Jeszcze tydzień temu wpływowe postaci Partii Demokratycznej, które otwarcie mówiły o tym, że 81-letni Joe Biden nie powinien się ubiegać o drugą kadencję, można było policzyć na palcach jednej ręki. W tym skromnym gronie wybijał się James Carville, strateg wyborczy znany w szczególności jako architekt zwycięskiej kampanii Billa Clintona z 1992 r. Carville, odnajdujący się teraz w roli strzelającego złośliwymi tyradami komentatora, od dłuższego czasu przekonywał, że Biden popełnił błąd, nie przekazując pałeczki politykowi młodszego pokolenia. Partii było zaś bardziej na rękę bronić status quo, niż patrzeć strategicznie i ryzykować wystawienie innego kandydata. Mimo że pretendentów nie brakowało – zdaniem Carville’a demokraci mają tak długą ławkę utalentowanych pięćdziesięcioparolatków czekających na swoją szansę, że mogliby przebierać w potencjalnych zmiennikach obecnego prezydenta. – Ale wybór jest, jaki jest. Dlatego zagłosuję na Bidena – zapewniał miesiąc temu na antenie radia 77 WABC.

Po debacie, która potwierdziła najgorsze obawy dotyczące wieku prezydenta – że gdy jego występ nie jest wyreżyserowany przez Biały Dom od A do Z, wychodzi na wierzch, jak bardzo jest już słaby, apatyczny i zdezorientowany – nawet taki wyjadacz jak Carville zdawał się wstrząśnięty. Według opublikowanego w tym tygodniu sondażu CBS News aż 72 proc. głosujących Amerykanów uważa, że Biden nie jest wystarczająco sprawny umysłowo, aby rządzić przez kolejne cztery lata. Na początku czerwca podobną opinię wyrażało 65 proc. ankietowanych. O ile republikanie i ich wyborcy kwestionują zdolności poznawcze prezydenta, odkąd został zaprzysiężony, o tyle teraz zaczął w nie wątpić także jego własny elektorat. Prawie połowa sympatyków demokratów wolałaby, żeby Biden nie brał udziału w wyścigu. – Ludzie chcą czegoś innego. Dajmy im to – namawiał w CNN Carville. W jego scenariuszu kolejne posunięcia wyglądałyby tak: prezydent zwołuje spotkanie na szczycie z udziałem Billa Clintona i Baracka Obamy, żeby wyłonić pięciu obiecujących polityków, którzy staną do rywalizacji o partyjną nominację. Po nim wygłasza godnościową przemowę, w której zapowiada, że przekazuje stery następnej generacji przywódców.