Tuż obok polskiej granicy, w obwodzie brzeskim, pojawili się żołnierze, jakich jeszcze tak blisko Polski nie widziano. Na lotnisku w Baranowiczach wyładował się oddział chińskich komandosów.

Reklama

Chiński „Atak orła” przy polskiej granicy

Wizyta wojsk specjalnych Chińskiej Republiki Ludowej na Białorusi, jak głosi oficjalna białoruska propaganda, to element wspólnych ćwiczeń antyterrorystycznych. Jednak ludzie Łukaszenki nie byliby sobą, gdyby wieści o tych manewrach nie okrasili antynatowskim sosem podając, że jest to odpowiedź na rzekomo rosnące zagrożenie ze strony NATO. Tymczasem strona chińska jest o wiele bardziej delikatna w informowaniu o misji swych żołnierzy u polskich granic. W oficjalnym komunikacie, opisującym ćwiczenia o nazwie „Atak orła-2024”, przyznają, że są to ćwiczenia antyterrorystyczne, ale jednocześnie uchylają rąbka tajemnicy o ich głównym celu.

„Obie strony przyjmą mieszany model szkolenia, aby wspólnie realizować ratowanie zakładników, wspólne operacje antyterrorystyczne i inne ćwiczenia tematyczne, których celem będzie poprawa poziomu wyszkolenia i zdolności koordynacyjnych sił zbrojnych uczestniczących żołnierzy i pogłębić wzajemne zrozumienie między obydwoma krajami, pragmatyczną współpracę armii” – informuje chińskie ministerstwo obrony.

A właśnie na współpracy wojskowej i zbrojeniowej najbardziej zależeć ma Łukaszence. Jak informuje Paweł Łatuszka, były ambasador Białorusi w Polsce, obecnie opozycjonista, dyktator zamierza zagrać jednocześnie na kilku fortepianach.

- Łukaszenka poszukuje również miejsca oparcia i takim miejscem dla niego są Chiny, i on chce mieć z nimi dobre strategiczne relacje, dlatego że Chiny dla Białorusi są drugim partnerem handlowym. Łukaszenka przygląda się też ewentualnej współpracy w dziedzinie produkcji broni, dostarczanie jej na Białoruś – mówi Gazecie Prawnej Paweł Łatuszka.

Chiny w Baranowiczach dają światu jasny sygnał

Pojawienie się chińskich wojsk zbiegło się z ruchami polskich władz z ubiegłego tygodnia, które na jednym z przejść granicznych z Białorusią wprowadziły szczegółowe kontrole towarów. To zaś, gdyby potrwać miało dłużej, uderzyłoby bezpośrednio w interesy Chin. Tymczasem państwo to jasno daje do zrozumienia, że Białoruś znalazła się już nie tylko w rosyjskiej, ale też w chińskiej strefie wpływów.

- Chinom zależy na Łukaszence i sam fakt, że Białoruś została przyjęta do Szanghajskiej Organizacji Współpracy potwierdza, że im zależy na tym kawałku Europy. I faktycznie od ubiegłego tygodnia Szanghajska Organizacja Współpracy, której liderem są Chiny, graniczy z Unią Europejską. A potrzebne im to było to po to, bo są zainteresowane poszerzeniem swoich wpływów, zmniejszeniem wpływów Rosji i na tranzycie towarów do Europy – wylicza Paweł Łatuszka.

W ocenie dyplomaty nie oznacza to co prawda, że Łukaszenka zrywa z Putiunem, gdyż jest z nim bardzo mocno związany, ale pokazuje, że ma też jeszcze silniejszego sojusznika, który zamierza pilnować swych interesów. A postawienie przez chińskich żołnierzy nogi na białoruskiej ziemi ma być jasnym sygnałem dla Zachodu.

- Obecność ta ma manifestować poszerzenie terytorium wpływów Chin – uważa Paweł Łatuszka.