Nie wiadomo, jak 62-latka znalazła się na ulicy. Jej ostatnie miejsce zameldowania jest w Legionowie, ale od lat przebywa w Sosnowcu. Mimo oferowanej pomocy kobieta nie chce przenosić się do ośrodka pomocy społecznej, odmawia przyjmowania żywności czy świadczeń.

— Wszyscy ją znamy. To spokojna osoba, która nikogo nie zaczepia, nie przeszkadza — powiedział Marek Kopczacki, rzecznik Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Sosnowcu. Pracownicy MOPS regularnie odwiedzają kobietę, sprawdzając jej stan zdrowia i pytając, czy nie zmieniła zdania w kwestii przyjęcia pomocy.

Jednak kobieta pozostaje nieugięta. — Najgorsze jest to, że nie chce pomocy i z własnej woli żyje w takich warunkach — powiedział gazecie Robert Tarnowski, który często bywa na targu.

Przyczyna pożaru pozostaje nieznana

Pożar, który strawił koczowisko, wybuchł w nocy z czwartku na piątek. — Zgłoszenie otrzymaliśmy o godz. 0.45. Ogień gasiło 12 funkcjonariuszy. Akcja została zakończona po godz. 2. Na szczęście nikt nie ucierpiał — poinformował dziennik Tomasz Dejnak, rzecznik Państwowej Straży Pożarnej w Sosnowcu.

Przyczyny pożaru są nieznane i obecnie badane przez biegłego. Jak nieoficjalnie udało się dowiedzieć "Gazecie Wyborczej", nie ma świadków, którzy widzieli, że ktoś był w pobliżu obozowiska.

Mimo tragedii kobieta powróciła na targowisko. — Jest cała i zdrowa. Powiedziała, że w tym miejscu pozostanie. I znowu odmówiła pomocy — poinformował Marek Kopczacki.