Grzechy Las�w Pa�stwowych. Stworzy�y sie�, kt�ra wysysa �ycie z g�rskich las�w

Na zdj�ciach satelitarnych wida� g�sty las. Ale ju� prze�wietlony wi�zk� lasera wygl�da ca�kiem inaczej. Ka�dy jego kilometr kwadratowy przecinaj� dziesi�tki kolein, kt�rymi odp�ywa drogocenna woda. Ta woda mo�e zala� miasta i wsie.

We wtorek obfite deszcze na południu Polski doprowadziły do błyskawicznego wezbrania potoków, które zalały wiele wsi i miast, w tym centrum Bielska-Białej. Organizacje pozarządowe wskazują, że wycinka drzew w górskich lasach - w tym przeoranie ich drogami - przyspiesza spływanie wody i potęguje ryzyko powodzi.

Fundacja Dziedzictwo Przyrodnicze przygotowała raporty opisujące działalność Lasów PaństwowychFundacja Dziedzictwo Przyrodnicze przygotowała raporty opisujące działalność Lasów Państwowych fot. Gazeta.pl

Autostrady pośród lasu

Maj 2022 r. Zupełnie jakby ktoś wykopał okopy. Pośrodku lasu, kilkadziesiąt metrów od asfaltu prowadzącego do najlepszego hotelu w okolicy.

Tesle suną cicho do Arłamowa, a my stoimy na wylocie dróg zrywkowych, którymi z karpackich lasów wynajęci przez leśników ludzie wywożą stuletnie buki i jodły. Drzewa są ogromne, niektóre mają 45 metrów wysokości i 4,5 metra obwodu. Cała okolica jest ich pełna, to ewenement na krajową skalę. Obcować z olbrzymami w takiej liczbie człowiek może jeszcze tylko w Puszczy Białowieskiej. Kilka lat temu Fundacja Dziedzictwo Przyrodnicze (FDP) policzyła, że tylko na 19 tys. hektarów Pogórza Przemyskiego, które mogłyby stać się parkiem narodowym, rosną tysiące takich drzew.

Zobacz wideo Jak gawrują niedźwiedzie? Przerażające świadectwo przedstawiciela fundacji

Dokładnie 6500 mogłoby zostać pomnikami przyrody ze względu na swoje rozmiary. Trzeba tylko zgody lokalnych władz. FDP co jakiś czas o nią prosi i na razie udało się z dwoma jodłami. Pierwsza była Nadzieja, częściej zwana Celebrytką, którą burmistrz Ustrzyk Dolnych zobaczył dzięki temu, że wystawił na licytacji WOŚP-u swój dzień pracy. FDP zapłaciła za to spotkanie 4,4 tys. zł i zabrała go do lasu. Po spacerze burmistrz przekonał radnych, że dwa drzewa są warte ochrony. Przy sprzeciwie Lasów Państwowych, z nadleśniczym z Birczy Zbigniewem Kopczakiem na czele.

Lasy Pogórza Przemyskiego jak mało które miejsce w Polsce zasługują, by zostać parkiem narodowym - czemu od dekad sprzeciwiają się leśnicy. I przecinają teren kolejnymi drogami zrywkowymi, docierając do miejsc, gdzie drzewa wcześniej rosły niezagrożone.

- Tu w ogóle nie powinno być gospodarki leśnej, bo każda jej forma narusza bardzo delikatną równowagę tego miejsca - uważa Piotr Klub z Fundacji Dziedzictwo Przyrodnicze. - Ten las się samoreguluje, nie potrzebuje naszej pomocy, a każda ingerencja odbiera mu puszczański charakter i zamienia w zwykły las gospodarczy.

Wchodzimy do szerokiego zagłębienia. Brzegi sięgają do bioder, a pas spiętrzonej ziemi dzieli je na pół. Po obu stronach wzgórka odcisnęły się opony. Kiedy spadnie deszcz, woda zacznie wymywać z tych kolein błoto i różnica poziomów w drodze zrywkowej się powiększy. A że Karpatach spada z nieba trzy razy więcej wody niż wynosi polska średnia, to rynny erozyjne szybko się pogłębią. Deszcz wypłucze je do skały. Człowiek będzie mógł schować się w takiej dziurze po szyję. W końcu różnica poziomów stanie się tak duża, że czterotonowe ciągniki z silnikami diesla i turbodoładowaniem - spalają nawet 80 litrów w ciągu dnia pracy - sobie nie poradzą i szlak zrobi bezużyteczny.

- Zdarza się, że drogi zrywkowe są przejezdne jedynie przez krótki czas. Czasami tylko raz - mówi Radosław Michalski, prezes Fundacji Dziedzictwo Przyrodnicze.

Kiedy droga staje się nieprzejezdna, leśnicy wycinają obok pas drzew i wytyczają kolejny szlak. A potem kolejny i kolejny, i tak nawet kilkadziesiąt razy. W ten sposób powstają autostrady rynien erozyjnych. Takie miejsce widać na obrazie poniżej - każda bruzda na zboczu to kolejna droga zrywkowa:

embed

Laserem przez liście

Z asfaltu tego wszystkiego nie widać, nawet na zdjęciach satelitarnych porastający Pogórze Przemyskie las wydaje się nieprzebrany. Widok na to, co dzieje pod koronami drzew, daje dopiero obraz stworzony przez LIDAR (Light Detection and Ranging), pochodzący z lotniczego skanowania laserowego.
Na tych zdjęciach widać, że szlaki zrywkowe w karpackich lasach przypominają układ krwionośny, w którym da się wyszczególnić każdą żyłkę. - Tylko, że efekt jest odwrotny - mówi Klub. - Drogi zrywkowe wysysają z lasu życie.

Po deszczu woda, zamiast przenikać do niższych warstw gleby, bardzo szybko spływa szlakami zrywkowymi do potoków. - To olbrzymi problem. Las traci wodę, a w przypadku deszczów nawalnych rośnie ryzyko powodzi błyskawicznych - tłumaczy Klub.

Dokładnie coś takiego wydarzyło się we wtorek 4 czerwca w Bielsku-Białej.

Pójdźmy śladem wody. Nie tylko ona szybko znika z lasu. Razem z nią spływa pourywana i wypłukana gleba, czyli sedyment. Trafia do potoków, a później do rzek i je wypłyca. Więcej wody i płytsze rzeki to większe ryzyko powodzi.

Michalski przypomina sobie Wielkanoc 2009 r., gdy w Birczy lało jak z cebra. - Mały potoczek Stupnica momentalnie rozlał się po okolicy i zalał ludziom gospodarstwa. Z powodu zmian klimatu takich skrajnych zjawisk pogodowych będzie coraz więcej. Jeśli las nie zatrzyma wody, jeśli sedyment wypłukiwany z dróg zrywkowych będzie wypłycał potoki i rzeki, to mamy gotowy przepis na katastrofę - mówi Michalski.

W skali globalnej związek między gospodarką leśną, w tym ze szlakami zrywkowymi, a maksymalnymi przepływami wody został najlepiej zbadany w Górach Kaskadowych w Oregonie. Przyglądający się temu obszarowi naukowcy stwierdzili, że sieć dróg leśnych może przyczyniać się do zwiększenia przepływów katastrofalnych powodzi nawet o kilkanaście procent. Obliczyli też, że w okresie następującym bezpośrednio po wycince największe powodzie mogą zdarzać się nawet cztery razy częściej.

Z innych badań wynika, że las po wycince potrzebuje 80 lat, żeby naprawić zaburzony system hydrologiczny, a osuwanie się ziemi na drogach leśnych może być nawet 350 razy większe niż w lasach od nich wolnych.

Powyższe wnioski niekoniecznie muszą odnosić się do lasów w polskiej części Karpat. Tutaj podobnych badań nikt do tej pory nie robił.

Tak samo jak niemal nikt nie zajmował się regeneracją gęstej sieci szlaków zrywkowych. - Erozję można by wyhamować specjalnymi płotkami, ale żeby to zrobić, tylko w 15 nadleśnictwach, którym się przyjrzeliśmy, trzeba wydać 3 mld zł - mówi Michalski. - Musimy działać jak najszybciej. Postulujemy zakaz wytyczania nowych dróg zrywkowych i ochronę górskich potoków. Jeśli zakaże się wycinek do 30 metrów od cieków wodnych, to zwalone i spróchniałe drzewa stworzą naturalny bufor dla wody. I ta woda dłużej zostanie w lesie - dodaje Michalski.

Wśród innych działań naprawczych, które zdaniem jego fundacji powinny rozpocząć Lasy Państwowe, Michalski wymienia uruchomienie przetargów na zatrzymywanie wody i przeciwdziałanie erozji, a także wprowadzenie monitoringu erozji, spływu wody w zlewniach leśnych i odwodnienia gruntów rowami melioracyjnymi i przydrożnymi. Lasy Państwowe wiedzą o korzyściach z zabudowy i przegradzania szlaków zrywkowych, jednak wykonuje się to w ramach specjalnych, pojedynczych projektów, a nie jako powszechną praktykę.

42 km dróg zrywkowych na kilometrze kwadratowym

Wracamy do projektowanego Turnickiego Parku Narodowego w grudniu 2023 r. Piotr Klub prowadzi nas do fragmentu lasu, który jest trudniej dostępny. Po zwalonej kłodzie przechodzimy nad niewielkim potokiem i docieramy na przykrytą śniegiem pustą przestrzeń. Prawie pustą - co kilkanaście metrów wyrasta z niej kilka drzew. Potem przerwa i kolejne drzewa.

Tak wygląda rębnia stopniowa. Leśnicy nie wycinają całej powierzchni wydzielenia (czyli fragmentu lasu), tylko dobierają się do niego przez wiele lat po kawałku. A skoro działają w wielu miejscach równocześnie, muszą się do każdego z nich dostać. Wytyczają więc kolejne szlaki zrywkowe. - W ten oto sposób las umiera po cichu. Po kawałeczku - mówi Klub.

Sieci dróg zrywkowych w 15 nadleśnictwach wschodniej części polskich Karpat przyjrzał się w 2018 r. dr Andrzej Affek. Z jego badań wynika, że na jednym kilometrze kwadratowym tych nadleśnictw istnieje ponad 12 km szlaków zrywkowych. Większą gęstość dróg leśnych mają tylko na intensywnie eksploatowane lasy Borneo.

Rekordowe wydzielenie odkryto w Nadleśnictwie Lesko. Na jednym kilometrze kwadratowym leśnicy wytyczyli tam 42,51 km szlaków zrywkowych. Dla porównania całkowita długość szlaków turystycznych w całym Bieszczadzkim Parku Narodowym to 137 km.

Cała sieć dróg zrywkowych na gruntach leśnych Lasów Państwowych na terenie badań Affek oszacował na ponad 30 tys. km. Gdyby połączyć je w jedną linię, mogłaby opasać trzy czwarte kuli ziemskiej.

A gdyby przyjąć, że droga zrywkowa ma przeciętnie cztery metry szerokości, to gdyby zsumować powierzchnię wszystkich szlaków zbadanych przez Affka, miałyby one wielkość 20 tysięcy boisk piłkarskich. Prawie całość lasów objętych badaniami to lasy glebo- i wodochronne.

I jeszcze jedno porównanie: rezerwaty zajmują dziś 1,6 proc. powierzchni lasów zarządzanych przez LP. Z opracowania Affka wynika, że powierzchnia dróg zrywkowych w karpackich lasach jest trzy razy większa.

- Dane są jeszcze bardziej szokujące, gdy uświadomimy sobie, że wszystkie nadleśnictwa ujęte w badaniu przynoszą straty - mówi Radosław Michalski, prezes Fundacji Dziedzictwo Przyrodnicze.

190 milionów dopłat

Podkarpackie nadleśnictwa nie utrzymałyby się bez wsparcia centrali. Na ich dalsze istnienie, na wycięcie każdego wielkiego drzewa w miejscu, w którym mógłby istnieć park narodowy, zrzucają się nadleśnictwa z całej Polski. Pula środków nazywana jest Funduszem Leśnym.

Nierentowność wycinek w karpackich lasach wynika z faktu, że zrywki drzew wyglądają tu zupełnie inaczej niż w nizinnych monokulturach sosnowych. Wjazd do lasu jest trudny, poruszanie się drogami zrywkowymi przeradza się dla operatorów ciężkiego sprzętu w koszmar. Muszą oni pokonywać strome, błotniste wąwozy, z którymi nie radzą sobie nawet owinięte łańcuchami szerokie opony. Potrzeba więcej paliwa, czasu i ludzi. Praca jest niebezpieczna i słabo płatna. Z badań wynika, że młodzi mieszkańcy Pogórza Przemyskiego nie wiążą z nią przyszłości.

Mimo tego w 2010 r. pozyskanie drewna z tego terenu wynosiło 4,62 m sześc., na hektar. To o 1,5 m sześc., więcej niż średnia w 28 państwach członkowskich UE w 2010 r. - Od tamtego czasu nic się nie zmieniło. Wciąż wycina się bardzo dużo, bo według Lasów Państwowych wiele drzew wkroczyło w tzw. wiek rębności. Z biologicznego punktu widzenia mogłyby rosnąć jeszcze kilkaset lat, ale dla leśników 100-letnie buki są już wystarczająco dojrzałe. A żeby je z lasu wydostać, nadleśnictwa, które przynoszą straty, budują za ogromne pieniądze nowe drogi. Niektóre utwardzają, pokrywają asfaltem i zamykają szlabanami, więc nie są niedostępne dla zwykłych ludzi - mówi Michalski.

Brakuje dokładnych danych, które odpowiedziałyby na pytanie, ile wynoszą dopłaty dla nadleśnictw Pogórza Przemyskiego - wiemy, że w latach 2015-16 były to kwoty rzędu kilku mln zł.

Wiadomo natomiast, ile pieni�dzy popłynęło do trzech nadleśnictw stanowiących otulinę Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Z analizy wykonanej w 2019 r. przez Fundację Dziedzictwo Przyrodnicze wynika, że w latach 2012-2018 nadleśnictwa z Cisnej, Lutowisk i Stuposianów otrzymały z centrali 190 mln zł, a wniosły do niej 36,5 mln. To oznacza, że w ciągu siedmiu lat przyniosły 150 mln strat.

Zadaliśmy Lasom Państwowym pytania dotyczące dróg zrywkowych. Do chwili publikacji tego tekstu nie otrzymaliśmy odpowiedzi.   

Wi�cej o: