Pracę najlepiej rozpocząć od teorii – poszukać opisu demontażu poszczególnych elementów deski na forach tematycznych. Warto też zaopatrzyć się w proste narzędzie z tworzywa sztucznego do podważania elementów kokpitu – jeden niezręczny ruch śrubokrętem sprawi, że pozostanie nieładny ślad.
Na forach najłatwiej też znaleźć informacje, jakie żarówki lub LED-y stosowane są w danym modelu. Dobra wiadomość: zarówno jedne, jak i drugie elementy kosztują dosłownie grosze – po 1-2 zł. Nie warto jednak oszczędzać. Zazwyczaj trwałe LED-y też mogą być tandetne i operację wymiany trzeba będzie szybko powtórzyć.
Demontaż plastikowych elementów deski nie jest trudny, ale trzeba wiedzieć (lub delikatnie wyczuć), gdzie trzeba podważyć i w którą stronę ciągnąć, żeby niczego nie porysować i nie połamać. Najwięcej kłopotów może sprawić rozebranie zegarów – czasem trzeba zdjąć wskazówki obrotomierza i prędkościomierza, co, niestety, może zakończyć się ich uszkodzeniem.
Niektórzy zalecają wymianę całego panelu, ale skoro i tak jest uszkodzony, można podjąć się wymiany. W Volkswagenie np. wskazówki trzeba przesunąć w maksymalne wychylenie i ściągnąć.
Żarówki są mocowane tradycyjnie – wkładamy, obracamy i gotowe. Nieco gorzej jest z diodami. Ich wymiana to tak naprawdę praca dla elektronika, gdyż potrzebne jest dość precyzyjne lutowanie. Można oczywiście oddać całe auto do zakładu elektromechanicznego, ale rachunek wyniesie kilkaset złotych.
Jeśli sami zdemontujecie i rozbierzecie zegary, zakład elektroniczny (dowolny, niekoniecznie samochodowy) za wymianę 10 diod LED skasuje około 60 zł. To też dobra okazja do zmiany kolorystyki podświetlenia deski rozdzielczej – zamiast np. białych LED-ów można zamontować niebieskie.