Co się dzieje w warszawskim schronisku Na Paluchu? Była już policja, teraz konflikt się zaostrza

Udostępnij
Udostępnij artykuł przez: Facebook X Messenger Wyślij Link

Szefostwo warszawskiego schroniska Na Paluchu, zamiast złagodzić zaogniający się konflikt, jeszcze bardziej go zaostrza. W niedzielę po "koszulkowym proteście" wolontariuszy wezwano policję, a dzień później bez uprzedzenia zakończono współpracę z osobami, które od lat zajmowały się szukaniem domów dla bezdomnych kotów.

Podczas ostatniej akcji "Adoptuj Warszawiaka" wolontariusze postanowili nagłośnić problemy, z którymi boryka się schronisko. Foto: Przemek Wierzchowski / REPORTER, Koty z Palucha / Facebook

Decyzja o zakończeniu współpracy zbiegła się z protestem wolontariuszy podczas Warszawskiego Dnia Zwierząt. W pikniku, podczas którego każdy mógł poznać podopiecznych schroniska i zaadoptować zwierzę, miało wziąć około 150 psów. W rezultacie pojawiło się tylko kilkanaście.

Przed wyjazdem zwierzaków na piknik schronisko zostało zamknięte, a po powrocie na wolontariuszy czekała policja. – Nowa dyrekcja nie robi nic, aby załagodzić konflikt, jest on wręcz zaogniany – powiedział w niedzielę w rozmowie z "Faktem" jeden z wolontariuszy.

Warszawski Dzień Zwierząt w koszulkach z manifestem

Od dawna wolontariusze mieli problem z nową dyrekcją schroniska. Ci pierwsi skarżą się m.in. na to, że dyrekcja nie traktuje ich z odpowiednim szacunkiem. Mimo że nie tylko za darmo przyjeżdżają do znajdującego się na obrzeżach miasta azylu, ale i poświęcają swój prywatny czas na rozmowy z osobami zainteresowanymi adopcją zwierzaków.

Dodają też, że "praca" wolontariuszy to ogromna oszczędność dla miasta.

– Schronisko ma prawny obowiązek zapewnienia wszystkim psom minimum dwóch spacerów w tygodniu. W zasadzie wszystkie zapewniają wolontariusze, bo opiekunowie zwyczajnie już nie mają kiedy tego robić. Policzyliśmy wartość tej pomocniczej pracy jako koszt zatrudnienia pracowników, którzy by ją wykonywali. Do kalkulacji przyjęliśmy 550 psów i najniższe wynagrodzenie krajowe. Wyszło nam, że schronisko musiałoby zatrudnić dodatkowo ok. 30 pracowników, a obecny budżet na wynagrodzenia musiałby wzrosnąć o co najmniej 18,9 proc. I to, tylko żeby wypełnić wymogi prawne – tłumaczą.

Wolontariusze z Palucha: znamy koty bardzo dobrze

W poniedziałek Agnieszka Maciak, dyrektorka schroniska, zapowiedziała, że protest jest opanowany. Jednak nie do końca, ponieważ wolontariuszki, które od lat dbały o adopcję kotów, zostały usunięte ze współtworzenia schroniskowego konta na Facebooku.

– I to bez słowa wyjaśnienia. Pracowałyśmy nad kocimi postami od wielu lat. Bez przerwy, codziennie odpowiadałyśmy na pytania, wiadomości, wrzucałyśmy filmiki i zdjęcia – mówi nam Monika Jaworska, która od siedmiu lat współpracowała z kociarnią.

Zobacz także: Czas uwolnić psy z łańcuchów! [KOMENTARZ]

I dodaje, że nigdy nie zgłaszano uwag do ich pracy. – Wręcz przeciwnie, poprzedni dyrektor wspierał nas, ponieważ zdawał sobie sprawę z tego, że dzięki nam udało znaleźć się domy setkom kotów. Zawsze mogliśmy na niego liczyć. Reagował nawet w środku nocy, gdy pilnie należało pomóc kotom. Od razu miałyśmy od niego zgodę na przewiezienie kociaków do domów tymczasowych. Teraz na taką zgodę trzeba czekać nawet kilka dni – wyjaśnia.

Pół roku i brak czasu na spotkanie?

Wolontariuszka przyznaje również, że w listopadzie nowa dyrekcja obiecała im spotkanie, ale do tej pory nie znalazła czasu na rozmowę. – A teraz zostaliśmy potraktowani w tak nieelegancki sposób – mówi.

Od tej pory schroniskowym profilem zarządzają wyłącznie pracownicy działu promocji. – Przecież nie mają oni na co dzień kontaktu z kotami. To przecież opiekunowie kociarni, weterynarze i pracownicy wiedzą najwięcej na ich temat, jak należy je zareklamować i jakich opiekunów potrzebują. Wielokrotnie pytaliśmy się, jakie schronisko ma plany promocyjne kotów, ale bez odzewu. A dzisiaj rano nie został opublikowany żaden koci post – zwraca uwagę Monika Jaworska.

Zaniepokojonych i rozczarowanych funkcjonowaniem schroniska jest ponad 300 wolontariuszy. Grupa podpisała się pod protestem skierowanym do prezydenta Rafała Trzaskowskiego. Ich zdaniem w azylu panuje chaos w zarządzaniu i ograniczenie promocji adopcji.

Próbowaliśmy w poniedziałek zweryfikować zarzuty wolontariuszy, ale osoba odpowiedzialna za promocję schroniska nie podaje do siebie numeru komórkowego, a pod numerem stacjonarnym nikt nie odebrał telefonu.

Zobacz także: Wiemy, kiedy kupcy wrócą handlować na Marywilską. Poznaliśmy konkretną datę

Udostępnij
Udostępnij artykuł przez: Facebook X Messenger Wyślij Link

Masz ciekawy temat? Napisz do nas list!

Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Wszystkie historie znajdziecie tutaj. Napisz list do redakcji: List do redakcji