Słyszą, że są beztalenciami, pracują zbyt wolno albo generują za mało kliknięć. Ale i tak z jakiegoś powodu nie tracą posad i dostają kolejne zwykle gówniane teksty do napisania. Ktoś musi w końcu generować treści - oczywiście na umowie o dzieło, bo w mediach etat to rzadkość. Ten ktoś usłyszał też kiedyś, że jest dobry w swoim fachu albo, że ma wielki potencjał. Wierzy, bo przecież dostał robotę w redakcji poczytnego tygodnika albo telewizji i prostą instrukcję: przykładaj się i haruj, a wejdziesz kiedyś na sam szczyt. Mijają lata, a dziennikarze i dziennikarki wciąż tkwią na pierwszym piętrze –sfrustrowani, zajechani psychicznie, gardzący swoją pracą i wstydzący się niskich zarobków. Oto ich historie.
Jeśli założymy, że dobrze jest zebrać wszystkie opowieści o patologii pracy w obecnych mediach w jednym miejscu, to tak, taka książka jest potrzebna. Jednak dla osób, które mocno w polskich mediach siedzą i znają sytuacje, do których autorka nawiązuje, bo obserwowały je na bieżąco, będzie to pozycja nudna i na nic im oczu nie otworzy. Konstrukcja jest nieco chaotyczna, wywiad z psycholożką porównującą relacje w mediach do patologii rodziny alkoholika należałoby skondensować do dwóch akapitów, bo był kompletnie nie na temat. Styl dyskusyjny - nie mam nic przeciwko tekstom, w których autorka się nie chowa i nie ukrywa własnych emocji, ale ta książka brzmi jak bardzo długi wpis na fejsa i w niektórych miejscach było to nieznośne ("Znowu pajacuję/żarcik taki, już wracam do tematu").
Podoba mi się ten nieugłaskany wku** z jakim napisana jest ta książka. Dla wielu osób owa konwencja będzie najpewniej nieznośna i szybko się odbije od tej pozycji ALE - nie umniejsza to autorce w tym jak radykalnie szczera, odważna i bezkompromisowa jest w swoich diagnozach. Pewnie dałbym 4/5 ale daje 5/5 bo zjedzie się tu pewnie cała banda urażonych chłopów, których oburzy słowo „gówno”. Anyway - polecam :)
Nie każdemu podejdzie ta książka, bo jest napisana z abolutnie nieukrywanym wkurwieniem (ale i troską) na stan polskiego dziennikarstwa. Dla mnie to przede wszystkim lektura dołująca, bo czytając ją zdałem sobie sprawę, że absolutnie nie chce mieć z tym zawodem nic wspólnego (a kiedyś było to moje marzenie). Niemniej polecam.
Pracuję w mediach od ponad dekady, spotkałam się z niemal wszystkimi patologiami, które opisuje autorka. Książka ma skrajnie silny lewicowy filtr polityczny i gospodarczy, który autorka uważa za wartość. Nie podzielam tego nastawienia, jak i poglądu, że wszystkiemu winien jest kapitalizm. Jest to jednak bardzo wygodne uproszczenie, które pozwala na utrzymanie ideologicznej logiki tekstu.
Książka jest zbiorem ogólników i truizmow, które każdy kto choć minimalnie interesuje się mediami zna. Nie ma w niej nic nowego, chociaż być może to tylko moje wrażenie. Może ktoś kto zupełnie nie zna tematu znajdzie w niej coś dla siebie? Mnie znudziła.
Kiedy zapytałem czy zawód dziennikarza w Polsce ciągle ma prestiż, zdecydowana większość odpowiedziała, że zdecydowanie nie. Samo pytanie oraz odpowiedzi były dla mnie bardzo ciekawe, bo od 10 lat pracuję w zawodzie dziennikarza i kiedy odkrywam karty, zdradzając czym się zajmuję, nie spotkałem się jeszcze z odbiorem negatywnym. A moje zdanie jest takie, że prestiż ciągle jest, ale spada on wraz z utratą zaufania społecznego.
Dlaczego tak jest? Paulina Januszewska w swojej książce „Gównodziennikarstwo” przedstawia wiele przyczyn tego zjawiska. Jak zaznacza sama autorka, choć trzeba przyznać, ujawnia się z tym na późnym etapie książki, swoją propozycją zaprasza do stanięcia w prawdzie o aktualnym stanie dziennikarstwa w Polsce. Według niej nadal jest w nim miejsce na robienie dobrych jakościowo tekstów, ale wajcha rynku nieuchronnie przeszła na stronę „gównodziennikarstwa” (czyt. clickbajtozy).
Warto zacząć w ogóle od tego, że Januszewska z autopsji (pracowała w największym tygodniku w Polsce, wydawanym przez największy koncern mediowy w kraju) nabyła wiedzę i doświadczenie do tego, aby o mediach pisać, ale autorce udało się dotrzeć do wielu byłych lub obecnych dziennikarzy, z których część nawet pod imieniem i nazwiskiem zdecydowało się wypowiedzieć o swojej pracy (choć tych ostatnich jest garstka). Praca w zawodzie dała jej również lekkie pióro, dlatego jej książkę czyta się płynnie, choć moim zdaniem momentami jest ona przegadana i wiele osobistych wtrąceń Januszewskiej jest zbędnych (podobnie jak powtórzeń i literówek).
Niemniej „Gównodziennikarstwo” to solidna pozycja, z której dowiecie się o realiach pracy w dziennikarstwie w latach 90., o tym, jak to rzeczywiście jest z tą wolnością mediów oraz warunkami pracy w największych koncernach medialnych w Polsce. O tym, dlaczego teza, że aby obecnie pracować w dziennikarstwie to trzeba być inteligentnym i mieć świetne pióro, jest kłamliwa. O tym, że nie tylko proPiSowskie media są zepsute i są tubą propagandową.
Co więcej? O aktualnej sytuacji kobiet w polskich mediach, jak również o mobbingu, molestowaniu seksualnym czy nierównościach zarobkowych. O nietykalności medialnych gwiazd w Polsce, o tym dlaczego pojawienie się publicystów regularnie niszczy zawód dziennikarza oraz dlaczego działy SEO są najbardziej znienawidzone w każdej redakcji. Najważniejsze moim zdaniem w książce Pauliny Januszewskiej są jednak te momenty, kiedy autorka przytacza rozmowy z ważnymi postaciami dziennikarskiej sceny, które z własnej perspektywy rozprawiają się ze stanem dziennikarstwa w Polsce i najczęściej robią to, wspominając czasy, jak sami zaczynali w latach 90. Ich krytyczne podejście również do swojej postawy, które odcisnęło dramatyczne piętno na ich zdrowiu oraz życiu ich rodzin nie tylko otwiera oczy, ale również tłumaczy, dlaczego ci bardziej utalentowani z tego zawodu odchodzą. Szczególnie chcę tu wyróżnić rozmowę z Andrzejem Andrysiakiem, która nie tylko jest kopalnią wiedzy o historii dziennikarstwa i rynku medialnego w Polsce po 1989 roku, ale przede wszystkim za sprawą tego wywiadu „Gównodziennikarstwo” Januszewskiej traci kilka argumentów do hipotezy, że została napisana pod jedną tezę. Za sprawą tej książki zatem nie tylko wejdziecie do newsroomów największych redakcji w Polsce i poznacie realia pracy w mediach, ale przede wszystkim będziecie mogli sami ocenić, na ile obecny stan dziennikarstwa to wina wyłącznie redaktorów, a być może spojrzycie też na nich trochę łaskawszym okiem. Dla mnie osobiście lektura „Gównodziennikarstwa” była ciekawa pod kątem historycznym, ale jednocześnie oczyszczająca. Przekonałem się podczas niej, że w sumie na tym trudnym szlaku dziennikarskim nie byłem sam i teraz tym bardziej mogę docenić gdzie doszedłem oraz w jakim miejscu pracuje.
z książki czuć wkurw; ma to swoje plusy i minusy. subiektywnym minusem jest dla mnie wyczuwalna obecność autorki, niektóre dygresje - osobiście tego nie lubię, chociaż rozumiem, że ta książka jest bardzo osobista. dla niektórych będzie to jej siłą.
ogromny plusem jest natomiast to, że nie ma tutaj taryfy ulgowej, nawet rozmówczynie są bezlitosne wobec siebie i tego zawodu, odważnie i brutalnie opowiadając o tym, co ich spotkało i na jaki tryb pracy sobie pozwoliły. w dziennikarstwie dzieje się źle i wie to każdy, kto choć trochę się tym interesuje. powszechna dominacja klików nad jakością, nagłówków nad treścią, sensacji nad prawdą. idealiści po studiach zderzają się ze ścianą, która zazwyczaj ma sylwetkę narcyza po czterdziestce w idealnie skrojonym garniturze. co rusz wychodzą na wierzch kolejne afery, łamanie prawa, nadużycia, oskarżenia o molestowanie. jeśli ktoś trzyma rękę na pulsie to będzie kojarzył większość wydarzeń, do których odnosi się ta książka.
i tak, wśród dziennikarzy są ludzie zwyczajnie kiepscy w swojej pracy, bez warsztatu, wyczucia, emocjonalne ameby i ignoranci, którzy się do tego nie nadają. można też żyć w przekonaniu, że przecież nikt ich nie zmusza do pracy w takich warunkach, produkowania żenujących artykułów, pracowania po nocach i w czasie urlopu. tylko, że to tak nie działa i osoby, z którymi rozmawia Januszewska są tego świadome - realia dopiero zaczynają się zmieniać, nie można ich w żaden sposób porównywać do mentalności i sytuacji na rynku w latach 90. i 00. ta książka to obraz gnijącego systemu, który pozwala, by rynsztokowa jakość była nagradzana, a traktowanie czytelnika jak debila było planem na sukces.
w kilku miejscach trafiłam na drobne błędy składniowe i interpunkcyjne. czuję też zgrzyt w kompozycji książki, bo druga część jest zdominowana przez wywiady eksperckie. wydaje mi się, że mogło to wynikać z pośpiechu, jest to bowiem książka bardzo aktualna (skandal z Marcinem Kąckim wydarzył się na początku roku, a jest opisany w reportażu).
nie znoszę oceniania punktowego i nie lubię tłumaczyć ocen, ale tutaj trochę muszę, bo serce kazało mi ją trochę zawyżyć przez to, że w końcu ktoś zebrał tę patologię i ją opisał, wskazał imiennie wiele osób, o których grzechach słyszymy od lat. więc tak. za odwagę. ;)
Poziom zrzędzenia przytłacza. Nie chodzi mi o to, że jest to zrzędzenie bezpodstawne - jak najbardziej na podłe warunki gównoprac, robienie z ludzi debili i tym podobne praktyki trzeba narzekać, ale tego jest za dużo i zbyt intensywnie. Problemy w wielu miejscach podobne do tego, z czym się mierzymy w medycznej branży. Tylko my o przyszłość się nie musimy martwić, póki co AI nie zastąpi tego, co najważniejsze - samego rytuału spotkania człowieka z człowiekiem - a jak w książce widać, w gównodziennikarstwie nawet nie musi być prawdziwego rozmówcy (vide tragiczna historia dziewczyny śmierdzącej cebulą). Polecam młodszym, planującym dziennikarską karierę - jest jeszcze czas na zmianę decyzji.
Może momentami trochę za dużo autorki jak na książkę reportażową (choć z drugiej strony, LeDuff na tym oparł całe swoje pisarstwo), ale doskonale opisuje upadek dziennikarstwa w Polsce (i nie tylko).
Jest ostatnio moda(?) na książki z autoterapią i wylewaniem żali autora, że pracował (…). Jak by ktoś autora do tego zmuszał. Najpierw tkwi (i współtworzy) toksyczne miejsce, a potem płacze. Wartości w tym żadnej.