• Zwolnienia grupowe, które mają zakończyć się do końca września, będą olbrzymim wydatkiem dla spółki PKP Cargo
  • Niektórzy z kolejarzy pracujących u narodowego przewoźnika mogą liczyć na odprawy w wysokości nawet 8-miesięcznego wynagrodzenia
  • Związkowcy pytają, skąd spółka weźmie na to środki, skoro zaledwie 18 dni temu prezes Marcin Wojewódka mówił w wywiadzie dla Onetu, że pieniędzy na odprawy nie ma
  • Pełniący obowiązki prezesa PKP Cargo liczy, że część pracowników odejdzie dobrowolnie i zrezygnuje z odpraw. — To mrzonki — odpowiadają kolejowi związkowcy
  • Więcej podobnych tekstów znajdziesz na głównej stronie Onetu

To nazwisko kolejarze na pewno zapamiętają na długo. Dr Marcin Wojewódka, tymczasowy prezes PKP Cargo, przez następne dziesięciolecia będzie pamiętany jako ten, który dokonał rewolucji na polskich torach. Cały czas jednak nie wiadomo, czy historia zapamięta go jako zbawcę, czy grabarza narodowych przewozów towarowych.

Doświadczony prawnik w kwietniu br. dostał od rządu Donalda Tuska misję reformowania spółki giganta, którego wyniki finansowe szorują dziś po dnie. PKP Cargo, które jeszcze zeszły rok zamknęło 81 mln zł "na plusie", w pierwszym kwartale 2024 r. miało już 118 mln zł straty. W firmie pieniędzy nie ma na nic, a już głównie na wypłaty dla załogi. Dlatego Wojewódka uznał w połowie czerwca, że dla oszczędności wyśle 30 proc. ze swoich pracowników na nieświadczenie pracy. W trakcie tego specyficznego postojowego jedna trzecia załogi miała siedzieć w domu i dostawać pensję odpowiadającą mniej więcej 60 proc. wysokości swoich dotychczasowych zarobków. Dziś jest to jednak nieaktualne.

Nawet 4142 osoby pójdą na bruk

— Zarząd PKP Cargo SA 3 lipca 2024 r. podjął decyzję o zamiarze przeprowadzenia zwolnień grupowych przez zakłady i centralę tejże spółki — informuje Julita Sołtysiak, pełniąca obowiązki dyrektora biura promocji i komunikacji w PKP Cargo. — Zwolnienia grupowe miałyby objąć do 30 proc. zatrudnionych w spółce (do 4142 pracowników), w różnych grupach zawodowych i nastąpić do 30 września 2024 r. Pracownikom w związku z rozwiązaniem z nimi stosunku pracy w ramach grupowego zwolnienia przysługuje odprawa pieniężna uzależniona od okresu zatrudnienia. Konsekwencją podjęcia uchwały jest rozpoczęcie konsultacji zamiaru przeprowadzenia zwolnień grupowych z zakładowymi organizacjami związkowymi — dodaje.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Decyzja o zwolnieniach wśród kolejarzy wywołała szok. Miesiąc temu kolejarze się jej spodziewali, ale później zarząd PKP Cargo przekonywał, że to "na razie" nie wchodzi w grę. Zapewniał tak sam prezes Wojewódka, który 17 czerwca w wywiadzie dla Onetu mówił, że zwolnień grupowych w I półroczu 2024 r. nie będzie i dodawał, że nawet gdyby chciał je przeprowadzić, to nie bardzo ma na to pieniądze, bo te będą potrzebne (w kwocie wielu milionów złotych) na odprawy.

— I teraz mamy 3 lipca, czyli zaledwie trzy dni po rozpoczęciu nowego półrocza. I co? Nagle sytuacja się zmieniła. Od tego wywiadu minęło 18 dni! Nagle pieniądze na odprawy się znalazły? To jest naprawdę dziwne. Kto tak zarządza firmą, że w dwa tygodnie podejmuje tak kluczowe decyzje zupełnie odmienne od tego, co mówiło się wcześniej — zastanawia się Edmund, maszynista zatrudniony w PKP Cargo na Śląsku.

Co się stało w ciągu ostatnich 18 dni?

Spytaliśmy o to prezesa Marcina Wojewódkę.

— W wywiadzie powiedziałem: "Nie chcę nikogo zwalniać i w pierwszym półroczu tego roku PKP Cargo na pewno tego nie zrobi. Oczywiście nie wiem, co przyniesie drugie półrocze 2024 r. może sytuacja dla nas stanie się jeszcze bardziej dramatyczna" — tłumaczy dziś w rozmowie z Onetem szef kolejowej spółki.

— Nie nastąpiła zatem zmiana decyzji dotycząca zwolnień grupowych, ale to, czego nie wykluczano, staje się faktem. Jeśli chodzi o sytuację finansową PKP Cargo, to nadal jest ona bardzo trudna i wymaga decyzji takich jak np. zawieszenie ZUZP (Zakładowy Układ Zbiorowy Pracy) czy zwolnienia grupowe — dodaje pełniący obowiązki prezesa PKP Cargo i tłumaczy, że pieniądze na odprawy znaleziono w Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych.

Te słowa dalej nie przekonują załogi. Jak zauważają kolejarze, z którymi rozmawialiśmy, jeśli do zwolnienia trafi zapowiadana liczba 4142 osób, to każdej z nich trzeba będzie wypłacić odprawę i wypowiedzenia To będą olbrzymie, liczone w setkach milionów złotych pieniądze. Zgodnie z wypowiedzianym przez zarząd PKP Cargo, ale dalej obowiązującym w firmie zbiorowym układem pracy, kolejarze z najdłuższym stażem mogą bowiem liczyć przy odejściu nie tylko na pensje w ramach 3-miesięcznego wypowiedzenia, ale też odprawę w wysokości aż 800 proc. swoich obecnych zarobków.

— To powoduje, że taki pracownik powinien dostać w dniu zwolnienia pieniądze jak za 11 miesięcy pracy. Tymczasem na postojowym dostałby tylko maksymalnie 60 proc. tej kwoty. Gdzie tu sens w sytuacji, w której ponoć PKP Cargo liczy każdą złotówkę? No, chyba że nasza firma wcale nie jest w takiej złej kondycji, jak się to mówi i nagle zaczęła zarabiać. Tylko w tej sytuacji, po co zwolnienia — pyta retorycznie Marek, kolejowy rewident-ustawiacz zatrudniony w Cargo na Podkarpaciu.

PKP Cargo liczy, że część pracowników odejdzie z własnej woli

Zarząd PKP Cargo jest jednak przekonany, że wielu odpraw dla odchodzących pracowników wypłacać... nie będzie musiał. Pod koniec czerwca spółka ogłosiła bowiem podpisanie listów intencyjnych dotyczących współpracy ze spółkami pasażerskimi PolRegio i PKP Intercity. Obu kolejowym przewoźnikom PKP Cargo ma "odstąpić" część swojej załogi.

— To są dwie odrębne kwestie, które jednak zazębiają się. Jeśli ktoś od nas odejdzie poza procesem zwolnień grupowych, to nie dostanie odpraw. Jeśli zrobi to w ramach procesu, to z odprawami — wyjaśnia prezes Wojewódka. — To wynika z przepisów prawa. Jesteśmy na wstępnym etapie procesu zwolnień grupowych, dopiero co poinformowaliśmy o zamiarze ich przeprowadzenia. Przed nami 20-dniowy okres konsultacji ze związkami zawodowymi, podczas którego wypracowane będą szczegóły dotyczące przeprowadzenia zwolnień grupowych. To, że podjęliśmy skuteczne działania celem zabezpieczenia setek naszych pracowników, jest faktem. Chciałbym, żeby każdy pracodawca w naszej sytuacji dawał taką "poduszkę bezpieczeństwa dla swoich pracowników". Liczba osób, z którymi mamy zamiar się rozstać w ramach zwolnień, to do 4142. Po prostu dla takiej liczby nie mamy obecnie pracy. Jeśli ktoś odejdzie w innym trybie niż zwolnienia grupowe, to efektywnie zmniejszy tę liczbę osób w ramach zwolnień grupowych — dodaje.

Związkowcy: ludzie potrafią liczyć

Z tych wypowiedzi śmieją się kolejowi związkowcy. — Proszę mi pokazać pracownika, który wiedząc, że jest zwolniony, odejdzie dobrowolnie bez odprawy. Nawet jeśli będzie miał inną pracę — pyta Janusz, jeden z działaczy kolejowej Solidarności na Śląsku.

— Ludzie potrafią liczyć. Wezmą te odprawy i dopiero później pójdą do innych przewoźników kolejowych podpisać nową umowę. Będą pewnie nawet zadowoleni. Tylko co ze spółką? Wyda krocie na odprawy i pozbędzie się załogi. A ponoć zarząd walczy o to, by przywrócić jej dominującą pozycję na rynku. Daj Boże, by tak się stało. To co wtedy? Kim będziemy obsługiwać nowe zlecenia? Z rynkiem przewozów w Polsce chyba nie jest aż tak źle, skoro chęć jazdy po naszym kraju zgłosiły koleje ukraińskie i kilka dni temu dostały na to zgodę. Kolejarzy się nie da wyszkolić w dwa tygodnie. A ludzie, którzy teraz odejdą z Cargo, niekoniecznie będą chcieli wracać.