Morawiecki sieje dezinformacj� ws. procedury nadmiernego deficytu. Prostujemy [M�WIMY: SPRAWDZAM]

Mateusz Morawiecki wini koalicj� rz�dz�c� za stan finans�w publicznych i to, �e Polska znalaz�a si� na li�cie kraj�w, kt�re niebawem zostan� obj�te procedur� nadmiernego deficytu. Niestety, robi to w niezdarny spos�b.
Pół roku Koalicji w finansach publicznych: unijna procedura nadmiernego deficytu, spadające dochody z VAT i innych podatków, "dziura Domańskiego" w budżecie, ponad 53 mld deficytu po pięciu miesiącach 2024

- grafikę o takiej treści, a także dłuższy tekst rozwijający te hasła, opublikował w środę na portalu X były premier Mateusz Morawiecki. Nawet biorąc poprawkę na kwestię rytualnej, politycznej "naparzanki", słowa Morawieckiego należy naprostować, wyjaśnić. Niestety, były szef rządu nie popisał się nawet krztyną finezji w manipulowaniu opinią publiczną. Rozprawmy się z jego czterema punktami.

Zobacz wideo Polsce grozi objęcie procedurą nadmiernego budżetu. Co to dla nas oznacza?

1. Co z tą procedurą nadmiernego deficytu?

To prawda, że w środę Komisja Europejska oficjalnie umieściła Polskę na liście krajów, wobec których rekomenduje uruchomienie procedury nadmiernego deficytu. Przesłanką ku temu jest fakt, że nasz deficyt sektora instytucji rządowych i samorządowych (tzw. sektor general government, gg) w 2023 r. przekroczył próg 3 procent PKB - sięgnął 5,1 proc. Co więcej, według prognozy KE, w 2024 r. będzie jeszcze wyższy i wyniesie 5,4 proc. PKB.

Jak światle zauważa Morawiecki i jego poplecznicy często mówiąc o "koalicji 13 grudnia", tego dnia w 2023 r. zaprzysiężony został rząd Donalda Tuska. To z kolei oznacza, że przez niemal 11,5 miesiąca poprzedniego roku to Morawiecki był premierem polskiego rządu, i to jego ekipa była odpowiedzialna za stan finansów publicznych Polski. Ten okres był tak długi także dlatego, że Morawiecki wprowadził wcześniej w błąd prezydenta Dudę, przekonując go, że dysponuje w Sejmie większością za wotum zaufania dla swojego gabinetu.

Jeśli więc kogoś "obciąża" deficyt gg 5,1 proc. PKB za 2023 r., to w przygniatającej mierze rząd Zjednoczonej Prawicy. Ale to jest de facto najzabawniejsze, że operowanie kategorią winy jest tu karkołomne. Nasz wzrost ponad limit 3 procent PKB wynika m.in. ze wzmożonych wydatków militarnych, mrożenia cen energii i wsparcia dla uchodźców z Ukrainy. Każdy ma oczywiście swoje przemyślenia, ale zakładam, że dla wielu Polaków wzmocnienie potencjału obronnego Polski albo brak podwyżki rachunku za prąd o sto czy więcej procent ma większe znaczenie niż deficyt w okolicach pięciu procent zamiast trzech - który notabene jest progiem ustalonym arbitralnie. Bezapelacyjnie sytuacja finansów publicznych jest i będzie w najbliższych latach napięta, niemniej nie widać, aby za wzrostem deficytu i kosztów obsługi długu publicznego szło wzmożone ryzyko jakiejś spirali zadłużenia.

Morawiecki twierdzi, że gdyby PiS dalej był przy władzy, to procedura nadmiernego deficytu nie zostałaby na Polskę nałożona - bo "rząd PiS zgłosił postulat, by wydatki na obronność były wyłączone z kryterium badania deficytu budżetowego". Jednak trudno to sobie wyobrazić. Po pierwsze, dokładnie na to samo wskazywała ekipa Domańskiego, rozszerzając to także o koszty ochrony wschodniej granicy UE. Po drugie i ważniejsze: Bruksela, zauważając oczywiście (bo musiała) nasz ponad 5-procentowy deficyt gg, umieściła nas jednocześnie na liście krajów, przy których będą brane pod uwagę pewne "istotne czynniki" przy dalszych krokach w kierunku procedury nadmiernego deficytu. Jednym z nich są właśnie wydatki na obronność, które mogą sprawić, że wymogi UE wobec nas będą mniejsze.

Sytuacja finansowa Polski nie zmieniła się istotnie po zmianie rządu. Również ekipa Morawieckiego przewidywała, że Polska będzie podążała ścieżką wyraźnego wzrostu długu publicznego. W opublikowanej we wrześniu 2023 r. (a więc na miesiąc przed wyborami parlamentarnymi) "Strategii zarządzania długiem sektora finansów publicznych w latach 2024-2027" ówczesne Ministerstwo Finans�w zaprognozowało wzrost długu sektora finansów publicznych (czyli: skumulowanych deficytów) w 2024 r. do 53,9 proc. PKB (z przewidywanych wówczas 49,3 proc.; ostatecznie było to 49,6 proc. PKB). W niedawnym "Wieloletnim Planie Finansowym Państwa na lata 2024-2027" widnieje prognoza długu publicznego w 2024 r. 53,4 proc. PKB, w najnowszej prognozie KE 53,6 proc. PKB. Trudno tu mówić o jakichś zdecydowanych różnicach.

I jeszcze jedno. Dokładne konsekwencje procedury dla finansów publicznych będą znane zapewne za kilka tygodni, niemniej już dziś ekonomiści podkreślają, że nie będzie ona oznaczała drastycznych zmian dla obywateli (typu: podwyżka wieku emerytalnego, ucięcie świadczeń socjalnych itd.). Owszem, nie ma co owijać w bawełnę: to m.in. napięta sytuacja budżetowa stoi za tym, że od 1 kwietnia powróciła stawka VAT na żywność 5 proc., od lipca nastąpi częściowe odmrożenie cen energii, gazu i ciepła, a część kosztownych obietnic, np. kwota wolna od podatku 60 tys. zł, są spychane na kolejne lata. Jednocześnie raczej nie jest to ten kaliber zmian, które by nas mocno zubażały i miały wyprowadzać na ulice. De facto procedura będzie bardziej uciążliwa dla rządu, bo zawęzi mu się przestrzeń do planowania nowych programów. Generalnie reguły fiskalne UE zakładają, że w ramach procedury nadmiernego deficytu powinniśmy ograniczać nasz deficyt sektora instytucji rządowych i samorządowych o 0,5 punktu procentowego rocznie. Taki plan powstał już w Ministerstwie Finansów. 

Warto też naprostować zdanie Morawieckiego, iż "mimo serii konfliktów i braku dobrej woli ze strony Komisji Europejskiej, nikt nie był w stanie nas objąć procedurą nadmiernego deficytu [w latach 2015-2023]". To prawda, choć w 2020 i 2022 r. nasz deficyt gg też przekraczał 3 procent. Wtedy jednak, po wybuchu pandemii, unijne reguły fiskalne zostały czasowo zawieszone. 

2. Spadające dochody z VAT i innych podatków? Chyba patrzymy na inne dane

Jak wynika z danych Ministerstwa Finansów, w okresie styczeń-maj 2024 r. dochody budżetowe były o prawie 45 mld zł wyższe (o blisko 21 proc.) niż w analogicznym okresie 2023 r. Wpływy z VAT urosły o 19 proc., w przypadku dochodów z PIT wzrost to ponad 41 proc., z CIT 62 proc., z akcyzy niecałe 7 proc.

Są tu oczywiście pewne gwiazdki, np. dochody z PIT są podbijane przez niską bazę sprzed roku po reformach podatkowych w ramach Polskiego Ładu, w przypadku CIT aż tak duża różnica wynika z przesunięcia terminów rozliczenia tego podatku z czerwca na kwiecień. Morawiecki wytyka "triki księgowe" polegające na przesunięciu dochodów z VAT z końca 2023 r. na początek 2024 r., ale i bez tego wpływy z tego podatku byłyby wyższe niż przed rokiem. Zresztą ekipa Morawieckiego robiła jeszcze "lepsze" triki. 

3. i 4. O co chodzi z "dziurą Domańskiego" i ponad 53 mld deficytu po pięciu miesiącach 2024 r.?

Znów: niby cała prawda. Rzeczywiście, dane Ministerstwa Finansów wskazują, że deficyt budżetowy po maju to ponad 53 mld zł. Tak, to bardzo dużo, najwięcej w historii o tej porze. Jednocześnie znów powstaje pytanie, czy wolimy pożyczyć pieniądze na czołgi, czy mieć krystaliczną sytuację w budżecie. W każdym razie znów z dużą dozą prawdopodobieństwa można przyjąć, że w alternatywnym scenariuszu trzeciego rządu PiS sytuacja nie byłaby diametralnie inna.

Przypomnijmy, że w projekcie budżetu na 2024 r. przygotowanym przez PiS pojawił się maksymalny deficyt w kwocie 165 mld zł. Ekipa Tuska zbudowała ustawę budżetową na przyszły rok na bazie dokumentu poprzedników, zwiększając dopuszczalny deficyt do 184 mld zł. Ta różnica 19 mld zł jest oczywiście duża, ale też nie zmienia drastycznie obrazu tego, że i tak mielibyśmy w 2024 r. potężny deficyt w budżecie. Wzrost maksymalnego planowanego deficytu wynikał m.in. z dorzucenia finansowania podwyżek dla nauczycieli i pracowników sfery budżetowej oraz dla programu "Aktywny Rodzic" (czyli 500/1500 zł na każde dziecko w wieku 1-3 lat, od października 2024 r.).

Wzrost deficytu wynikał też pośrednio z tego, że ekipa Morawieckiego nie zabezpieczyła w swoim budżecie około trzech miliardów złotych z tytułu braku wpływów z VAT za żywność. W projekcie ustawy budżetowej rządu Morawieckiego założono, że stawka powróci do 5 proc. od stycznia, ale 9 grudnia rozporządzeniem ministra finansów przedłużono obowiązywanie stawki 0 procent do końca marca.

Wi�cej o: