Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Do bardzo nietypowej sytuacji doszło podczas spotkania Krono-Plast Włókniarza Częstochowa z ebut.pl Stalą Gorzów. 7. wyścig dnia musiał zostać powtórzony, a w drugiej odsłonie pod taśmą zabrakło obu zawodników gospodarzy. To zdaniem wielu obserwatorów ustawiło cały mecz, a sędzia wcale nie musiał pierwszego podejścia przerywać. Do sytuacji w Magazynie PGE Ekstraligi odniósł się Leszek Demski.

 

Przypomnijmy, że gonitwa została przerwana, ponieważ przed startem ruszał się Jakub Stojanowski. Junior gości po pierwszym łuku był jednak na drugiej pozycji, a sędzia zdecydował się przerwać bieg. To nie wszystkim się spodobało, bo gospodarze prowadzili wówczas 4:2. – Rozgorzała dyskusja czy zyskał czy nie zyskał. Bieg zostaje przerwany, jeżeli zawodnik nie zatrzymał się przed podniesieniem taśmy i na pierwszym łuku jest przed zawodnikiem drużyny przeciwnej. Najpóźniej na wyjściu z łuku – tłumaczy Demski.

Żużel. Hampel nie widział szans na przegraną. „Nie było takiej opcji”

Żużel. Wilki w końcu złapały oddech. „Celem wciąż jest awans”

Zdaniem szefa sędziów, cała ta dyskusja jest jednak niepotrzebna, bo wyścig został przerwany z innego powodu. – Bieg musiał być przerwany, bo w tym konkretnym przypadku rozważamy, czy zawodnik dotknął taśmy czy nie, a nawet po obejrzeniu powtórek nie mamy takiej pewności. W pamięci mamy przecież mecz z Leszna, gdzie taśma zahaczyła o klocek opony i bieg nie został przerwany, a po wyścigu nie ma możliwości wykluczenia tego zawodnika Można dyskutować o momencie, w którym wyścig został przerwany, bo powinno się to stać natychmiast po starcie – wyjaśnia.

Do powtórki wyścigu 7. wyjechało już jednak nie czterech, a dwóch żużlowców. Zarówno Michelsen, jak i Drabik nie zmieścili się w czasie jednej minuty i zostali wykluczeni. Zdaniem Demskiego, innej decyzji być nie mogło. – Sędzia nie mógł zrobić nic innego, niż wykluczyć gospodarzy. Gdyby podjął inną decyzję, byłoby to karygodne i nie wiem, czy w tym roku by jeszcze posędziował – kończy Demski.