Debata w Atlancie, organizowana przez CNN, była wydarzeniem historycznym, ponieważ jeszcze nigdy wcześniej w starciu przedwyborczym nie mierzyli się urzędujący prezydent z byłym prezydentem. Jeżeli czwartkowe starcie miałoby przejść do historii z innego powodu, to przede wszystkim ze względu na kontrast między formą fizyczną Trumpa i Bidena.

Co prawda były prezydent od dawna prowadzi w sondażach — zarówno tych ogólnokrajowych, jak i przeprowadzanych w kluczowych stanach, tzw. swing states — ale być może to właśnie ta debata pozbawi Bidena szans na reelekcję. Bo Biden, co przykro było obserwować, pokazał się wyborcom jako człowiek wiekowy, słabnący i zdecydowanie przytłoczony przez pewnego siebie i rzucającego na prawo i lewo oskarżenia Trumpa.

Donald Trump i Joe Biden na scenie w Atlancie Michael Reynolds / PAP
Donald Trump i Joe Biden na scenie w Atlancie

Wiek Bidena dał o sobie znać

Dlaczego wrażenie i forma fizyczna będą miały tak duże znaczenie przy ocenie tej debaty? Ponieważ jej wartość merytoryczna nie była wysoka i brakowało w niej nowych, świeżych punktów. Obaj kandydaci przerzucali się oskarżeniami i starali się uwydatnić swój dorobek, ale w ich argumentach nie pojawiło się nic nowego. Argumentacja (często, ze strony Trumpa, nieprawdziwa) ta była dobrze znana Amerykanom i jest wątpliwe, by wyborca niezdecydowany, mógł sobie lepiej wyrobić zdanie na temat tego, co reprezentują sobą obaj kandydaci.

Wyborcy, którzy chcą głosować ze względów merytorycznych, a nie na "mniejsze zło", nie otrzymali dla siebie żadnej nowej oferty i raczej zasilą grono osób, które deklarują, że nie zagłosują ani na Bidena, ani na Trumpa.

Z tych wszystkich względów najważniejszym czynnikiem debaty było to, jak zaprezentowali się obaj kandydaci. A tak się składa, że dotychczas jedną z największych wątpliwości amerykańskich wyborów dotyczących kandydatury Bidena, był jego wiek. Bardzo wielu z nich — zarówno demokratów, jak i republikanów — uważa, że Biden jest po prostu zbyt wiekowy, by pełnić urząd prezydenta (w listopadzie skończy 82 lata).

Na scenie w Atlancie doskonale było widać, że obawy wyborców są uzasadnione. Biden wyglądał na przytłoczonego, brakowało mu wigoru, który cechował trzy lata młodszego Trumpa, bywały momenty, że zapominał, co miał powiedzieć. Kontrast w ruchach, postawie i mowie ciała był widoczny szczególnie w pierwszej części debaty i przede wszystkim w momentach, gdy obu kandydatów mogliśmy oglądać jednocześnie na dzielonym ekranie.

Prezydent USA Joe Biden Michael Reynolds / PAP
Prezydent USA Joe Biden

Występ Bidena stanowił ogromny kontrast, chociażby z marcowym orędziem o stanie państwa, gdzie zaprezentował się nie tylko jako silny przywódca, który ma odpowiedzi na najważniejsze wyzwania, przed którymi stoi dziś Ameryka, ale też jako człowiek, który fizycznie poradzi sobie z kolejną kadencją.

Jeżeli celem Bidena było przekonać wyborców, którzy uważają, że jest zbyt wiekowy, żeby sprawować urząd prezydenta, to zdecydowanie mu się to nie udało. Wyborcy, którzy pytają, dlaczego w przypadku Trumpa wiek nie odgrywa aż takiej roli, również otrzymali odpowiedź na to pytanie, ponieważ po byłym prezydencie zaawansowanego wieku po prostu nie było widać.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Donald Trump był zaskakująco spokojny

Trzeba też dodać, że zasady debaty premiowały Joe Bidena. Organizująca spotkanie urzędującego i byłego prezydenta stacja CNN zdecydowała (a sztaby kandydatów się na to zgodziły), że na sali nie będzie widzów, a mikrofon kandydata, który akurat nie mówił, był wyłączony. To miało "odciąć tlen" Trumpowi, który — co przyznają nawet jego rywale — potrafi lepiej niż Biden wchodzić w interakcje z publicznością, a ponadto częściej niż obecny prezydent przerywa swoim dyskutantom.

Tymczasem Trump dostosował się do zasad obowiązujących na debacie. Nie przerywał Bidenowi i zazwyczaj nie wdawał się w przepychanki słowne. Niektórzy amerykańscy dziennikarze pisali w trakcie debaty, że celem Trumpa było pozwolić Bidenowi mówić jak najwięcej, sądząc, że słabsza forma fizyczna urzędującego prezydenta będzie stanowić kontrast z bardziej zdecydowaną postawą byłego prezydenta. Jeżeli taka rzeczywiście była strategia Trumpa na tę debatę, to wydaje się, że osiągnął to, co chciał osiągnąć.

Trump zrozumiał też, że na sali nie ma widowni, którą mógłby przeciągnąć na swoją stronę. Dlatego nie rzucał żartów ani fraz, za które mógłby zebrać aplauz od swoich zwolenników. Mówił w sposób spokojny, nawet wtedy, kiedy otwarcie przeinaczał fakty albo pomijał niewygodne dla siebie zjawiska. Nawet w momentach, gdy jawnie kłamał, oskarżał Bidena, że jest "przestępcą", albo nie chciał zadeklarować, że uzna wyniki wyborów, sprawiał wrażenie dużo bardziej pewnego siebie niż Biden.

Choć może się to wydawać niesprawiedliwe, to wszystkie te czynniki pozamerytoryczne jak zdecydowanie, pewność siebie, postawa, tembr głosu czy ogólne wrażenie na temat wieku kandydata, odegrają w tych wyborach ogromną rolę. I na tym polu Biden zdecydowanie przegrał.

Ameryka Bidena, Ameryka Trumpa

Wracając do kwestii stricte politycznych, to podczas debaty Joe Biden i Donald Trump zaprezentowali dwie różne wizje Ameryki, które od lat niosą na sztandarach.

Biden mówił o Ameryce jako wielkim kraju, największej gospodarczo potędze świata, która cieszy się szacunkiem wszystkich państw świata. Podkreślał, jak dużo USA zrobiły dla Ukrainy i dla innych sojuszników. Przedstawiał wizję amerykańskiego internacjonalizmu, wedle którego globalizacja daje Ameryce ogromne możliwości i sprawia, że Ameryka jest największym państwem świata. Mówił o współpracy międzynarodowej, walce ze skutkami globalnego ocieplenia, obniżaniu inflacji i walką z nielegalną migracją.

Jego przesłanie było skierowane do swoich dotychczasowych wyborców i nie wydaje się, by był w stanie przekonać wielu wyborców niezdecydowanych. Zwłaszcza że nie potrafił przekonująco wytłumaczyć swoim rodakom, np. dlaczego jego administracja wspiera Ukrainę, albo dlaczego powinni mu zaufać w kwestiach gospodarki lub migracji.

Trump uderzał w bardziej pesymistyczne tony i przedstawiał proste rozwiązania. Ameryka pod rządami Bidena i demokratów to dla niego Ameryka, której nikt na świecie nie szanuje, która daje się ogrywać innym państwom i która doprowadziła do wojny w Ukrainie i do ataku Hamasu na Izrael. To Ameryka, w której demokracja polega jedynie na zapewnieniu obywatelom dobrych warunków do robienia biznesu, a nie na przestrzeganiu pewnych konstytucyjnych i społecznych zasad, które stanowią fundament państwa amerykańskiego.

Trump również nie wyszedł poza swoją "bańkę". Groził Bidenowi, że w przyszłości może zostać skazany, a Biden łapał się za głowę, że to pierwszy raz w historii, kiedy prezydent USA grozi swojemu przeciwnikowi politycznemu więzieniem. Trump nie zadeklarował też, że na pewno uzna wyniki wyborów, niezależnie od tego, czy wygra on, czy Biden.

Co wiemy po debacie?

Ze względu na słabość fizyczną Bidena, która niezwykle rzucała się w oczy od pierwszych sekund debaty, czwartkowe starcie wygrał Trump. Były prezydent nie wypadł zapewne tak dobrze, jak spodziewał się jego sztab, ale postawa Bidena i kontrast, jaki tworzyła ze stojącym obok Trumpem, wystarczą byłemu prezydentowi, by ogłosić zwycięstwo.

Donald Trump Andrew CABALLERO-REYNOLDS / AFP / AFP
Donald Trump

To prawda, że w trakcie debaty Trump posuwał się do wielu insynuacji i kłamstw, ale robił to wielokrotnie wcześniej — również w kampaniach wyborczych — i nie miało to większego wpływu na jego notowania. Ameryka jest tak mocno spolaryzowana, a Trump ma tak duży twardy elektorat, że argumenty merytoryczne w tej kampanii mają mniejsze znaczenie niż wrażenie, jakie obaj kandydaci zrobią na wyborcach.

Jeżeli sztab Joe Bidena był zaniepokojony dotychczasowymi wynikami sondaży, to po dzisiejszej debacie tym bardziej nie będzie miał powodów do zadowolenia, a wręcz powinien natychmiast zacząć szukać nieoczywistych rozwiązań, które — o ile to jeszcze możliwe — mogłyby uratować reelekcję Bidena. Albo zapewnić wybór innego polityka Partii Demokratycznej.