Nie chcieli go zabić, ale ponoć... za bardzo się bronił. Tragiczna śmierć polskiego mistrza sztuk walk!

Udostępnij
Udostępnij artykuł przez: Facebook X Messenger Wyślij Link

Był znanym polskim kickbokserem, mistrzem Polski w tej dyscyplinie oraz trenerem kadry narodowej juniorów. Andrzej First, czyli człowiek, który tak bardzo kochał życie i miał mnóstwo planów na przyszłość. Zawsze można było na niego liczyć. Niestety pewnej listopadowej nocy w 1996 r. w wyniku brutalnego napadu odebrano mu życie. To była tak bezsensowna zbrodnia… Do dzisiaj pozostaje niewyjaśniona!

To był niezwykłym człowiekiem. Andrzej First to m.in. były mistrz Polski w kick boxingu oraz były trener naszej kadry w tej dyscyplinie. Nie żyje od 1996 r. Foto: centrtumboksu.pl / Materiał prasowy

Andrzej First rozpoczynał swoją przygodę sportową od uprawiania jiu-jitsu (od trzynastego roku życia), podobnie jak jego brat. Sztuki walki stały się ich ogromną życiową pasją. Jednak po kilku latach zajęcia z brazylijskich zapasów zostały zlikwidowane, a sekcja, w której trenował znany zawodnik z Gorlic, postawiła na kickboxing. Tak rozpoczął się nowy rozdział w życiu Firsta!

Zmarła legenda piłkarskiej reprezentacji Polski, był złotym medalistą igrzysk olimpijskich!

Piękna kariera sportowa Andrzeja Firtsa

Kick boxing to był prawdziwy strzał w dziesiątkę! Po kilku latach ciężkich treningów First stał się największą gwiazdą tej dyscypliny w Polsce. Został mistrzem Polski formuły full contact (1991 r. kat 75 kg), oraz wicemistrzem naszego kraju (light contact, 1987 r. kat 81 kg). Złoto przegrał po wspaniałej walce z naszym pierwszym mistrzem świata w tej dyscyplinie sportu, Markiem Piotrowskim. Później był jeszcze drugim trenerem kadry narodowej seniorów oraz trenerem kadry narodowej juniorów.

Były to czasy, kiedy mało kto słyszał o zawodowej karierze. Uprawianie sportu trzeba było łączyć z szarą rzeczywistością dnia powszechnego, czyli... z normalną zawodową pracą. Tak też było z panem Andrzej, który dorabiał jako ochroniarz w krakowskim klubie "Pasja". Kiedy wracał z jednej ze swoich zmian, doszło do ogromnej tragedii.

Był podporą reprezentacji Polski. Los potraktował go okrutnie. Rodzina prosi o pomoc

Sąsiad znalazł go martwego o czwartej rano

23 listopada 1996 r. Andrzej First został zaatakowany na klatce schodowej swojego bloku (mówi się aż o czterech bandytach!). Został ogłuszony pałką i dźgnięty nożem dwadzieścia razy. Mimo przeogromnej siły i umiejętności walki, w tym starciu nie miał żadnych szans na skuteczną obronę. Proporcja sił była zbyt duża... Trudno mówić i pisać o szczegółach tego napadu, w końcu nikt nigdy się do niej nie przyznał. Najważniejsze jest to, że znany kick-boxer tego wieczoru zmarł, wykrwawiając się niedaleko drzwi do swojego domu. Sąsiad odnalazł go około czwartej rano.

Dlaczego doszło do tej bestialskiej zbrodni? W końcu First absolutnie nigdy nie był człowiekiem konfliktowym i nie miał wrogów. Policja wszczęła śledztwo, ale nie było świadków, a napastnicy pozostawili niewiele śladów. Sprawa zdawała się być nie do rozwiązania.

Po latach, dzięki zeznaniom świadków koronnych, policja dotarła do nowego tropu. Janusz T., pseudonim "Krakowiak", znany szef mafii na Górnym Śląsku, ponoć miał zlecić pobicie Firsta. Później twierdzi, że nie chciał, aby go zabito, jednak sprawy wymknęły się spod kontroli, ponieważ ofiara... stawiała zbyt duży opór.

Co takiego miał na sumieniu First, że stał się celem ataku? Tutaj pojawi się jeszcze jeden wątek związany z innym gangsterem. Okazuje się, że Adam M., pseudonim "Fred", chwalił się, że chroni go pewien mistrz Polski w kick-boxingu, czyli właśnie pan Andrzej. "Krakowiak" chciał dać nauczkę "Fredowi" i zlecił pobicie jego rzekomego ochroniarza. Ale to była kompletna bzdura. First nigdy nie miał nic wspólnego z Adamem M. To były tylko jego wymysły.

Rodzina polskiego medalisty olimpijskiego prosi o pomoc. Jest reakcja Legii Warszawa

Jego pamięć będzie zawsze trwała!

Andrzej First nie zasłużył na tak okrutny los. Prawdopodobnie stał się ofiarą niefortunnych wydarzeń, za które nie był odpowiedzialny. Do dzisiaj nie udało się złapać jego zabójców. Wiadomo, że prawdopodobnie pobicie zlecił "Krakowiak", a wszystko wydarzyło się przez chore przechwałki "Freda". Jednak nie wiadomo, kto dokładnie wykonał to zlecenie.

Na cmentarzu Batowice pożegnało go ponad 3000 osób. Na szczęście do dzisiaj, pamięć o Andrzeju Firście nie zanikła. W Krakowie istnieje szkoła "Smok", która obecnie nosi jego imię. Co roku jego grób odwiedzają byli podopieczni i przyjaciele. Gdyby żył, z pewnością byłby jeszcze bardziej utytułowanym zawodnikiem i trenerem... i nadal miałby ten nieśmiały uśmiech na twarzy.

Udostępnij
Udostępnij artykuł przez: Facebook X Messenger Wyślij Link

Masz ciekawy temat? Napisz do nas list!

Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Wszystkie historie znajdziecie tutaj. Napisz list do redakcji: List do redakcji