Jak zarabiać na kryptowalutach i być bogatym? Autor książki na ten temat dorobił się... Passata

– Ryzyko jest przecież wpisane w życie. Odsianie ludzi mądrzejszych od mniej mądrych może być nawet pożyteczne społecznie – mówi o tracących na kryptowalutach Tomasz Waryszak, autor książki „Jak zarobić na kryptowalutach”. W rozmowie ze Spider's Web+ tłumaczy, dlaczego to rynek krypto jest lepszy niż system bankowy i dlaczego ten ostatni może zniszczyć wszelkie marzenia o byciu kryptomilionerem.

21.01.2022 06.19
Jak zarabiać na kryptowalutach i być bogatym?

Wystarczy rzucić okiem na spis treści książki „Jak zarabiać na kryptowalutach” autorstwa Tomasza Waryszaka, aby zrozumieć, że nie jest to podręcznik mający nas nauczyć zarabiania, lecz raczej przewodnik opisujący podstawowe pojęcia i zjawiska w świecie krypto. Dowiemy się więc, czym jest Bitcoin i jaka jest jego historia. Poznamy inne kryptowaluty i rządzące nimi reguły, zdobędziemy informacje o wydobywaniu kryptowalut i ich uregulowaniu prawnym w Polsce. Wreszcie znajdziemy szczegółowe, a nawet zilustrowane informacje dotyczące zakładania portfela inwestycyjnego, podstaw inwestowania i analizy technicznej. Jednak to wszystko wciąż nie sprawi, że nagle zaczniemy zarabiać czy staniemy się bogaci.

Okładka książki „Jak zarabiać na kryptowalutach”. Fot. Wydawnictwo OnePress

Lekturę książki należy traktować raczej jako pierwszy z wielu kroków, które musimy podjąć, aby w ogóle zacząć myśleć o inwestowaniu. To też niewątpliwa zaleta tej książki, bo dzięki niej możemy zdać sobie sprawę, jak mało wiemy. Zawarte w niej informacje mogą więc pozwolić nam wstrzymać się do czasu, aż lepiej i dokładniej zrozumiemy, jak ten rynek jest skonstruowany, jak działa, kto zwykle okazuje się na nim zwycięzcą, a kto przegranym. Uświadomi nas też, że czasem na rozgrzaną głowę warto wylać kubeł zimnej wody. W końcu trudno ryzykować prawdziwe pieniądze, wkładając je w coś, co nie jest do końca zrozumiałe.

Dużym plusem książki jest także to, w jaki sposób została skonstruowana i napisana. Rozkład kolejnych rozdziałów pozwala łatwo odnaleźć interesujące nas kwestie, a używany przez autora przyjazny język je zrozumieć. To drugie jest szczególnie ważne, bo w zalewie dziesiątek nowych pojęć, zjawisk wprost ze świata nowych technologii, IT i sektora bankowego łatwo byłoby wpaść w pułapkę pisania nie jak do laika, ale do specjalisty, który zęby zjadł w sektorze finansowym i dla którego specyficzny żargon oraz terminologia nie kryją już żadnych tajemnic.

O ile pułapkę hermetycznego języka autor dość sprawnie omija, to wpada w inną. Wprawdzie zostajemy uprzedzeni, że Tomasz Waryszak to entuzjasta kryptowalut, ale dopiero na kolejnych kartach książki przekonujemy się, że to eufemizm. Ten przesadny entuzjazm autora osłabia – tak ważny w przypadku tego typu publikacji – obiektywizm, co kończy się choćby tak, że tradycyjny świat finansów przedstawiany jest jako źródło wszelkiego zła, a grzechy i zagrożenia świata kryptowalut, choć wymienione, to często opisywane są tylko zdawkowo i delikatnie, jakby były czymś naturalnym, nad czym właściwie nie warto się dłużej pochylać. Brakuje tu więc tak krytycznego na nie spojrzenia, z jakim mamy do czynienia w przypadku opisywania – niewolnego przecież od błędów – tradycyjnego systemu finansowego.

W pochodzącym od wydawcy opisie książki czytamy, że po jej lekturze jesteśmy „uzbrojeni” i gotowi, aby ruszyć na podbój rynku kryptowalut. Trudno się z tym zgodzić. Jesteśmy raczej po pierwszej lekcji fechtunku, a zmierzyć mamy się z potężnym smokiem, który tak przygotowanych śmiałków – mimo entuzjazmu mistrza – zjada na śniadanie.

To nie jest książka, która pozwoli ci zarobić na kryptowalutach. Wbrew obietnicy zawartej w podtytule nie podpowie ci też, jak stać się bogatym. Ale da podstawową wiedzę do tego, aby z inwestycją w kryptowaluty się wstrzymać. A brak straty pieniędzy może być tutaj największym zyskiem.

Tomasz Waryszak. Fot. archiwum prywatne

„Jak zarabiać na kryptowalutach” – Tomasz Waryszak, Wydawnictwo OnePress, 2022. Książka dostępna wersji papierowej i jako e-book.

Od jakiegoś czasu wszyscy słyszymy non stop o szalejącej inflacji. W swojej książce pisze pan, że ceny kryptowalut zależą tylko od popytu i podaży, a na to w żaden sposób nie można wpłynąć. Co w takim razie z działaniami Elona Muska, który byle tweetem wywołuje gwałtowne wzrosty lub spadki?

Nie zgodzę się, że jest on w stanie wpływać w większy sposób na cały rynek kryptowalut. Jest w stanie wpływać na jedną czy kilka niszowych, małych kryptowalut, bo dopóki dana kryptowaluta ma niską kapitalizację, to jest bardzo podatna na zmiany kursu. Jest więc podatna na plotki czy nawet tweety Elona Muska. Ale gdy kryptowaluta ma ogromną kapitalizację, jak w przypadku bitcoina, to trudno na nią wpłynąć. Taki tweet mógłby wywołać co najwyżej drobne drgnięcie. Ale oczywiście takich sygnałów mniejszych i większych, które wpływają na popyt, negatywnych i pozytywnych, jest mnóstwo i tworzy się na rynku jakaś ich wypadkowa. Natomiast na podaż kryptowalut, takich jak bitcoin, wpływać się w żaden sposób nie da – ta jest wpisana w algorytm i z góry ustalona.

Ale to nie powinno być kontrolowane? Ofiarą takiej spekulacji padają bowiem mniejsi inwestorzy, którzy majątkiem, a więc i możliwością wpływania na ceny, nigdy nie dorównają Muskowi.

Ale przecież spekulacja w jakimś stopniu jest stosowana wszędzie. Pewne projekty są pokazywane w lepszym świetle, niż jest to w rzeczywistości. Media pokazują jakieś spółki w dobrym świetle, windując ich wartość. To nie jest nic nowego. W świecie krypto jest na to odpowiednie słowo: shilling. Musk zatem „sziluje” dogecoina czy shiba inu, a roztropniejsi inwestorzy są na to uczuleni.

Czyli świat krypto ma te same wady co świat tradycyjny?

Tak, poza naturę ludzką nie wyjdziemy. Na rynku tradycyjnym też ważną rolę pełnią plotki. Przypomnę, że np. CD Projekt umiejętnie manipulował rynkiem, również za pomocą Twittera, doprowadzając do znacznego wzrostu akcji spółki. Jednak kiedy ich tak oczekiwany produkt, czyli gra Cyberpunk 2077, ukazał się w sprzedaży, okazał się odbiegać od oczekiwań klientów, od tego rozbudzonego wyobrażenia, nastąpił ponad dwukrotny spadek notowań firmy. Cały rynek – ten tradycyjny – jest pełen informacji, które mogą inwestora wprowadzić w błąd. Wielu inwestorów nie ufa już nawet oficjalnym raportom spółek i szuka raczej informacji insiderskich, które pozwolą im dokonać realnej oceny ryzyka inwestycyjnego.

Inwestowanie w kryptowaluty wiąże się z dużym ryzykiem

Pan chyba jednak w ten kryptowalutowy rynek wierzy. Niegdyś udało się panu wykopać 100 bitcoinów. Co prawda część pan sprzedał, ale nie wszystkie. Jest pan milionerem.

Nie, nie.... (śmiech) Jak większość minerów większość bitcoinów sprzedawałem na bieżąco. Sprzedawałem co prawda na tzw. górce, tylko ona była wtedy z dzisiejszej perspektywy niewielka. To były wzrosty rzędu z 2 dolarów na 30. Wówczas był to ogromny wzrost, ale kwotowo zaledwie ułamek wartości, którą bitcoin osiągnął w następnych latach. 

Czyli pan nie jest bogaty? To się kłóci z tytułem pana książki.

Cóż, przysłowiowego w kryptowalutowym slangu „Lambo” nie udało mi się jeszcze zdobyć, ale na jakiegoś skromniejszego Passata powinno wystarczyć. Ze swoich wyników liczonych jako wielokrotność zysku do zainwestowanej sumy jestem zadowolony, przy czym rozpoczynałem ze stosunkowo niskim kapitałem. Zresztą mało kto w 2011 roku spodziewał się, że bitcoin osiągnie tak wysoką cenę jak obecnie. 

To prawda nikt nie mógł przewidzieć, co się wydarzy. Słynny jest przypadek faceta, który tysiącami bitcoinów płacił za pizzę. Dziś i jego, i pańskie bitcoiny byłyby warte fortunę. Dziś nadal pan inwestuje? To wymaga chyba stalowych nerwów.

Tak, wciąż zajmuję się tradingiem. Ta zmienność kursu i tak jest teraz mniejsza niż dawniej. Gdy zaczynałem, kurs potrafił 8-10-krotnie zmieniać swoją wartość w górę albo w dół w krótkim terminie. Oczywiście i teraz są wahania. Na przykład w ostatnich kilku miesiącach o ponad 30 proc., ale jest stabilniej niż kiedyś. Idziemy więc w bardziej znośnym dla nerwów kierunku.

No i wciąż zajmuję się kopaniem, chociaż teraz to już w niewielkiej skali, na jednej karcie graficznej. Raczej po to, aby być na bieżąco, wiedzieć, co dzieje się w branży, a nie z wizją wielkiego zarobku.

Jak dokładnie zaczęła się ta przygoda z kryptowalutami?

Przez przypadek. Natrafiłem na informacje o bitcoinie i procesie miningu, czyli kopania kryptowalut. Zafascynowała mnie ta rewolucyjna koncepcja, w której właściwie z niczego można generować pieniądze. W tamtych czasach to było jeszcze bardzo opłacalne. Postanowiłem spróbować, choć na początku bez specjalnego przekonania. Nie dowierzałem, że coś z tego będzie. Uwierzyłem dopiero, jak zrobiłem pierwszy przelew z giełdy na bodajże 20 złotych, których wykopanie zajęło mi chyba dwa dni i to na raczej przeciętnym komputerze. Wtedy przekonałem się, że to działa, choć wciąż większość moich znajomych nie wiedziała nawet, o czym mowa, a tłumaczenie, jak to wszystko działa, przypominało odbijanie się od ściany.

Bitcoin stracił w ostatnich miesiącach ponad 1/3 wartości

Dziś swoje oszczędności trzyma pan w banku czy w kryptowalutach?

Mam portfel inwestycyjny w kryptowalutach, ale nie trzymam w ten sposób oszczędności życia. Wszystko dywersyfikuję. Zresztą portfel kryptowalutowy też mam zdywersyfikowany, podzielony na różne waluty i zawierający część środków zamrożonych na długo jako coś, co w krypto nazywamy HODL.

Chwileczkę, ale w książce wielokrotnie punktuje pan wady tradycyjnego systemu bankowego i właściwie przed nim przestrzega. Zresztą z kryptowalutami też nie można czuć się bezpiecznie. Sam pan pisze, że od początku kryptorewolucji wiele kryptowalut po prostu zniknęło w odmętach internetu, powodując przecież realne straty.

Takie jest życie, że w ogóle nie możemy czuć się bezpiecznie. Dążymy do bezpieczeństwa, ale nigdy w pełni go nie osiągniemy. To byłaby utopia. 

A wady systemu finansowego, jaki mamy, są oczywiste. Zresztą doświadczamy ich teraz na własnej skórze w postaci coraz większej inflacji. To w dużej mierze efekt zwiększenia podaży pieniądza w 2020 roku, kiedy ilość pieniędzy w obiegu stała się o wiele większa.

Zwiększyła się podaż, bo rządy w odpowiedzi na pandemię i lockdowny uruchomiły tarcze antykryzysowe. Gdyby nie taki krok, to zamiast tej inflacji mielibyśmy pewnie teraz 20-procentowe bezrobocie.

No niby tak, ale to zawsze kończy się tak, że próba takiego wpływania na system finansowy, próba ratowania sytuacji przez dodruk powoduje uspokojenie sytuacji na chwilę, a gorsze skutki są w dłuższym terminie. Bardzo możliwe więc, że ta inflacja prędko nas nie opuści. A w tej sytuacji kryptowaluty zyskują, bo ludzie chcą uciekać przed inflacją. Uciekają w nieruchomości, złoto, ale też kryptowaluty.

Ale kryptowaluty też są pełne zagrożeń i bardzo niepewne. Sam pan wspomniał, że kurs bitcoina mocno się waha i w ostatnich kilku miesiącach stracił ponad 1/3 wartości.

Tak, są zagrożenia. Jednym z nich jest rozwój komputerów kwantowych. Bardzo możliwe, że za jakiś czas powstanie na tyle sprawny komputer kwantowy, że będzie w stanie dokonać ataku na bitcoina czy inne kryptowaluty. Nawet jeśli to nie będzie atak, który unicestwi blockchain, a jedynie pozwoli okraść wybrany portfel, to sprawi, że znacząco spadnie zaufanie dla kryptowalut, a przynajmniej tych, które nie są odporne na taki atak. Można się tego obawiać i z takim ryzykiem liczyć, choć trzeba zauważyć, że pojawiają się już w części projektów zabezpieczenia na taką ewentualność.

A drugim zagrożeniem są potencjalne regulacje państwowe. Wprawdzie nie będą w stanie zniszczyć kryptowalut, ale mogą zmniejszyć poziom ich użyteczności do tego stopnia, że przestaną być atrakcyjne finansowo, wartość rynku spadnie i stanie się on bardzo niszowy.

Z każdym rokiem przybywa nowych kryptowalut

W kryptowalutach widzi pan szansę na wyzwolenie się od scentralizowanego świata tradycyjnego systemu bankowego. A w książce opisuje pan głośny przypadek z 2016 roku, kiedy wskutek błędu w systemie kryptowaluty Ethereum jednemu użytkownikowi udało się legalnie przejąć środki warte ok. 50 mln dolarów. Twórcy Ethereum podjęli więc decyzję o cofnięciu wydarzeń w łańcuchu bloków/blockchainie. To nie była decyzja centralna?

Tak i nie. Twórcy Ethereum zdecydowali na krok, który nazywa się hard fork, czyli rozszczepienie łańcucha bloków na dwa i porzucenie jednego z dotychczasowych. Na drugim zaś kontynuowano tworzenie nowych bloków. Twierdzono, że zrobiono to w interesie użytkowników. Ale część użytkowników uznała, że to wcale nie jest dla nich dobre. Uznali to za nadużycie i rozwijali dalej oryginalny łańcuch bloków. Nazwali go nawet klasycznym. Oba dotąd funkcjonują.

Ale tak, ta decyzja miała poważne konsekwencje. Zresztą doskonale widać tu różnicę w porównaniu z tradycyjnym systemem bankowym, w którym ktoś podejmuje decyzje i nikt nawet nie jest w stanie zaprotestować. Tutaj użytkownicy zaprotestowali i postanowili dalej rozwijać Ethereum, ale z członem Classic. Choć faktycznie zdecydowanie więcej użytkowników ma to nowe, które stało się głównym Ethereum.

A taki Jackson Palmer, współtwórca kryptowaluty Dogecoin, twierdzi, że kryptowaluty są tylko przedłużeniem obecnego systemu – kolejnym narzędziem, przy pomocy którego najsilniejsi i najbogatsi konsolidują swoją przewagę. Czy w takim razie kryptowaluty nie tracą swojego sensu? Skoro niewiele różnią się od scentralizowanego systemu finansowego, który rzekomo miały zastąpić.

Nie wiem, czy ten zarzut ma sens, kiedy przecież możemy wybrać kryptowalutę, która ma dla nas odpowiednie parametry. Bo przecież tak naprawdę każda kryptowaluta jest osobnym systemem finansowym. Każda ma swoje zasady wpisane w swoją sieć. Moim zarzutem wobec tradycyjnego systemu finansowego jest to, że jest podatny choćby na dodruk pieniądza, a w kryptowalutach albo nie ma dodruku pieniądza, albo jest, ale ściśle limitowany, ustalony przez algorytm, jak np. w bitconie.

Czyli możemy wybrać kryptowalutę, która ma zasady chroniące nas np. przed inflacją?

Tak. Natomiast trzeba zawsze liczyć się z ryzykiem związanym z kryptowalutami. Rządy czy międzynarodowe instytucje finansowe mogą przecież podjąć decyzję o blokadzie kryptowalut do tego stopnia, że prawnie uniemożliwią ich wymianę na obowiązującą w danym kraju walutę. I wtedy to będzie problem dla użytkowników, bo nie będą mogli ich używać. Nie zapłacą nimi w sklepie.

Koparka kryptowalut

Na świecie już dziś są różne podejścia do kryptowalut. Chiny właściwe ich zakazały. Z drugiej strony Salwador uznał bitcoina za oficjalny środek płatniczy. W Polsce premier Mateusz Morawiecki w 2018 roku mówił, że rząd zakaże albo wprowadzi regulacje kryptowalut, aby uchronić nieświadomych ludzi przed oszustwami i nietrafionymi inwestycjami. Który kierunek jest słuszny?

Moim zdaniem lepiej, żeby rynek kryptowalut nie był zbyt mocno regulowany. Być może nawet wcale. Oszustwa natomiast powinny być ścigane. Bo czym się różnią oszuści sprzedający fikcyjne kryptowaluty od ludzi, którzy obiecywali świetne zyski, udając, że sprzedając ludziom złoto? To jest dokładnie ta sama zasada. Oszustów trzeba ścigać na każdym rynku. Niezależnie od tego, w jaki sposób dochodzi do oszustw.

Tylko że twórców Amber Gold, o których pan mówi, w końcu postawiono przed sądem i skazano. Zresztą nawet jak ktoś nam się włamie na bankowe konto, to chroni nas Bankowy Fundusz Gwarancyjny. A w przypadku kryptowalut nawet nie ma instytucji, do której moglibyśmy się odwołać.

Tak, ale to dlatego, że bank oferuje nam specjalną usługę. Ostatecznie to my sami płacimy za bezpieczeństwo. Zresztą gwarancje BFG obowiązują tylko do kwoty 100 tys. euro i są uzależnione od możliwości finansowych państwa – w razie wojny lub superkryzysu mogą okazać się nic nie warte. W przypadku kryptowalut mamy wolność, jesteśmy niezależni od innych pomysłów banków, ale sami musimy zadbać o swoje bezpieczeństwo, aby np. nikt nam się nie włamał na konto na giełdzie czy wykradł klucze prywatne z komputera. A nawet jak ktoś się włamie, to oczywiście można zgłosić sprawę na policję i szukać sprawcy. Jednak przy obecnym poziomie zdolności policji do ścigania przestępstw cyfrowych szanse na powodzenie są niewielkie.

Sam kiedyś miałem taką sytuację, że na wakacjach w bankomacie zeskanowano mi kartę i oszuści wypłacili z konta bodajże tysiąc złotych. Zgłosiłem sprawę, a policja mimo szczerych chęci nie znalazła sprawcy. Jednak bank oddał mi pieniądze. W świecie krypto mógłbym tylko o tym pomarzyć.

Nie widzę problemu, żeby pojawiły się firmy, które będą dodatkowo zabezpieczać i ubezpieczać np. portfele kryptowalut. Jeśli płatności w kryptowalutach będą powszechniejsze i pojawi się popyt na takie ubezpieczenia, to z pewnością pojawią się firmy, które zaczną takie usługi związane z bezpieczeństwem oferować.

Kryptowaluty i związane z nimi produkty coraz częściej promują różnego rodzaju celebryci i influencerzy. W Hiszpanii wprowadzono więc przepisy, aby np. influencerzy musieli umieszczać ostrzeżenia o ryzyku i o tym, że kryptoinwestycje nie są zabezpieczone przez systemy bankowe. Może coś takiego przydałoby się i w Polsce?

Pozornie taki kierunek wydaje się dobry, ale ja jestem ostrożny, bo jeżeli państwo zaczyna coś regulować, zabezpieczać, to ciężko je zatrzymać, więc już lepiej zostawić to wolnemu rynkowi. Zresztą w Polsce mieliśmy kilka lat temu kampanię Komisji Nadzoru Finansowego, która ostrzegała przed inwestycjami w kryptowaluty, a była moim zdaniem w większości oparta na manipulacjach i przynajmniej częściowo nieprawdziwych informacjach.

Zostawić wolnemu rynkowi, ale licząc się z tym, że będą ofiary braku tych zabezpieczeń, tak?

Tak. Celebryci i influencerzy często nakłaniają do różnych zakupów, które niekoniecznie są korzystne z punktu widzenia odbiorcy. Problem jest szerszy niż kryptowaluty. Dlatego nie wiem, czy powinniśmy to regulować. Ryzyko jest przecież wpisane w życie. Odsianie ludzi mądrzejszych od mniej mądrych może być nawet pożyteczne społecznie.

To darwinizm społeczny na zasadzie: przetrwają najsilniejsi.

Tak − jestem przeciwnikiem idei, żeby wszyscy ludzie byli równi. Powinni mieć równe prawa, a od tego, jak już z tych praw oraz swoich zdolności skorzystają, to będzie zależało, jak sobie w życiu poradzą.

Nie każdy musi się znać na inwestowaniu, a państwo powinno chronić słabszych.

A kto kazał osobom słabszym inwestować? Rozumiem sens postulatu, żeby osoby słabsze chronić w tym zakresie, żeby miały gdzie mieszkać, co jeść itd., ale bez przesady. Nie chrońmy ich przed nimi samymi.

To może pójdźmy innym tropem: czy państwa nie powinny chronić regulacjami przed negatywnym wpływem kryptowalut na ocieplenie klimatu? Kryptowaluty zużywają ogromne ilości energii. Sama sieć bitcoina zużywa jej więcej niż niektóre państwa jak Argentyna czy Holandia.

A jednocześnie z wyliczeń ekspertów z Galaxy Digital wynika, że bitcoin zużywa mniej energii niż sektor bankowy. Może jego w pierwszej kolejności trzeba objąć takimi regulacjami?

Poza tym rynek kryptowalut coraz częściej sięga po ekologiczne rozwiązania. Na przykład amerykańskie firmy Great American Mining, Upstream Data i Crusoe Energy Systems budują infrastrukturę mającą na celu przechwytywanie metanu z szybów naftowych i wykorzystywanie go do produkcji prądu zasilającego „kopalnie” bitcoinów.

Cześć kryptowalut jest też oparta na odnawialnych źródłach energii. Poza tym coraz większe znaczenie zyskują projekty kryptowalutowe, jak wspomniane Ethereum, które są oparte na proof of stake i w ogóle nie potrzebują miningu, czyli energochłonnego kopania. 

Wytwarzanie wielu kryptowalut generuje ogromne zużycie energii elektrycznej

Poza wykorzystaniem prądu wytwarzanie kryptowalut generuje kolejne wyzwanie, czyli produkcję śmieci elektronicznych. Według BBC sami „górnicy” kryptowalut generują ok. 30 700 ton tego rodzaju śmieci rocznie. Dzieje się tak, bo sprzęt jest silnie eksploatowany, a jego średnia długość życia wynosi 1,29 roku. Co z tym zrobić?

Nie wiem, czy ten problem odnosić tylko do kryptowalut, bo w stosunku do całości tego, ile ludzkość generuje śmieci, to zapewne jest niewielki promil. Powinniśmy więc wszyscy, a nie tylko rynek kryptowalut, rozwijać lepszy i skuteczniejszy system recyklingu, zwłaszcza w krajach biedniejszych, rozwijających się, bo to będzie miało lepszy efekt dla wszystkich generowanych śmieci, a nie tylko tych związanych z kryptowalutami.

W kontrze do choćby bitcoina powstają waluty, które służą pożytecznym celom. Na przykład gridcoiny otrzymujemy wówczas, jeśli użyczymy mocy obliczeniowej swojego sprzętu badaniom naukowym. Sieć korzysta z naszych procesorów do odkrywania leku na raka czy AIDS, tworzenia np. mapy Drogi Mlecznej. Inna, o nazwie PURA, z góry przeznacza 10 proc. wykopanych monet na cele społeczne – a społeczność użytkowników wybiera, na co je przeznaczyć. Czy te „dobre, etyczne” kryptowaluty to przyszłość?

Twórcy kryptowalut szukają różnych możliwości, aby zachęcić do nich kolejnych ludzi. Poszukują więc w różnych obszarach i, jak widać, niektórzy odwołują się też do serca.

Zresztą już w kryptowalucie Stellar do 2019 roku był mechanizm, według którego 1 proc. generowanych automatycznie nowych jednostek trafiało na konta wskazane przez użytkowników Stellara. W domyśle miały to być organizacje non profit. Jednak opracowano system, który pozwalał to obejść i zamiast do nich, trafiały z powrotem do portfeli użytkowników. Zatem ludzka chciwość wygrała z dość naiwnymi, choć szczytnymi wizjami twórców Stellara. Dlatego ostatecznie wycofano się z tego rozwiązania. Ludzie patrzą na kryptowaluty przede wszystkim pod kątem finansowym. Myślę, że zdecydowana większość z nas woli rozdzielić tę sferę od działań charytatywnych. 

To co nas czeka? System bankowy przejmie kryptowaluty? 

Banki rynku krypto w obecnej postaci przejąć nie mogą, ale na pewno chcą tej technologii użyć dla siebie. Wiele banków centralnych pracuje teraz nad swoimi cyfrowymi walutami, więc za jakiś czas pewnie będą wdrażane w życie. Prawdopodobnie będą oparte na blockchainie, wykorzystując jego zalety w postaci choćby bezpieczeństwa systemu. Będą jednak scentralizowane i pod kontrolą banków centralnych, które będą mogły wskazać np. cel inflacyjny, a nawet emitować walutę o określonej dacie ważności.

Zatem w mojej opinii ta zmiana to nic dobrego, bo docelowo może skończyć się tak, że rządy we współpracy z bankami powiedzą: kryptowaluty są ok, ale tylko te gwarantowane przez bank centralny, natomiast pozostałe projekty są złe, wykorzystywane do prania brudnych pieniędzy i terroryzmu, więc muszą być zabronione.

Z drugiej strony wiele wydarzeń na świecie wskazuje na to, że wartość kryptowalut będzie rosła. Choćby inflacja skłania ludzi do ucieczki w ten rynek. Coraz więcej osób ma dostęp do sieci, a więc rośnie efekt skali. Wszystko to wskazuje, że jeśli nie stanie się żaden kataklizm, kryptowaluty pozostaną dobrą inwestycją. 

Rozmawiał Marek Szymaniak

Tomasz Waryszak – entuzjasta kryptowalut, śledzi rozwój technologii blockchain i rynek kryptowalut od 2011 roku. Przeszedł drogę od „górnika” do „tradera”. Ponadto jest zwolennikiem austriackiej szkoły ekonomii i wolności gospodarczej. W kryptowalutach upatruje szansy na wyzwolenie się społeczeństwa z wadliwego systemu finansowego i powrót do uczciwej wymiany wartości. Samouk. Z wykształcenia polonista i informatyk.

Słowniczek krypto za książką „Jak zarabiać na kryptowalutach”

Proof of work (z ang. dowód pracy) – algorytm konsensusu, w którym za zatwierdzenie transakcji w bloku odpowiedzialni są górnicy, czyli podmioty wykorzystujące sprzęt komputerowy do rozwiązania wymaganego przez sieć zadania kryptograficznego.

Proof of stake (z ang. dowód stawki) – algorytm konsensusu, w którym za zatwierdzenie transakcji w bloku odpowiedzialni są posiadacze określonej, odpowiednio dużej liczby jednostek kryptowaluty i to im przydzielane są ewentualne nowo wyemitowane jednostki.

Blockchain (z ang. łańcuch bloków) – zdecentralizowana i rozproszona baza danych w sieci internetowej, funkcjonująca w modelu peer to peer i zabezpieczona za pomocą silnej kryptografii. W uproszczeniu: blockchain jest programowym kręgosłupem, dzięki któremu kryptowaluty mogą funkcjonować bez żadnych centralnych jednostek czy administratorów.

Górnictwo (z ang. mining) – nazywane też wydobywaniem lub kopaniem kryptowalut to proces dokonywania obliczeń kryptograficznych potrzebnych do wygenerowania kolejnego bloku zawierającego transakcje w kryptowalutach opartych na modelu proof of work. Proces ten powiązany jest często z emisją nowych jednostek kryptowaluty. Trafiają one do górnika, któremu jako pierwszemu uda się znaleźć odpowiednią wartość funkcji dla określonych przez sieć parametrów. Sensem górnictwa jest zabezpieczenie kryptowaluty przed jej przejęciem i stanowi ono ekonomiczną zachętę do użyczania sieci mocy obliczeniowej.

Data: 21.01.2022

Zdjęcie główne: unsplash.com/Kanchanara