Statek cargo (drobnicowiec) pod banderą Antigui i Barbudy, znajdujący się około 80 mil morskich na południowy wschód od jemeńskiego Adenu, został trafiony rakietą - podała firma Ambrey, zajmująca się bezpieczeństwem na morzu oraz brytyjska agencja morska UKMTO (United Kingdom Maritime Trade Operations). Do ataku doszło późno w sobotę, poinformowano o nim w niedzielę.
Rakieta trafiła w przednią część statku, na którym wybuchł pożar. Udało się go ugasić. Ambrey w nocie podaje, że w kierunku statku wystrzelony został drugi pocisk, ale nie trafił. "Podczas zdarzenia osoby znajdujące się na pokładach małych łodzi w pobliżu otworzyły ogień do statku" - przekazuje Ambrey (cytujemy za Agencją Reutera). Nikt z załogi tej jednostki nie został ranny. Statek zmienił kurs, przyspieszył i skierował się do portu.
Na tym akwenie doszło do jeszcze jednego podobnego incydentu. Inna jednostka została zaatakowana około 70 mil morskich na południowy wschód od Adenu. Pocisk trafił ją w rufę (tylną część). I tam wybuchł pożar, na szczęście nikt nie został ranny.
Do ataku na statek pod banderą Antigui i Barbudy przyznali się rebelianci Huti. Ich bojówki kontrolują dużą część Jemenu, wspierane przez Iran. Od kilku miesięcy atakuje statki handlowe w tym rejonie w odwecie za izraelskie ataki w Gazie kierowane przeciwko Hamasowi (ale pociągające za sobą tysiące cywilnych ofiar). Rzecznik rebeliantów w nagranej wypowiedzi wideo stwierdził, że do napaści wykorzystano zarówno rakiety jak i drony - podaje agencja Associated Press.
Ma chodzić o jednostkę pod nazwą Norderney - sprawdziliśmy, według portalu Marine Traffic około 16:50 polskiego czasu znajdowała się wciąż w Zatoce Adeńskiej, płynąc w kierunku lądu, mniej więcej na wysokości Dżibuti. Pierwotnie (według danych Marine Traffic) jego celem miał być Bejrut w Libanie - by tam dotrzeć, musi przepłynąć Zatokę Adeńską, Morze Czerwone i Kanał Sueski.
Jak dodaje AP, Huti twierdzą, że zaatakowali też okręt wojenny i jeszcze jedną jednostkę na Morzu Arabskim, nie przedstawili jednak na to dowodów. AP zauważa, że rebelianci czasem przesadzają w twierdzeniach na temat swoich atak�w.
Jak pisaliśmy w sobotę, z powodu ryzyka ataków od kilku miesięcy jedna z najruchliwszych tras morskich na świecie, którą pływają statki z Azji do Europy, jest przez dużą część z nich omijana. Taką decyzję podjęły największe firmy zajmujące się morskim transportem kontenerowym, w tym Maersk. Zamiast tego opływają od południa Afrykę, co istotnie wydłuża czas podróży i jest jednym z czynników podbijających stawki frachtu morskiego.