Karolina Wójcicka: Reformator Masud Pezeszkian wygrał piątkowe wybory prezydenckie w Iranie i zastąpi Ebrahima Ra’isiego, który zginął tragicznie. Jak duży będzie jego wpływ na politykę kraju?

Esfandyar Batmanghelidj: Wzmocnienie na nowo pozycji prezydenta nie będzie łatwe. Za czasów Ebrahima Ra’isiego doszło do konsolidacji władzy w rękach kontrolowanych przez twardogłowych polityków i niewybieralnych organów państwa. W rezultacie w polityce międzynarodowej więcej do powiedzenia ma Najwyższa Rada Bezpieczeństwa Narodowego niż ministerstwo spraw zagranicznych. Podobnie jest w kwestiach wewnętrznych. Wiele ważnych dla Irańczyków decyzji było w ostatnich latach podejmowanych poza biurem prezydenta i parlamentem. Pezeszkian wie, że Irańczycy chcą zmian. Oczekują poprawy sytuacji gospodarczej i zaprzestania prześladowań. Będzie mu jednak trudno zmienić obecny kurs. Irańczycy są tego świadomi. Nie wybrali go z nadzieją, że doprowadzi do radykalnych zmian. To m.in. dlatego 50 proc. wyborców zbojkotowało głosowanie.

Przed wyborami wielu ekspertów mówiło, że Najwyższy Przywódca Iranu Ali Chamenei zgodził się na start Pezeszkiana w wyborach, bo był przekonany, że je przegra. Może po cichu uważał jednak, że w dobie eskalacji napięć w regionie Iran potrzebuje umiarkowanego przywódcy?