Skok na kiosk. Jak zniknęły blaszane świątynie osiedlowe

Kioski, które jeszcze istnieją, umierają w spokoju przy ulicach małych miast. Nie są niepokojone ani zainteresowaniem, ani próbą zakupu czegokolwiek przez bywalców urbeksów czy fanów instagramowych kont o PRL-u. Bo po co kupować pastę Colodent w kiosku, skoro można w Rossmannie? Kioski znikają z map naszych zakupowych decyzji.

15.03.2024 06.05
Skok na kiosk. Jak zniknęły blaszane świątynie osiedlowe

31 stycznia br. w Cieszynie zlikwidowano ostatni stojący na przy ulicy ks. Romana Tomanka na Zakładowym Osiedlu Robotniczym, na obrzeżach miasta kiosk Ruchu. 

Dotychczasowy ajent cieszyńskiego punktu – bo Ruch działa de facto na zasadzie franczyzy – kiosk przejął zaledwie w 2020 roku. Starał się ożywić to miejsce i uczynić je ważnym punktem dla chociaż części osiedla ZOR. Wyszedł z asortymentem "do ludzi", codziennie zdejmował zielone kraty z okien, by klienci widzieli "co jest", wywieszał nawet wiersze lokalnego poety, wprowadził Paczkę w Ruchu. Kiosk bywa czasem bliżej niż poczta, a przesyłka była tańsza niż do paczkomatu. Ale i to musiało się skończyć.

W 2019 roku, czyli w ostatnim pełnym roku przed pandemią, na terenie kraju było ponad 1300 kiosków. Funkcję kolportera prasy stopniowo przejmowały stacje benzynowe, dyskonty, osiedlowe Żabki czy placówki Poczty Polskiej. Ale przecież nie tylko o prasę tu chodzi. Samych kiosków sieci Ruch było w 2021 roku tylko 814, a dzisiejsza odsłona strony internetowej Ruchu informuje, że kiosków i saloników jest "ponad 500". Czyli zapewne niewiele ponad pół tysiąca, bo takie dane zaokrągla się zazwyczaj w górę.

Wyszukiwarka kiosków na stronie internetowej tej sieci niby istnieje, ale wpisywanie współrzędnych nic nie daje, zatem wyszukiwanie punktu po miejscu czy adresie nie działa – być może chwilowo. Szkoda, bo np. paczkomaty InPost czy sklepy Żabka bez trudu wyszukuje się na stronach tych sieci, a nawet można je sobie obejrzeć w postaci mapki czy znaleźć najbliższy z nich. Czy ktoś oprócz mnie szukałby najbliższego Ruchu? Mam nadzieję, że jednak tak.

Tymczasem kioski znikają z tych ulic po cichu, czasem tylko lokalna prasa napisze coś z oburzeniem lub sentymentem o "ostatnim istniejącym", nie sugerując jednak zbyt usilnie konieczności jego ocalenia. 

Były już kiosk w Zawierciu, 2021

Teczka i kolejka

Każdy z nas pamięta budki z zielonej blachy jako punkty orientacyjne, elementy krajobrazu małych i dużych miast. Mamy w głowie ich listę, a starsi członkowie naszych rodzin mogliby ją uzupełnić – "tu był" i "jeszcze tam".

Kioski Ruchu były nieodłącznym elementem krajobrazu naszego dzieciństwa – naszego, czyli osób, które urodziły się najpóźniej pod koniec lat osiemdziesiątych. Budki kioskowe można było oczywiście dostrzec na ulicach miast także dużo później, a nawet (choć z rzadka) i dzisiaj, ale nie ma wątpliwości, że kioski straciły swoją rolę centrów społecznych, towarzyskich i informacyjnych.

Najsmutniejsze jest to, że nie powstała instytucja ani forma, która by je przejęła. Zniknęły z rozwojem technologii i zmianą zachowań.

Bo kiosk był mikrokosmosem. Oferował wręcz bizantyjskie nagromadzenie towaru, mydło i powidło, pączkujące dodatkowymi odnogami, które miały zaspokoić wszystkie potrzeby młodych i starszych. Podstawą oferty była prasa, ale kioski sprzedawały także pastę do zębów, wody toaletowe, takiż papier – oraz, w późniejszym okresie, tandetne plastikowe podróbki lalek Barbie i dinozaurów z grubej gumy; wtedy dla nas najpiękniejsze. 

Opowieści z PRL-u mają smak kombatanctwa i nieuchronnie sytuują zjawiska społeczne w ahistorycznym wymiarze. Kolejka była nieodłącznym elementem tamtej rzeczywistości, wręcz symbolem, ale nie jest wcale prawdą, że "nic nie było", że stało się po wszystko i wszędzie. 

Do kiosku akurat się stało, chociaż głównie rano, gdy przywieziono gazety i czasopisma – ówczesne okna na świat. Nieznana dzisiejszej młodzieży instytucja "teczki" – dostępnej w najbliższym osiedlowym kiosku tekturowej skarbnicy, do której kioskarka odkładała wszystkie czytane przez konkretną rodzinę periodyki – organizowała i porządkowała nasz tydzień. "Świat Młodych" wychodził trzy razy w tygodniu, "Kobieta i Życie" oraz "Filipinka" raz w tygodniu, "Młody Technik" był miesięcznikiem. Babcia czytywała "Żyjmy Dłużej", a ojcowie "Express Wieczorny" i "Pana", czyli polską odpowiedź na "Playboya". W kolejkach stano także po kultowy "Przekrój" i eskapistyczną "Fantastykę".

Asortyment kiosku to także papierosy, czyli nieodłączny rekwizyt tamtej codzienności. Palono je wszędzie, a kupowano masowo. Były sprzedawane także dzieciom, na podstawie karteczek sporządzonych przez rodziców albo i bez nich. Do polskich kiosków nie dotarł za to nigdy alkohol (za to zmorą są monopolowe 24 h co 500 metrów), który po dziś dzień widuję w ich słowackich czy węgierskich odpowiednikach. Małe buteleczki z mocnymi alkoholami czy puszki jasnego piwa piętrzą się w bocznych, zakratowanych oknach przybytków, obojętne na słońce. Jako że podaż zazwyczaj odpowiada w sposób bezpośredni na popyt, ktoś na pewno je kupuje.

Kioskarka to była osoba zaufania społecznego. Były kioskarki mniej i bardziej lubiane, byli też, choć rzadziej, kioskarze. Osobę handlującą asortymentem kiosku rzadko widywało się jednak w całości: obsługiwała nas głównie ręka, która wysuwała żądany towar z nisko położonego okienka na wyślizgany kontuar oraz inkasowała monety. Mimo to osoba ta wiedziała prawie wszystko o prawie wszystkich i niemal każdego znała. Nikt nigdy nie nazywał kioskarki sprzedawczynią – miała własne określenie, zarezerwowane tylko dla jednego typu przedsiębiorstwa, jak szatniarka. W późniejszym okresie pojawiło się sformułowanie "pani z kiosku", ogrywane jednak głównie przez młodsze pokolenia ("Gdzie sika pani z kiosku?", czyli kultowy filmik Brzoza TV).

Najgorzej miały osoby wysokie, które musiały wręcz kucać przy okienku. Z punktu widzenia współczesnego kapitalizmu była to formuła niemożliwa: klient na kolanach, obsługa na fotelu.

Kiosk pachniał drukiem, mydłem w kostce, takim o niezbyt szczelnym papierku, i tytoniem. Ten zapach przetrwał także później, w kioskach "wchodzonych" typu Kolporter. Nie da się go pomylić z niczym innym.

Kioski składa się do społecznej i rynkowej trumny, jak wszystkie relikty przeszłości podobny los spotyka dziś bary mleczne.

Kioski istnieją w pamięci i w opowieści. Wskrzesza się je czasami na parę minut, czy to nostalgicznym filmikiem, czy memem z cyklu: "jeśli wiesz o X, to miałeś szczęśliwe dzieciństwo".

Dla zielonych budek zrobiono nawet odświętny, sentymentalny wyjątek – 100 km od Warszawy stworzono ich "muzeum", czy też raczej cmentarzysko kioskotrupów. Na przypadkową łąkę zwieziono dziesiątki dawniej tętniących życiem budek – od drewnianych po klasyczne i wręcz kosmiczne. Internet wytropił miejsce i pojawili się tam jego wysłannicy, więc obiekty otoczono siatką. "Muzeum" rzecz jasna nie miało na celu oddania czci zjawisku kioskarstwa – budki zostały tam po prostu zwiezione, by umierać.

Błędne koło, czyli dzieje upadku

Tendencja zamykania kiosków jest ogólnopolska i nie ma się tu co doszukiwać podziałów regionalnych, choć wieść niesie, że w mniejszych miejscowościach są one likwidowane rychlej niż w dużych. Jak pisał miesiąc temu portal beskidzka24.pl, "kilkanaście miesięcy temu władze spółki podjęły decyzję o wycofaniu się z dystrybucji prasy z nieatrakcyjnie położonych i odległych punktów sprzedaży, a także skupieniu się na dużych miastach, aby obniżyć koszty działania".

Wyrok został podpisany, a realizacja następuje teraz. Według danych za 2022 roku, które przytacza serwis wirtualnemedia.pl, przychody z kiosków i saloników prowadzonych przez Ruch zmalały z 543,97 mln do 489,76 mln zł. Ponadto, w porównaniu z rokiem poprzednim, liczba takich punktów była o 20,8 proc. mniejsza. To błędne koło: saloników i kiosków jest mniej, bo przynoszą mniejsze przychody, a przychody są mniejsze, bo punktów jest coraz mniej. 

Czy naprawdę nie ma popytu na zakup nie tylko prasy, ale także innych pokrewnych produktów i artefaktów życia codziennego w przeznaczonym do tego odrębnym punkcie? Czy sytuacja aż tak diametralnie zmieniła się od stycznia 1919 roku, gdy Jakub Mortkowicz i Jan Gebethner, dwaj księgarze, zainaugurowali otwarciem pierwszego kiosku założone przez siebie Polskie Towarzystwo Księgarni Kolejowych Ruch? Czy (początkowo tylko dworcowe) trafiki, oferujące prasę, tytoń i inne drobne artykuły, miały rację bytu sto lat temu czy za PRL-u, a obecnie ją straciły?

Jak mówi portalowi Wirtualne Media rzecznik prasowy Kolportera Dariusz Materek "(…) Obiegowa opinia o schodzącym rynku prasy drukowanej bierze się przede wszystkim z niepełnego, fragmentarycznego postrzegania tego rynku. W potocznym rozumieniu prasa to dzienniki i tygodniki ogólnoinformacyjne, tymczasem w rzeczywistości współczesny rynek prasowy jest znacznie bogatszy. Jako dystrybutor widzimy cały przekrój tego rynku, jego złożoność i różnorodność. Prasa informacyjna stanowi tylko jego część, ale tworzą go także np. różnego rodzaju kolekcje, przygotowywane przez wydawców prasowych: książkowe, saszetkowe, naklejkowe. (…) Rynek prasowy to także tv guide’y, krzyżówki, różnego rodzaju serie wydawnicze, wydawnictwa okazjonalne, specjalistyczne, produkty okołoprasowe, poradniki, kalendarze, potężny segment czasopism i produktów dla dzieci – cała gama bardzo zróżnicowanych wydawnictw".

Kolporter może nadrabiać miną, ale faktem jest, że kontrolowany obecnie przez Orlen Ruch wycofuje się z dystrybucji prasy. Brzmi niewiarygodnie, a jednak to prawda. Dla wydawców to cios, bo sieć zapewniała działający łańcuch kolportażu. Sieć logistyczna, dzięki której prasa i książki trafiały na teren całego kraju, przestaje istnieć. Co dalej? Decyzja Orlenu oznacza, że na terenie Polski pozostanie tylko dwóch dystrybutorów prasy: Kolporter i Garmond Press.

Kres Ruchu, imperium Żabki

Kiedy ostatnio kupiliśmy coś w kiosku, nieważne już "budkowym" czy "wchodzonym"? Gdy chwilę nad tym pomyśleć, okaże się, że kioski nie oferują przecież wcale przestarzałego asortymentu rzeczy niepotrzebnych i nie są tylko "dla starych ludzi". Oprócz prasy możemy kupić w nich zdrapkę (polecam Ekstrapensję za 5 zł), puścić kupon Lotto (uzależnienie niezależne od wieku) czy zaopatrzyć się w potrzebny "na już" apap. Na tym polu rolę kiosków przejęły jednak częściowo niby nowe, ale już zasiedziałe elementy krajobrazu polskich miejscowości: sklepy sieci Żabka. Punkty z zielonym neonem oferują wiele produktów, które można było kiedyś dostać w kioskach - bilety, wyroby tytoniowe, mydło, podpaski, leki na ból głowy. Mają też nad kioskami przewagę: wprowadziły kawę i ciepłe przekąski. Pomimo cen, które nie są w Żabkach niskie, punkty cieszą się sporą popularnością. Moszczą się wygodnie w roli kiosku, a jednocześnie lokalnego sklepu spożywczego, rugując konkurencję. Obecnie sieć ma w Polsce ponad 11 tysięcy placówek. Prowadzą je w ramach franczyzy ajenci. Narosło wiele kontrowersji społecznych i prawnych wokół działań Żabki w stosunku do osób prowadzących sklepy.

Swoje zrobiła technologia: w kioskach, które często zlokalizowane były przy przystankach, kupowało się bilety, dziś te często można kupić w aplikacji.

Rewolucje technologiczne, rynek prasy i popyt na prasę to jedno – druga kwestia to zmiana dynamiki i obyczaju, jeśli chodzi o rynek przesyłek i zamówień pocztowych. Poczta Polska w ostatnich latach musiała zrobić miejsce dla nowych graczy, którzy nie dublowali do końca jej usług, lecz teoretycznie je uzupełnili. Paczkomaty okazały się hitem, ale poczta na tym straciła: finansowo i wizerunkowo, bo całodobowa dostępność beżowych murów z drzwiczkami sprawiła, że jeszcze łatwiej na nią narzekać. Na godziny jej otwarcia, kolejki, obsługę czy nieszczęsne "Przepisy siostry Anastazji", o których krążą opowieści, jakby od progu rzucały się na klienta, a ich zakup był przymusowy. 

W liczbie paczkomatów istnieje znaczna dysproporcja, bo Orlen przespał paczkową rewolucję. Po wyborach ta sytuacja się raczej nie zmieni, gdyż nowa władza bardziej niż poprzednia lubi oddawać sprawy w niewidzialne ręce wolnego rynku. Obecnie Orlen ma nieco ponad 4 tysiące paczkomatów, a InPost… ponad 20 tysięcy. Sprytnie ulokował się też w sektorze obsługi pocztowej małych miejscowości, gdzie placówka pocztowa została zlikwidowana lub ma nieprzyjazne godziny funkcjonowania. Paczkomat InPost pod dyskontem – nie ma wielu bardziej polskich widoków Anno Domini 2024.

Były już kiosk w Będzinie, 2022

Kioski Ruchu przez jakiś czas pomagały odbierać niewielkie przesyłki blisko domu. Ale im mniej kiosków, tym mniej krążących paczek.

Kiosk jako miejsce i obiekt jednocześnie bywał nawet źródłem inspiracji dla twórców kultury. Żeby daleko nie szukać, absolutnie kultowy jest tekst zespołu Ramzes and The Hooligans pt. "Skok na kiosk".

Wczoraj wytłukłem wszystkie lampy w okolicy/

Teraz jest tak ciemno, że sam się boję wyjść/

Ale osiągnąłem to, czego chciałem/

I nikt nie zauważy, jak rozwalę drzwi.

Jutro zrobimy skok na kiosk/

Jutro zrobimy skok na kiosk/

Zabiorę żyletki, bilety, papierosy/

Bo reszta jest nic nie warta, znam się na tym trochę/

Gdy już obrobię ten kiosk, to będę bogaty/
I już nie będę czekał na forsę od taty.

Ale o kioskach przyszłe pokolenia już chyba nie będą śpiewać, a o paczkomatach powstają tylko memy.