Bunt rolnik�w. W�ciek�o�� ma r�ne odmiany, ale jest jeden punkt wsp�lny. I powa�ne ryzyko

Maria Mazurek
Kilometry traktor�w blokuj� drogi, protesty odbywaj� si� w europejskich stolicach. Co wa�ne, nie jest to ruch odg�rnie skoordynowany, po prostu jeden przyk�ad nap�dza kolejne. Rolnicy s� w�ciekli i zacz�li dawa� temu bardzo silny wyraz. O co chodzi?

Hiszpania, Cypr, Włochy, Bułgaria, Francja, Belgia, Rumunia, Grecja, Szwajcaria, Niemcy, Holandia, Malta, Irlandia. Przez Europę przelewa się ogromna fala rolniczych protestów. Obecne są oczywiście także w Polsce. Najnowsza odsłona rusza w piątek i zapowiadana jest z rozmachem - według informacji podawanych przez NSZZ Rolników Indywidualnych "Solidarność" demonstracje planowane są w ponad 250 miejscach w naszym kraju. 

Rolnicy protestują. "Koalicja traktorów" ma różne oblicza. Ale na celowniku Zielony Ład 

Pierwsza była Holandia, jeszcze w zeszłym roku. Co zapewne nie bez znaczenia, był to rok wyborczy i tym razem problemy podnoszone przez rolników przykuły uwagę polityków, a rolnicza partia zdobyła kilka miejsc (5 proc.) w izbie niższej parlamentu (wygraną wyborów była skrajnie prawicowa partia populisty Geerta Wildersa, na świecie najbardziej kojarzona z antyimgracyjnymi i antyunijnymi hasłami). Wcześniej, w marcu zeszłego roku, Ruch Rolnik-Obywatel (BBB) zdobył najwięcej miejsc w wyborach do senatu - a to partia założona ledwie w 2019 roku. Holenderskim rolnikom chodziło przede wszystkim o azot. W 2019 roku właśnie władze kraju uznały, że należy ograniczyć jego emisję, przede wszystkim poprzez zmniejszenie pogłowia bydła, nawet aż o połowę. Przez lata odwlekano egzekwowanie przepisów, ale temat wrócił. Tymczasem Holandia to kraj, w którym hodowla krów to duża część rolnictwa i istotna gospodarki w ogóle. 

Zobacz wideo Szymon Malinowski: Obcięcie dopłat do paliw kopalnych wymusi ograniczenie emisji CO2 i nie tylko

Później, także w zeszłym roku, polscy rolnicy zaczęli protestować przy granicy z Ukrainą. Powód tym razem był zupełnie inny. Poszło o napływ produktów rolnych z Ukrainy, na które Unia Europejska zniosła cła - to ma być jedna z form wsparcia dla ukraińskiej gospodarki w czasie agresji militarnej Rosji na ten kraj. Na początku stycznia traktory wyjechały masowo na ulice Niemiec, potem Francji, a także Belgii. W ubiegłym tygodniu Brukselę, w czasie unijnego szczytu, zablokowały setki maszyn, przed siedzibą unijnych instytucji (PE) w ruch poszły fajerwerki, jajka, a nawet kamienie. 

Protest rolników w Belgii, 1 lutego 2024 r.Protest rolników w Belgii, 1 lutego 2024 r. Fot. REUTERS/Yves Herman

Protest rolników w Belgii, 1 lutego 2024 r.Protest rolników w Belgii, 1 lutego 2024 r. Fot. REUTERS/Yves Herman

W każdym z krajów, w których odbywają się protesty, pojawiają się lokalne, specyficzne elementy. W Niemczech zapowiadana jest reforma podatkowa, która dotknie rolników i zniesienie dopłat do paliwa dla nich, w Hiszpanii podnoszony jest zarzut niewystarczającego wsparcia w czasie wielkiej suszy, w Belgii, podobnie jak w Holandii, kwestia redukcji azotu i metanu. W Polsce i Rumunii przede wszystkim to wspomniany już ukraiński eksport. Wydawałoby się, że ta "koalicja traktorów" (to określenie, które przytacza brukselski dziennikarz Tomasz Bielecki) zajmuje się bardzo różnymi tematami. Ale jest coś, co rolników z wszystkich tych państw łączy. 

Protest rolników w Hiszpanii, 7 lutego 204 r.Protest rolników w Hiszpanii, 7 lutego 204 r. Fot. REUTERS/Eva Manez

Protest rolników w Grecji.Protest rolników w Grecji. Fot. REUTERS/Alexandros Avramidis

- Protesty toczą się wokół jednego głównego problemu - to brak akceptacji sposobu, w jaki wprowadzana jest obecna Wspólna Polityka Rolna, przede wszystkim w zakresie Europejskiego Zielonego Ładu. W każdym z krajów UE rolnicy mają podobne problemy - wzrost kosztów produkcji, duże wahania cen płodów rolnych, napływ tanich produktów rolnych z Ukrainy. To wszystko razem, wraz z obciążeniami, przelało czarę goryczy rolników. Uznali, że nie są w stanie wszystkich tych wyzwań udźwignąć. W największym skrócie: chodzi o zmniejszające się dochody rolników przy rosnących wymaganiach ze strony zapisów Zielonego Ładu - wyjaśnia w rozmowie z Next.gazeta.pl prof. Paweł Chmieliński, który kieruje Zakładem Integracji Europejskiej Instytutu Rozwoju Wsi i Rolnictwa Polskiej Akademii Nauk. 

Europejski Zielony Ład nie jest niczym nowym. Ogólne, podstawowe założenia poznaliśmy w 2019 roku. To inicjatywa, która za pomocą różnych działań redukujących emisję gazów cieplarnianych ma doprowadzić do neutralności klimatycznej UE do 2050 roku. Dotyczy to także rolnictwa, które przez długi czas pozostawało poza celownikiem, bo wcześniej skupiano się raczej na energetyce. Dlaczego zatem ten znany już pakiet teraz wypłynął na agendę protestów? Projekt wszedł w etap realizacji, w rolnictwie poprzez plany strategiczne Wspólnej Polityki Rolnej i szereg instrumentów, w tym tzw. ekoschematy. - Start każdego wieloletniego budżetu UE, także w zakresie polityki rolnej, wiąże się z nową porcją biurokracji. Rolnicy narzekają na te obciążenia administracyjne, na to, że trudno jest spełnić wszystkie wymogi, by dostać unijne środki - mówi prof. Chmieliński.

Protest rolników w Hiszpanii, 7 lutego 2024 r.Protest rolników w Hiszpanii, 7 lutego 2024 r. Fot. REUTERS/Nacho Doce

Wszystko powinno działać tak, by rolnicy dostali rekompensatę za dochody utracone w wyniku wprowadzania zielonej transformacji. Tyle że to się nie dzieje. Farmerzy podkreślają, że silnie wzrosła inflacja, w tym ceny energii, a także surowców. - Przez lata Wspólna Polityka Rolna pokazywała jeden kierunek modernizacji, tworzący z rolników przedsiębiorców, promujący nastawienie na komercjalizację, industrializację i ekspansję. Do tego zachęcały na przykład dopłaty bezpośrednie. Teraz w UE mamy odwrót od takiego myślenia, ale jest on czasochłonny i kosztochłonny. Wspólna Polityka Rolna powinna rekompensować te działania w dochodach rolników i tak też została pomyślana, ale przy gwałtownym wzroście kosztów działalności to jest już nieaktualne - zauważa ekspert Instytutu Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN.

Potwierdzają to sami rolnicy. - Zmiana klimatu powoduje coroczną suszę i coraz większą niepewność jakie będą wyniki uprawy. Wysoka inflacja, wzrost kosztów energii, paliw i środków produkcji rolnej przy jednoczesnym spadku cen płodów rolnych spowodowanym napływem produktów spoza UE prowadzi do tego, że uprawa staje się nieopłacalna - wylicza rolniczka Iwona Śliczna. - Nikt na to w ostatnich latach nie reagował. Rolnicy czują się porzuceni, osamotnieni i pozbawieni wsparcia. Politycy przypominają sobie o nich tylko wtedy, gdy przychodzą wybory. A na co dzień, zamiast pomocy, mamy coraz większą biurokrację i lekceważenie naszych problemów - gorzko zauważa. Iwona Śliczna przez 30 lat z mężem prowadziła 10-hektarowe certyfikowane gospodarstwo ekologiczne w gminie Bąków w województwie opolskim. Teraz mówi, że po ostatniej kontroli małżeństwo zakończy tę działalność. 

Ursula von der Leyen się łamie

Jednym z punktów zapalnych w ramach wdrażana Zielonego Ładu w rolnictwie był zapis Wspólnej Polityki Rolnej (WPR), w uproszczeniu nakładający obowiązek ugorowania 4 proc. ziemi (pozostawienie części ziemi odłogiem ma sprzyjać zwiększaniu bioróżnorodności). Wydaje się, że to niedużo, ale dla wielu gospodarstw przy wyzwaniach związanych z kosztami produkcji byłoby bolesne. I tutaj rolnicy wygrali - Komisja Europejska się ugięła i zaproponowała odstępstwa dla rolników w tym roku. Bruksela ustąpiła w jeszcze jednej kwestii. Ursula von der Leyen zapowiedziała w tym tygodniu wycofanie projektu o zakładającego zmniejszenie wykorzystania pestycydów o połowę do końca dekady. 

To nie koniec. W czasie, gdy trwały protesty rolników, KE zaprezentowała nowy, ambitniejszy cel zmniejszenia emisji gazów cieplarnianych do 2040 roku. Z projektu wypadł jednak (w ostatniej chwili, jak podaje Tomasz Bielecki) opis, jak ma się do tego przyczynić rolnictwo oraz zapis o redukcji emisji azotu i metanu o 30 proc. do 2030 roku. 

Na ustępstwa na poziomie lokalnym poszedł także rząd Francji, przedstawiając rolnikom szeroki pakiet rozwiązań, w tym dotyczących konkurencji żywnościowej z krajów spoza UE oraz pestycydów (żadne nie będą w tym kraju zakazywane, dopóki taki zakaz nie pojawi się na poziomie unijnym) oraz pomocy finansowej i pożyczek. 

Ogólnie temat jest trudny, a emocje mu towarzyszące ogromne. Przy takiej kombinacji często pojawia się zainteresowanie polityków ze skrajnych opcji, którzy próbują przejąć narrację w debacie publicznej. I tak jest tym razem. Ze strony skrajnej prawicy na poziomie unijnym już pojawił się pomysł zniesienia Europejskiego Zielonego Ładu. Zaproponował to jeden z belgijskich europosłów - podaje francuska redakcja portalu Euractiv.

Czy to znaczy, że rolnicy mogą "wysadzić" Zielony Ład? Według prof. Pawła Chmielińskiego nie ma takiego ryzyka. Jednak powodzenie tego projektu jest jego zdaniem związane z prawidłowym podejściem do szacowania kosztów środowiskowych działalności rolniczej, które muszą być potem zrekompensowane w ramach Wspólnej Polityki Rolnej.

- W tych protestach rolnicy mają dużo racji. Nie chodzi po prostu o uzyskanie jakichś podwyżek czy obronę swojego status quo, a o potrzebę dialogu. W rolnictwie dużo się zmieniło, także w Polsce. Zajmują się nim ludzie młodszego pokolenia, przedsiębiorczy i profesjonalni, wiedzą dokładnie czego chcą. Godzą się na Zielony Ład, ale muszą wiedzieć, że podjęty trud transformacji będzie się im opłacał, ponieważ ich działalność może jednym ze skutecznych rozwiązań dla kryzysu klimatycznego - podkreśla ekspert. 

Wtóruje mu Paulina Sobiesiak-Penszko z Instytutu Spraw Publicznych, ekspertka Koalicji Klimatycznej. - Wprowadzanie rozwiązań prośrodowiskowych wymaga odpowiedniego przygotowania i szeroko zakrojonej polityki informacyjnej. Tymczasem jej brakuje. To sprawia, że Europejski Zielony Ład staje się synonimem opresyjnego i biurokratycznego systemu, a nie rozwiązań niezbędnych z punktu widzenia bezpieczeństwa żywnościowego i odpowiedniej jakości żywności. Problem nie leży więc w tym, że rolnicy są przeciwni ochronie środowiska. To grupa, która bardzo dobrze widzi wyzwania związane na przykład z przenawożeniem czy stosowaniem nadmiernej ilości antybiotyków w hodowli. Ale spóźniliśmy się z przygotowaniem rolników do transformacji. Musimy to jak najszybciej nadrobić. 

To wszystko dzieje się w roku wyborczym w UE, w czerwcu odbędą się wybory do Parlamentu Europejskiego. - Protesty mogą być wygaszone poprzez rzetelną informację i dialog, który wyeliminuje głosy radykalne. Ta radykalizacja może też zagrozić sprawie ukraińskiej, jeśli w wyniku wyborów do europarlamentu do władzy zostaną wyniesieni populiści. Obecnym problemem napływ tanich produktów rolnych z Ukrainy i potrzeba regulacji tego procesu. Niektóre środowiska zgłaszają zaś postulat całkowitej blokady granic - skutkiem może być nie tylko problem rolniczy, ale i geopolityczny - podkreśla prof. Paweł Chmieliński. 

Protest rolników w Szwajcarii.Protest rolników w Szwajcarii. Fot. REUTERS/Cecile Mantovani

Wi�cej o: