To wielopoziomowe dzielo opiera sie na biografiach lwowskich prawnikow Rafaela Lemkina i Hersza Lauperpachta, na tragicznej historii rodziny autora, oTo wielopoziomowe dzielo opiera sie na biografiach lwowskich prawnikow Rafaela Lemkina i Hersza Lauperpachta, na tragicznej historii rodziny autora, oraz na wnikliwej biografii Hansa Franka, ktorego autor lubi nazywac "krolem Polski"). Sa tez i motywy niepotrzebne, np. malzenskie klopoty dziadkow etc. oraz, pod koniec, dlugasna i nudnawa relacja z calego procesu norymberskiego (co wlasnie dla autora, jako prawnika podejrzewam ze wcale nie bylo nudne). Motywem przewodnim, czyms co scala opowiesc, jest rozwoj prawa miedzynarodowego. Pojecia ludobojstwa i zbrodni przeciw ludzkosci wprowadzili do prawa i sadownictwa wlasnie Lauperpacht i Lemkin, ktorzy dzialali w tych sprawach kazdy z osobna. Jest w ksiazce stosunkow duzo historycznych niedopowiedzen (ktore dla osob niezapoznanych z tematem bardzo szybko staja sie niejasnosciami) i troche bledow w faktograficznych. Autor nie wydaje sie byc swiadomy tego ze Polska (i Ukraina) dazyly do niepodleglosci, nie zna tez zawilosci poitycznych Drugiej Rzeczpospolitej. Jest on po prostu prawnikiem, a nie historykiem.
Innym motywem ktory scala opowiesc to miasto Lwow oraz miasteczko Zolkiew. We wstepie, autor pisze ze ksiazka jest rezultatem jego niezgody na totalne milczenie dziadkow na tematy wojenne i przedwojenne. I rzeczywiscie, zlapal to pokolenie w ostatniej chwili. Za 10 lat juz nie bedzie nikogo kto bedzie te czasy pamietal. Autor uwielbia Lwow i moze z tego powodu raczej nie chce sie narazic tamtejszym wladzom i znajomosciom ktore zawarl. Ksiazka szeroko opisuje polski antysemityzm, ale bardzo delikatnie obchodzi sie z antysemityzmem ukrainskim. A najbardziej zadziwia mnie przyjazn autora nie tylko z synem Hansa Franka (ktory, trzeba przyznac, zawsze byl bardzo jednoznacznie antyhitlerowski) ale tez z synem Otto von Wachtera (gubernatora Lwowa i Krakowa), ktory swego ojca mordercy-nazisty dumnie broni. Okladka ksiazki to fotografia z kolekcji Niklasa Franka. Pod koniec ksiazki, we Lwowie, ci trzej panowie udali sie na uroczystosc uhonorowania "bohaterskich" zolnierzy Waffen-SS Galizien,. Tu autor mnie nieco zaszokowal. Czy chodzi o to ze prawnik na codzien widzi mordercow i jest zupelnie znieczulony? Co powiedzieliby jego dziadkowie oraz wszyscy zamordowani krewni gdyby odkryli ze wnuczek chodzi na imprezy Waffen-SS-Galizien, a ich biografie znalazly sie w tej samej ksiazce obok biografii mordercow von Wachtera i Franka (ktory mial ponoc "dusze artysty")? Autor jest przede wszystkim prawnikiem, zbiera fakty i...stara sie nie oceniac? Czy tez niedojrzalym dzieckiem ktore bawi sie historia?...more