"Alarmuję, że firmy budowlane w naszym kraju odczuwają narastający dyskomfort związany z brakiem nowych zleceń. Proszę potraktować moje słowa bardzo poważnie. Budownictwo stanowi mniej więcej 1/10 polskiej gospodarki i pracuje w nim ok. 1,3 mln osób. Tu nie ma żartów" - napisał członek zarządu Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa Damian Kaźmierczak na platformie X.
Ekspert ekonomiczny DLA Piper zauważył, że w segmencie prywatnym "wciąż panuje silna dekoniunktura", w segmencie publicznym sytuacja jest zła, a luka inwestycyjna niebezpiecznie się pogłębia i wydłuża. Ekonomista wymienił trzy powody złej kondycji w branży budowlanej.
Jako pierwszy wskazał na spóźnione o kilkanaście miesięcy środki unijne. Chodzi o KPO i bud�et UE na lata 2021-2027. Według Damiana Kaźmierczaka środki trafiają na rynek zbyt wolno i "upłyną jeszcze długie tygodnie, zanim inwestycje współfinansowane z nowych funduszy UE wejdą w fazę realizacji". Drugim powodem jest to, że koalicja rządowa dokonuje rewizji wszystkich programów infrastrukturalnych i w wielu obszarach proces inwestycyjny "zamarł", a firmy nie wiedzą, na czym stoją. Natomiast trzeci powód jest taki, że wiele ambitnych programów infrastrukturalnych jeszcze nie ruszyło, ponieważ są w fazie niekończących się ustaleń.
W średnim i długim terminie perspektywy dla budownictwa niezmiennie są bardzo dobre, ale luki inwestycyjne powtarzające się w Polsce regularnie od wielu lat wpływają na funkcjonowanie branży budowlanej bardzo negatywnie. Co z tego, że budownictwo prawdopodobnie odbije po 2024 roku, jeśli silne spowolnienie z lat 2023-2024 będzie się ciągnęło za firmami budowlanymi przez długie miesiące? W tak zmiennym otoczeniu przedsiębiorstwa nie mogą działać i rozwijać się w sposób optymalny
- podkreślił członek zarządu Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa.
Damian Kaźmierczak ocenił, że dużą winę za taki stan rzeczy ponosi państwo, bo "to państwo kształtuje ramy funkcjonowania rynku budowlanego i zleca realizację strategicznych inwestycji infrastrukturalnych". Wymienił, że zawodzą przede wszystkim słaba komunikacja z rynkiem oraz "brak planowania i brak patrzenia w przód w oderwaniu od kalendarza wyborczego, które skutkują nieumiejętnym rozłożeniem inwestycji w czasie".
"W polskich warunkach inwestycje publiczne albo drastycznie wyhamowują i na rynku nie ma zleceń, albo projektów jest nadmiar i jedziemy na zderzenie ze ścianą, czyli w kierunku niebezpiecznej kumulacji inwestycji z brakiem ludzi, materiałów i rosnącymi cenami. Jak długo będziemy w ten sposób jako państwo funkcjonować?" - dodał ekonomista.