Nie ma dnia, by rosyjskie bomby i rakiety nie spadały na ukraińskie miasta, zamieniając w gruzy infrastrukturę krytyczną tego umęczonego kraju. Uszkadzane są ujęcia wody, elektrownie, a tymczasem na horyzoncie majaczy kolejna zima, którą walczący z najazdem Ukraińcy będą musieli spędzić w ciemnościach.

Donald Tusk chce dać Ukrainie prezent

I właśnie aby do tego nie dopuścić, premier Donald Tusk wpadł na pewien pomysł, którym podzielił się z Wołodymyrem Zełenskim, gdy ten przebywał w poniedziałek w Warszawie. Szef naszego rządu jest zdania, że Polska może pomóc Ukrainie także jeśli chodzi o energię elektryczną.

Reklama

- Pracujemy w tej chwili nad tym, aby móc spalać polski węgiel, którego mamy w tej chwili sporo, tak żeby nie płacić za spalanie tego węgla i za emisje, a prąd wytworzony przez polskie elektrownie z polskiego węgla, za europejskie pieniądze przesłać istniejącym mostem energetycznym na Ukrainę – powiedział Donald Tusk.

I na pierwszy rzut oka wszystko brzmi wspaniale, ale diabeł tkwi w szczegółach. Spalanie węgla obłożone jest bowiem opłatami za emisję gazów cieplarnianych i każda spółka, zajmująca się produkcją energii z czarnego złota musi ponosić koszty wykupywania certyfikatów ETS. A za nie znów płacimy my wszyscy w naszych codziennych rachunkach. Czy zatem Donald Tusk chciałby doprowadzić do zawierzenia europejskiego prawa, by móc spalać polski węgiel bez unijnych opłat i w ten sposób pozyskiwać energię elektryczną? Niekoniecznie.

- Jest to dyrektywa, której nie możemy jednostronnie zawiesić, ani zmodyfikować. Natomiast to, co powiedział pan premier, jeżeli się uważnie wsłuchamy, to jest dosyć sprytna zapowiedź nie tyle zniesienia ETS jako dyrektywy, czy jednostronnego wyjścia spod jego rygorów – mówi Gazecie Prawnej Jakub Wiech, ekspert ds. energetyki, redaktor naczelny portalu Energetyka24.

Ekspert: „Dosyć sprytna zapowiedź”

Na czym więc polega plan premiera, nad którym ponoć pracują jego ludzie? W ocenie Jakuba Wiecha, wsłuchując się dokładnie w słowa Donalda Tuska, można było wywnioskować, jak ma zamiar obejść unijne regulacje.

- Premier powiedział ni mniej, ni więcej, niż to, że nie będziemy płacić za uprawnienia do emisji. I to moim zdaniem można interpretować w ten sposób, że oczywiście nie będą płacić spółki, bo to one wykupują i opłacają uprawnienia – mówi ekspert.

A zapłacić za certyfikaty może budżet państwa, lub też, jak zasugerował Donald Tusk, unijny. Wtedy konkretne spółki będą mogły produkować tańszy prąd, nie opłacając unijnych certyfikatów, a jednocześnie spalać polski węgiel. Plan wydaje się być sprytny, jednak by obejść unijne regulacje, konieczna będzie zgoda samej Wspólnoty.

- Wystarczy prosty wniosek notyfikacyjny do Komisji Europejskiej, bo to będzie mechanizm pomocy publicznej, więc tutaj nie trzeba nowego prawa Unii Europejskiej. Wystarczy po prostu zwrócić się do KE, żeby zatwierdziła wsparcie – wskazuje Jakub Wiech.

Kto zapłaci za tańszy prąd dla Ukrainy?

Gdyby manewr ten się udał i polskie firmy mogłyby produkować z polskiego węgla tańszą energię elektryczną, wówczas mogłaby ona, nie będąc obciążona unijnymi opłatami, powędrować zimą na Ukrainę. Na tym zaś skorzystać skorzystałyby polskie kopalnie, gdyż według szacunków ekspertów, na hałdach nadal maja ok. 2 mln ton wydobytego niesprzedanego węgla.

Na razie nie wiadomo, jak wielka musiałaby być ta pomoc publiczna dla producentów energii elektrycznej, ale wstępne szacunki wskazują, że aby zaspokoić zimowe potrzeby Ukrainy, uwzględniając zdolności polskich producentów oraz możliwości przesyłowe, wynieś powinna ok. 1 mld zł. Jeśli pomysł ten spotka się z aprobatą w Unii i Komisja Europejska chwilowo przymknie oko na szkodliwość spalania polskiego węgla, to plan mógłby być wdrożony w życie już jesienią.