W czwartek na antenie TVN24 szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego odniósł się do medialnych doniesień o planowanym obniżeniu wydatków na obronność przez MON o 25 proc. (blisko 57 mld zł) w latach 2025-2028.

Siewiera tłumaczył, że budżet MON składa się z trzech czynników, to jest Funduszu Wynagrodzeń dla Służby Wojskowej, Funduszu Centralnych Planów Rzeczowych (którego dotyczy ujawniona dokumentacja) oraz tzw. wydatków decentralnych.

Dodał, że oprócz tych elementów poza budżetem MON istnieje "coś takiego jak Fundusz Wsparcia Sił Zbrojnych", z którego dokonywane są duże zakupy przez wojsko. "Pic polega na tym, że VAT od tych wielkich zakupów musi być rozliczony z budżetu CPR, czyli budżetu państwa, to jest 23 proc. wartości wszystkich zakupów, które zostały wykonane" — powiedział.

— To jest dokumentacja, która ma za zadanie wyrażenie opinii szefa Sztabu Generalnego o celowości wydatkowania tych środków i ich znalezieniu, ten VAT obciąża budżet — tłumaczył szef BBN.

Przyznał, że dokumenty te sporządzono stosunkowo niedawno. Szef Sztabu Generalnego stwierdził w nich, że środków na pokrycie VATu oraz niektórych innych wydatków należy poszukiwać w innym funduszu.

— Wydatkowanie środków mniejszych niż 4 proc. (na obronność — PAP) jest absolutnie nieakceptowalne w najbliższych latach, to jest fundament naszego bezpieczeństwa, natomiast, jeśli chodzi o zwiększenie efektywności ich wydatkowania jest to możliwe — dodał.

Medialne doniesienia o obniżeniu wydatów na wojsko

TV Republika ujawniła w czwartek dokument, z którego wynika, że MON planuje ograniczyć wydatki na obronność o 25 proc. (o ok. 57 mld zł) w latach 2025-2028. Negatywnie miał zaopiniować to szef Sztabu Generalnego, gen. Wiesław Kukuła. Doniesieniom tym zaprzeczyło MON w oświadczeniu. Także przedstawiciele Sztabu Generalnego powiedzieli na konferencji prasowej, że nie mogą potwierdzić wiarygodności dokumentu.

W związku z doniesieniami Republiki posłowie PiS Andrzej Śliwka, Paweł Jabłoński i Michał Moskal udali się z interwencją poselską do resortu obrony narodowej.

— To, co zobaczyliśmy dzisiaj podczas kontroli poselskiej, było nie tylko bulwersujące, ale i niebezpieczne dla Polski. Zapanował wielki chaos i panika wśród współpracowników (ministra obrony narodowej) Władysława Kosiniaka-Kamysza, kiedy okazało się, że pismo to nie jest fake newsem — powiedział Moskal.

"Paniczna procedura alarmowa"

Jabłoński poinformował, że posłów PiS przyjął dyrektor generalny MON, "który potwierdził, że pismo powstało i zostało wysłane". — Wskazywał bardzo szczegółowo, co w tym piśmie było, na jakich podstawach zostało ono sporządzone, a następnie powiedział, że szef MON nic o tym piśmie nie wiedział — relacjonował. Dodał, że nie wie, czy jest to prawda, czy próba ochrony ministra, ale podejrzewa, że Kosiniak-Kamysz faktycznie nie posiadał tej wiedzy.

Jabłoński uważa, że kiedy posłowie pojawili się w resorcie "została tam wszczęta jakaś paniczna procedura alarmowa". — Kiedy pierwotnie usłyszeliśmy od dyrektora generalnego, że to pismo istnieje, jaka jest jego treść, kto je przygotowywał i jaki był obieg tego dokumentu poprosiliśmy, aby nam je udostępnił. Po godzinie dyrektor z dwoma innymi osobami wrócił i poinformował nas, że to pismo jest, ale jednak ma charakter niejawny — mówił Jabłoński.

Poseł Śliwka powiedział, że "od pewnego czasu w przestrzeni wewnątrz-wojskowej, ale także w ramach pracy MON, coraz częściej mówi się, że działalność gen. Kukuły nie jest na rękę obecnie rządzącym". Przekazał, że pojawiają się głosy, że gen. Kukuła miałby zostać odwołany z funkcji szefa Sztabu Generalnego.