"Bardzo nalegam na to, �eby te fundusze by�y wi�ksze". Komisarz Wojciechowski o �rodkach z UE

Zielony �ad jest dobry dla rolnik�w - zapewnia komisarz do spraw rolnictwa Janusz Wojciechowski. Problem polega wed�ug niego na tym, �e do rozwi�za� dobrych dla Wsp�lnej Polityki Rolnej do��czono elementy kontrowersyjne.

DW:  Panie Komisarzu, jak Pan bilansuje swój czas w Brukseli?

Janusz Wojciechowski: Pozytywnie. Przez dwie dekady byłem i wciąż jeszcze jestem uczestnikiem bardzo ważnych wydarzeń, które bardzo wzmacniają i Polskę, i całą Unię. Mówię o rolnictwie, bo Wspólna Polityka Rolna to bardzo ważna część tego wielkiego projektu, jakim jest Unia Europejska. Polityka, która sprawdziła się przez ponad 60 lat w Europie Zachodniej i sprawdziła się w dziesięciu krajach, które przystąpiły do Unii w 2004 roku. Polska skorzystała z ogromnych funduszy, 78 miliardów euro. Przeliczyłem to. Polska ma małe gospodarstwa rolne, średnio 11 hektarów, ale każde z tych statystycznych gospodarstw otrzymało w tym czasie 60 tysięcy euro.

Myślę, że nie wszyscy uważają Wspólną Politykę Rolną za dobry instrument, bo to chyba najdroższy instrument Unii?

Jak się patrzy na wielkość tych funduszy, to one oczywiście są ogromne…

A w procentach?

To jest 0,4 procent unijnego PKB, produktu krajowego brutto.

A jaki to procent pieniędzy, którymi Unia dysponuje?

W tej chwili to już mniej niż jedna trzecia unijnego budżetu. Kiedyś było dużo więcej niż połowa wszystkich funduszy, teraz około 30 procent. I to są fundusze dobrze inwestowane, bo w bezpieczeństwo. Większość państw Unii to członkowie NATO, zobowiązani wydawać na obronność minimalnie dwa procent PKB. Nie będzie jednak bezpieczeństwa obronnego, jeżeli nie zapewnimy bezpieczeństwa żywnościowego, a na nie wydajemy 0,4 procent PKB.

Bardzo nalegam na to, żeby te fundusze były większe, ponieważ rolnicy stają w obliczu coraz większych wyzwań, które powoduje klimat. Mamy bowiem nasilenie różnych katastrof naturalnych. Powodzie i susze są już permanentne, a ostatnio mieliśmy przymrozki czy wręcz mrozy, które spowodowały straty w sadach. Rolnicy się z tym mierzą.

Na co wydałby Pan więcej pieniędzy?

Przede wszystkim na pomoc kryzysową, tego najbardziej potrzeba. Jeśli ma być zachowany wspólny rynek, nie powinna być to pomoc udzielana przez kraje członkowskie. Powinniśmy mieć na to mocny fundusz europejski i w kryzysowych sytuacjach sprawiedliwie nim dysponować.

Tymczasem budżet Wspólnej Polityki Rolnej się zdewaluował. Udział tych funduszy w dochodach rolników się zmniejsza, a powinien być przynajmniej stabilny. Potrzeba większego budżetu rolnego jest moim zdaniem oczywista i mam nadzieję, że kraje członkowskie to zrozumieją i zgodzą się na zwiększenie tego budżetu.

Co się Panu nie udało?

Przeważają raczej rzeczy, które się udały. Udało się zwiększyć budżet Wspólnej Polityki Rolnej o 22 miliardy euro. Polska, która wcześniej bardzo mocno odstawała, ma już dzisiaj poziom dopłat bezpośrednich na średnim poziomie unijnym. Najpierw pandemia, a potem wojna Rosji przeciw Ukrainie bardzo mocno dotknęły rolnictwo. Trzeba było bardzo szybko uruchamiać różne możliwości pomocy i to się działo.

Ale ja pytam, co się nie udało?

Może ja nie odpowiadam za to bezpośrednio, ale mamy kryzys małego przetwórstwa. Rolnictwo zbyt mocno uzależniło się od wielkich firm przetwórczych, a nie jest dla nich równorzędnym partnerem. To widać zwłaszcza  w Polsce. Małe gospodarstwa z jednej strony, a z drugiej wielkie zakłady przetwórcze. Za mało jest zakładów małych, lokalnych, brakuje równowagi. Zdecydowanie trzeba ją przywrócić.

Przez wzmacnianie lokalnego przetwórstwa czy przez hamowanie wielkich koncernów?

Przede wszystkim przez tworzenie małych przetwórni. Małych masarni, zakładów przetwarzających owoce. I z udziałem rolników. W planie odbudowy są na fundusze ten cel. Najlepszą formą byłyby zakłady spółdzielcze. Tak jak to funkcjonuje w mleczarstwie, któremu najlepiej się udało zachować kontrolę nad przetwórstwem w Polsce.

Druga rzecz, która się do tej pory nie udała, to zmniejszenie różnic między miastem a wsią. Na mocno zurbanizowanym Śląsku nie są one wielkie, ale jak się pojedzie głębiej w Polskę czy na jej wschód, widać, jak duże jest tam na przykład wykluczenie komunikacyjne.

Jest Pan ostatnio często pokazywany w kontekście Zielonego Ładu, który zachwalał Pan jako wynalazek Prawa i Sprawiedliwości. Pańska partia odcina się teraz od niego.

Problem polega na tym, że ci, którzy o nim mówią, często mają na myśli bardzo różne rzeczy. Zielony Ład to jest wielki projekt obejmujący różne sprawy, od technologii wodorowych, poprzez czyste powietrze, aż po sprzedaż bezpośrednią na lokalnym rynku. Ja zachwalałem i nadal zachwalam kilka elementów zielonej transformacji Wspólnej Polityki Rolnej, które zostały wprowadzone i zaczynają dobrze działać.

Jakie?

Wsparcie dla małych i średnich gospodarstw. Trzeba je podtrzymywać i bardzo dobrze, że jest płatność redystrybucyjna, która im pomaga.

Fundusze na dobrostan zwierząt dla rolników, którzy podwyższają standardy chowu zwierząt. To najlepsza forma wspierania hodowców, prawie sto tysięcy polskich rolników już z niej korzysta.

Gospodarstwa ekologiczne. To ogromna szansa, zwłaszcza dla małych gospodarstw rolnych, które nie mają szans w konkurencji konwencjonalnej. A w ekologicznej mogą znaleźć swoje miejsce. Tym bardziej, że zapotrzebowanie na żywność ekologiczną rośnie.

Krótki łańcuch dostaw, czyli skracanie drogi od pola do stołu, przybliżanie i wspieranie przetwórstwa do rolników.

I wreszcie sprzedaż bezpośrednia lokalnych towarów na lokalnym rynku. Zdrowa żywność wprost od rolnika. Nie mogą być tylko supermarkety. 

To są te zielone elementy, które promowałem i wprowadzałem. Dobrze działają, rolnicy je popierają. Nigdy więc się nie wycofam z poparcia dla nich.

Natomiast jest kilka elementów Zielonego Ładu, które zostały wprowadzone do Wspólnej Polityki Rolnej z innych obszarów. I to one zostały uznane przez rolników za zbyt restrykcyjne.

Konkretnie?

Symbolem jest ugorowanie czterech procent gruntów…

Czy tego nie robiono już w średniowieczu? Nie na tym polegała trójpolówka?

Nie trzeba sięgać do średniowiecza. Ja się wychowałem na wsi, w gospodarstwie rolnym. Zawsze była szatkownica pól i dużo miedz, które były schronieniem dla zwierząt.

Rolników dotknęły nie te propozycje, bo takie działania są potrzebne, ale to, że poczuli się zmuszani do nich, bo groziło im zmniejszanie dopłat bezpośrednich. I ja ich doskonale rozumiem.

Bardzo szybko działaliśmy, żeby to zmienić. To był chyba legislacyjny rekord Europy. Propozycje zmian tych restrykcyjnych przepisów przedstawiłem na radzie unijnych ministrów do spraw rolnictwa w końcu lutego. Kraje członkowskie szybko się na nie zgodziły. Legislacyjną propozycję Komisji Parlament Europejski przyjął na ostatniej sesji. W ciągu dwóch miesięcy zostały wprowadzone poważne zmiany i rolnicy już nie będą przymuszani do tych zbyt restrykcyjnych ich zdaniem praktyk ekologicznych.

Ale będą do nich zachęcani. Moje podejście jest bowiem takie, że jeżeli chcemy od rolników, by więcej robili na rzecz środowiska, klimatu, zrównoważonego rolnictwa, to powinniśmy do tego motywować ich finansowo, rekompensować im koszty tych przedsięwzięć, ale nie zmuszać do tego. Przez dobrowolność osiągniemy więcej niż przez przymus.

Panie Komisarzu, jest jasne, że komisarzem już Pan nie będzie. Rząd Pana nie wyślę, a Pańska partia też już postawiła na kogoś innego i nie wysłałby Pana, gdyby to od niej zależało. Jakie ma Pan plany?

Zobaczę, przyszłość pokaże. Na razie mam jeszcze ponad pół roku mandatu do końca i to będzie okres dla mnie najważniejszy. Chcę pozostawić propozycje rozwiązań, wizję Wspólnej Polityki Rolnej przyszłości.

Ale jeszcze podczas tej kadencji Komisji chcę też doprowadzić do bardzo ważnych zmian, zapowiadanych zresztą nie przeze mnie, ale przez całą Komisję, które wzmocnią pozycję rolników w łańcuchu dostaw. Bardzo zależy mi na przykład, żeby w całej Unii obowiązywał zakaz płacenia rolnikom za ich produkty poniżej kosztów produkcji, co się niestety zdarza.

A co do mojej osobistej przyszłości, to myślę, że wiedza, którą zdobyłem, ogromny ogląd sytuacji w rolnictwie i europejskim, i światowym, będzie w jakiś sposób będzie wykorzystana na poziomie eksperckim.

A czy ma Pan zagwarantowane dotrwanie do końca kadencji? Rząd nie zamierza Pana odwołać?

Rządy nie odwołują komisarzy.

Znam przypadek czeskiego komisarza Pavla Teliczki, który został odwołany, dlatego że były premier postanowił zostać komisarzem.

Wezwania do dymisji padały z ust kilku polityków. Natomiast nigdy nic takiego nie słyszałem ze strony rolników. I to jest dla mnie najważniejsze.

A ze strony rządu?

Mówił o tym swego czasu Donald Tusk, ale gdy jeszcze nie był premierem. Mówił o tym Władysław Kosiniak-Kamysz, gdy już był wicepremierem. Ale ja nie powinienem słuchać tego rodzaju apeli, bo komisarze są niezależni od rządów krajów, które reprezentują.

To prawda.

Myślę, że mam dzisiaj pełne zaufanie rolników. Mogę to powiedzieć, bo jestem z nimi w stałym kontakcie. Nawet z tymi protestującymi. W Szczecinie usłyszałem od nich poparcie dla tego, co zrobiłem do tej pory i dla tego, co zamierzam jeszcze zrobić. Będę wypełniał swój mandat do końca kadencji Komisji.

Dziękuję Panu bardzo.

Rozmowa przeprowadzona 1 maja 2024 roku w Czeskim Cieszynie, podczas festiwalu filmowego "Kino na granicy"

Prawnik Janusz Wojciechowski (rocznik 1954) jest od 2019 roku komisarzem Unii Europejskiej do spraw rolnictwa. Przedtem był audytorem Europejskiego Trybunału Obrachunkowego (od 2016), europosłem (od 2004), dwukrotnie posłem i raz wicemarszałkiem Sejmu, prezesem Najwyższej Izby Kontroli (1995-2001), a także prezesem Polskiego Stronnictwa Ludowego (2004-5). Od 2010 roku jest członkiem Prawa i Sprawiedliwości.

Artykuł pochodzi z serwisu Deutsche Welle. 

 
Wi�cej o: