofa Kamila Baczyńskiego i jego dwóch wielkich miłości – żony, ale i matki. Opowieść rozłożona na trzy głosy obiecywała mi wzruszające momenty, poruszające sceny i wojnę, która jest pełnoprawnym „bohaterem” książki. Niestety, moje oczekiwania trochę rozminęły się z tym, co dostałam.
Ufam, że postaci Baczyńskiego nie trzeba przedstawiać. Wybitny poeta tzw. Pokolenia Kolumbów, autor przejmujących wierszy, ale i poematów i opowiadań. Jego poezja popularność zaczęła zdobywać już w trakcie okupacji, choć to po wojnie – staraniami jego ukochanej matki, Stefanii – o Krzysztofie dowiedziała się cała Polska. On sam zginął w pierwszych dniach Powstania Warszawskiego. Krótko po nim śmierć poniosła również jego żona, Barbara, która była wówczas w ciąży z ich pierwszym dzieckiem.
Krzysztof, Stefania, Barbara – to ich Katarzyna Zyskowska uczyniła narratorami swojej książki. Niestety, w książce ten podział na głosy nie jest zbyt umiejętnie poprowadzony. Każdy z bohaterów wypowiada się bowiem dokładnie w ten sam sposób, pełen metafor i poetyckości. Świetnie sprawdziłoby się to z perspektywy Krzysztofa, ale kiedy dokładnie tak samo ukazana jest narracja Stefanii, czy Barbary to traci to swój urok i staje się wtórne. Poza tym wydaje się, jakby autorka chciała trochę za wiele srok złapać naraz. Zamiast skupić się na jednym aspekcie życie Baczyńskiego – na przykład skomplikowanej relacji łączącej jego żonę i matkę – Zyskowska nawiązuje do mnóstwa epizodów i tajemnic, o których przez długie lata nie wspominano w literaturze poświęconej poecie. Jest tu zatem sporo o namiętnościach i uczuciach, które względem Krzysztofa odczuwali inni słynni poeci i pisarze tamtego okresu. Podobnie, jeśli chodzi o zaburzoną chronologię zdarzeń. O ile nie mam nic do klamry kompozycyjnej, jaką jest dzień odnalezienia zwłok Krzysztofa, to nie do końca rozumiem, czemu miało służyć to skakanie pomiędzy wydarzeniami z Powstania, które poznajemy z perspektywy Barbary zamkniętej w piwnicy, z latami, kiedy młodzi poznali się, a następnie pobrali i próbowali tworzyć rodzinę w tych fatalnych czasach.
Ale tym, co nie podobało mi się najbardziej, są sceny ukazania śmierci Krzysztofa i Barbary, zwłaszcza Basi. Wchodzi nam tam wręcz jakiś realizm magiczny, jakieś senne majaki, które miały prawdopodobnie być czymś wzruszającym w opisywaniu tych dramatycznych scen, a – w mojej opinii – bardzo je spłycają. Sama scena, kiedy Basia ginie, jakby na własne życzenie, jest wręcz…nie na miejscu?
Uch, może po prostu spodziewałam się czegoś innego, lepszego. "Szklane ptaki" są dla mnie dość marną powieścią wypełnioną sztucznie brzmiącym poetyckim językiem, bez wyraźnego podziału na różnych bohaterów, którzy z boku wszyscy wydają się tacy sami i mówiący identycznie. To nie jest dobra książka i jeśli ktoś sięga po nią, bo chce bliżej poznać życie Baczyńskiego, to niech lepiej sobie daruje i przeczyta choćby najkrótszą biografię tego poety. Miałam sięgać po nową powieść tej autorki o Marii Skłodowskiej-Curie, ale sobie daruję. A "Szklane ptaki" lądują w moim pudel książek na sprzedaż, bo testu półki nie zdały na pewno....more
"Świnia", "Krowa", "Wieloryb", "Maciora"… Te słowa są doskonale znane wielu – żeby nie powiedzieć, że wszystkim – osobom, które w codziennym życiu zma"Świnia", "Krowa", "Wieloryb", "Maciora"… Te słowa są doskonale znane wielu – żeby nie powiedzieć, że wszystkim – osobom, które w codziennym życiu zmagają się z otyłością skrajnie olbrzymią. Ile ich jest? Tego nie wie nikt, bo nie są prowadzone żadne szczegółowe statystyki, czy badania. Ostrożnie szacuje się, że ponad 60% Polaków waży za dużo, a z otyłością mierzy się około 20% populacji naszego kraju. Co więcej, nie ma „jednej otyłości”. Mówimy bowiem o kilku jej stopniach, a w ostatnim czasie coraz częściej wspomina się o tym, aby dodać kolejny stopień. Zaprezentowane statystyki mogą być zresztą zaniżone, bo otyłości skrajnie olbrzymiej prawie wcale nie widać w przestrzeni publicznej. Osoby ważące 200, 300 bądź więcej kilogramów w większości przypadków są więźniami swoich domów i dowiadujemy się o nich wtedy, kiedy jest już za późno.
To właśnie o tej „ukrytej” grupie chorych opowiada książka Magdaleny Gajdy. Autorka – aktualnie z prawidłową wagą ciała, ale przez większą część życia zmagająca się z otyłością – to nie tylko dziennikarka i reportażystka, ale również społeczna rzeczniczka praw osób chorych na otyłość w Polsce oraz fundatorka i prezeska Fundacji Osób Chorych na Otyłość OD-WAGA. Innymi słowy, doskonale zaznajomiona z tematem i sytuacją osób z chorobą otyłości. No właśnie, chorobą. Bo wciąż dla wielu – również lekarzy – otyłość to zaniedbanie, defekt estetyczny, a nie ciężka, wyniszczająca i wielopłaszczyznowa choroba, która wymaga złożonej pomocy medycznej i wsparcia psychologicznego.
Magdalena Gajda w swojej książce prezentuje zapis rozmów i wywiadów, które przeprowadziła z osobami zaangażowanymi w pomoc osobom z otyłością, ale i z samymi chorymi. Z opowieści m.in. pracowników socjalnych, dietetyczki, czy chirurga bariatry możemy dowiedzieć się, jak bardzo rozbudowany i długotrwały może być proces leczenia osoby chorej na otyłość skrajną. W pewnym momencie jeden z rozmówców autorki zauważa nawet trafnie, że otyłość nie jest chorobą, z której można się „wyleczyć”. Nawet po utracie wagi bowiem chory wciąż musi pilnować zaleceń związanych ze zdrowym, racjonalnym żywieniem, pooperacyjnymi wytycznymi, ale też musi pozostawać w terapii, bo często przejadanie się jest mechanizmem obronnym organizmu, służącym odstresowaniu się, uszczęśliwieniu samego siebie, czy jest też nabytą, jedyną formą nagradzania się.
Bardzo przejmujące są opowieści samych chorych. Przede wszystkim Łukasza, który ze wszystkich miał chyba najwięcej w sobie optymizmu i nadziei (czy też „nadziejki”, jak sam mówił) na lepszą przyszłość i poprawę zdrowia, a niestety nie dożył swojej operacji. To właśnie jemu autorka dedykuje swoją książkę. Co jeszcze uderza? Dla mnie ciężkie było czytanie o tym, jak chorzy sami siebie dehumanizują. Jak mocno pogardzają samymi sobą. Wiele wspominają o bólu, jaki wyrządza im otoczenie, ale zdają się nie zauważać tego, ile krzywdy zadają sami sobie. Można momentami odnieść wrażenie, że nie szukają pomocy, bo uważają wręcz, że na tę pomoc nie zasługują, że na pewno jest na nią za późno. Często też boją się o nią prosić, bo – o czym wspomniałam na początku – wielu medyków nie traktuje ich z należytą uwagą, czy wręcz szacunkiem. Są w książce Magdaleny Gajdy opisy tego, co spotykało chorych w placówkach zdrowia. Choćby historia pani Teresy, która na kilka dni stała się pośmiewiskiem lokalnego szpitala, kiedy leżała prawie naga na szpitalnym korytarzu, gdzie mogli przyjść i „popodziwiać ją” wszyscy pracownicy szpitala, ale i inni pacjenci i ich goście.
Autorka z kolei o wszystkich chorych pisze z dużą empatią, zrozumieniem i stara się dawać im poczucie jak największego komfortu w relacji z nią. Zwraca choćby uwagę wstawka zaraz na początku, kiedy wspomina ona, że jedynym powodem, dla którego w książce pojawia się przymiotnik „otyły” – uznawany dziś za pejoratywny i stygmatyzujący – jest to, że tak mówią o sobie sami chorzy. Przywykli.
Świetny reportaż. Napisany z poszanowaniem do chorych, zwracający uwagę na kwestie zdrowotne, dostęp do leczenia, ale też zaplecze społeczne i komunikację o tej chorobie w strefie publicznej. Niestety, prawdopodobnie ci, którzy naprawdę powinni przeczytać ten tekst, aby zrozumieć złożoność choroby otyłości, pewnie nawet po niego nie sięgną, żyjąc dalej wygodnie w swojej bańce pełnej słownego okrucieństwa wobec chorujących. Nie bądźcie jak oni.
Sięgnęłam po "Festiwal", bo bardzo chciałam się przekonać, czym ta praca zaskarbiła sobie uczucia jurorów na tyle, że jako pierwszy komiks w historii Sięgnęłam po "Festiwal", bo bardzo chciałam się przekonać, czym ta praca zaskarbiła sobie uczucia jurorów na tyle, że jako pierwszy komiks w historii otrzymała nagrodę (i w ogóle nominację) w Paszportach "Polityki". Autor książki, Jacek Świdziński, to trzydziestoparoletni autor komiksów charakteryzujących się, jak zdążyłam się zorientować, minimalistycznym stylem, prostą kreską oraz fabułą rozłożoną na przynajmniej kilka akcentów lub strukturą szkatułkową. "Festiwal" to pierwsza pozycja jego autorstwa po którą sięgnęłam.
To wielowątkowa opowieść o Festiwalu Młodzieży z 1955 roku, który odbył się w Warszawie. Zbliżająca się odwilż gomułkowska, zderzenie się światopoglądu młodych ludzi z bloku socjalistycznego z młodzieżą z krajów kapitalistycznych i odwrotnie stanowią podstawę do opowiedzenia kilku(nastu) historii osób w różnym wieku i o różnym zapleczu społecznym i kulturalnym. Jest w tej opowieści sporo samotności i poczucia wykluczenia, nieuleczonych traum, ale i wyzwolenia (również seksualnego), nadziei oraz poczucia spełnienia.
"Festiwal" nie jest jednak zdecydowanie komiksem dla wszystkich i mogą od tej pozycji odbić się nawet wielbiciele tej formy literackiej. Kompletna nieznajomość realiów życia tamtego okresu oraz tego, czym w ogóle był dla ludzi – nie tylko w Polsce – Festiwal Młodzieży sprawia, że sporo treści, tego „mięsa” gdzieś umyka podczas lektury. Czyta się to bardzo szybko, ale dla niezaznajomionego umysłu raczej nie zostawia po sobie śladu. Ja jestem świeżo po lekturze i mam świadomość, że bardzo wielu rzeczy nie wyłapałam w tej historii, jak i nie sądzę, aby została ona we mnie na dłużej.
Nie jestem zaskoczona, że praca ta otrzymała – bądź co bądź – prestiżowe wyróżnienie, jakim jest Paszport "Polityki". To bardzo dobrze przemyślana fabuła, interesujący rysunek i pochylenie się nad okresem w historii Polski, który wciąż nie jest dość dobrze „zaopiekowany”, jeżeli chodzi o beletrystykę w ogóle. Nie porwała mnie jednak ta opowieść, na pewno lepiej udałoby mi się ją odczytać, gdybym miała zwyczajnie większe kompetencje. Czy jest to uniwersalna historia? Hmm, w jakimś sensie tak, ale bez głębszego kontekstu jest raczej płytka, czy wręcz momentami niezrozumiała.
Moją ulubioną, ale i tragiczną postacią z tła całego komiksu jest postać Żyda, który siedzi przez cały okres trwania festiwalu w jednym miejscu, gdzie umówił się z synem, którzy przyjechał do Polski z Izraela właśnie na to wydarzenie. Myślę, że jeśli coś ze mną zostanie w lektury "Festiwalu", to właśnie obraz tego mężczyzny przy stole. ...more
To jest tak naiwniutkie i tak przesłodzone, o mamo.
Ale kochom. Zero obiektywizmu, sorki bardzo. I ta Eternal Edition jest prze-pięk-na. Nie mogę doczTo jest tak naiwniutkie i tak przesłodzone, o mamo.
Ale kochom. Zero obiektywizmu, sorki bardzo. I ta Eternal Edition jest prze-pięk-na. Nie mogę doczekać się kolejnego tomu, ale no ten na horyzoncie dopiero w lipcu, ech....more
WRESZCIE! W KOŃCU! NARESZCIE! Na drugi tom "Wampirzego cesarstwa" czekałam jak na zbawienie. Pierwsza część to był cud, miód, orzeszki, karmel, czekolaWRESZCIE! W KOŃCU! NARESZCIE! Na drugi tom "Wampirzego cesarstwa" czekałam jak na zbawienie. Pierwsza część to był cud, miód, orzeszki, karmel, czekolada, ciastka, wszystko. Miałam tak ogromne oczekiwania wobec kontynuacji i tak strasznie bałam się słynnego „syndromu drugiego tomu”… Ale Jay Kristoff chyba nie potrafi mnie zawieść. Muszę zacząć bardziej wgłębiać się w jego twórczość, bo gość jest niesamowity.
Gabriel de León wciąż pozostaje zamknięty w château cesarzowej Margot, gdzie jej kronikarz i historyk w jednym Jean-François skrupulatnie zapisuje historię ostatniego Srebroświętego oraz Graala. Zakończenie pierwszego tomu zostawiło nas jednak w pewnym mocno newralgicznym momencie relacji obu panów. Gabriel nie ma jednak zbyt wielkiego wyboru, jak nie kontynuować swojej relacji, zatem on i wampir spotykają się ponownie w wieży i kontynuują swoją rozmowę. Ta jednak jest tym razem krótsza. Okazuje się bowiem, że Jean-François ma jeszcze jednego rozmówcę w château i teraz przyjdzie mu dzielić swój czas pomiędzy dwojga g o ś c i. A historia robi się coraz ciekawsza, ale i brutalniejsza. Oto bowiem Srebroświęty dochodzi do momentu, gdzie Graal na chwilę umyka spod jego bacznego spojrzenia, choć mężczyzna nie pozostaje sam. Relacja jego oraz Dior – czyli Graala – wchodzi tutaj w ogóle na inny poziom i jest absolutnie doskonała. Nie wspominam o szczegółach, bo ciekawie jest obserwować to, jak stopniowo się ona rodzi, bez poznania wcześniej tego, co ostatecznie dzieje się z ich znajomością.
Druga część cyklu dalej trzyma ten fenomenalnie wysoki poziom co tom pierwszy. Fabularnie jest doskonale, tempo powieści jest świetne, bohaterowie wykreowani wyśmienicie, a zakończenie…o losie, zakończenie to robi Wam tak, że kontynuacji potrzebujecie na wczoraj. Jest super, super, super przemyślane i otwiera nam tyle furtek na przyszłość, że ach! No dla mnie arcydzieło gatunku. Kochom, kochom, kochom.
Minusy? Trochę kuleje polska redakcja. Jest w książce bowiem więcej błędów i literówek niż ustawa przewiduje, zdarzają się też błędy logiczne, ewidentnie nie wyłapane podczas redagowania książki. Ale to zarzut techniczny. Historia jest GENIALNA. ...more