Rz�d nie dolewa benzyny do p�acowego ognia. W przysz�ym roku mo�e by� najs�abiej od trzech lat

Propozycja rz�du zak�ada, �e p�aca minimalna w 2025 r. uro�nie o ponad 9 proc. (wzgl�dem obecnej wysoko�ci). Z kolei w bud�et�wce wska�nik waloryzacji p�ac si�gnie "tylko" 4,1 proc. Rozgrzane do czerwono�ci statystyki wzrostu wynagrodze� w Polsce zaczn� si� nieco och�adza�.

4626 zł brutto - tyle ma wynieść p�aca minimalna w Polsce w 2025 r., według propozycji Rady Ministrów przyjętej w czwartek. Z nią rząd pójdzie do Rady Dialogu Społecznego. Tam spotka się ze związkowcami, którzy oczekują podwyżki do 4650 zł, oraz przedsiębiorcami, którzy najchętniej (piszą o tym choćby Pracodawcy RP) płacę minimalną zamroziliby na poziomie 4300 zł. Jeśli strony w ramach RDS nie dojdą do porozumienia, rząd we wrześniu sam podejmie decyzję (czyli zapewne pozostanie przy swojej propozycji). 

Zobacz wideo Praca w korpo? Minimalna pensja? Idealny szef? Zapytaliśmy młodzież o ich wymagania dotyczące pracy [SONDA]

Płaca minimalna 4626 zł w 2025 r. oznaczałaby jej wzrost o 9,05 proc. rok do roku i ciut mniejszy, bo o 7,6 proc., w porównaniu z drugim półroczem 2024 r. (gdy minimalne wynagrodzenie urośnie z 4242 zł brutto do 4300 zł).

embed

Skąd się wzięło te 4626 zł i czy to dużo?

Notabene propozycja płacy minimalnej na 2025 r. spotkała się z pewnym zaskoczeniem. Wcześniej wiceminister rodziny, pracy i polityki społecznej Sebastian Gajewski mówił, że skala podwyżki nie będzie wykraczała ponad to, co na rządzie wymusza ustawa. Ta wiąże wzrost płacy minimalnej m.in. z inflacją. W przestrzeni publicznej pojawiały się szacunki płacy minimalnej na poziomie około 4,5-4,6 tys. zł, stąd 4626 zł to dość wysoka kwota.

Prawdopodobnym wyjaśnieniem tej zagadki jest interpretacja przepisów o płacy minimalnej. Jak sugeruje główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich Łukasz Kozłowski, kwota 4626 zł to minimum, jakie powinien zaproponować rząd, ale przy najbardziej propracowniczej interpretacji ustawy. Po pierwsze, chodzi o tzw. wskaźnik weryfikacyjny, czyli różnicę między rządowymi założeniami co do inflacji (w 2023 r.), a rzeczywistym wynikiem. Można go wyliczyć na dwa sposoby, rząd wybrał ten, który daje wyższy wynik. Po drugie, chodzi o kwotę, od której liczy się wzrost płacy minimalnej. Wygląda na to, że do wyliczeń przyjęto wartość 4300 zł, czyli płacę minimalną w drugim półroczu br., a nie 4271 zł, czyli średnią płacę minimalną w tym roku (4242 zł w pierwszym półroczu i 4300 zł w drugim).

Przyjmując taką interpretację rzeczywiście rząd podnosi płacę minimalną najmniej jak może, a także (w ujęciu procentowym) najmniej od trzech lat. Ale dwucyfrowa dynamika wzrostu minimalnej wynagrodzenia w ostatnich latach wynikała przede wszystkim z wysokiej inflacji, nie z hojności poprzedniej ekipy.

"Biedny" rok w budżetówce

Już żadnych wątpliwości interpretacyjnych nie ma za to, jeśli chodzi o płace w sferze budżetowej. Rząd zdecydowanie nie zaszalał proponując, że pójdą one w górę o 4,1 proc., czyli ustawowe minimum (prognozowana średnioroczna inflacja w 2025 r.). Związkowcy oczekiwali podwyżek o 15 proc. Wygląda na to, że tegoroczny wzrost płac w budżetówce o 20 proc. był jednorazowym dostosowaniem a nie początkiem trwałego trendu trwałego polepszania konkurencyjności wynagrodzeń w tej sferze. 

Po prezencie wyborczym w postaci 20-procentowej podwyżki, czeka nas biedny przyszły rok

- komentowała na X Agata Jagodzińska, przewodnicząca Związkowej Alternatywy w Krajowej Administracji Skarbowej. Potem pytała, dlaczego państwo traktuje urzędników "jak podludzi". 

Należy zwrócić uwagę, że o ile w przypadku płacy minimalnej Rada Ministrów przystała na propozycję ministry rodziny, pracy i polityki społecznej Agnieszki Dziemianowicz-B�k, o tyle jeśli chodzi o podwyżki w budżetówce - nie. Jak ustalił portal money.pl, Dziemianowicz-Bąk oczekiwała wzrostu o 7,8 proc.

Zresztą, jeśli chodzi o płacę minimalną, docelowe ambicje Dziemianowicz-Bąk też są większe. W maju jasno sugerowała, że jej celem jest minimalne wynagrodzenie na poziomie 60 proc. przeciętnej płacy w gospodarce (dziś to nieco ponad 50 proc.). Na te ambicje szybko zareagował premier Donald Tusk, który - zastrzegając, że oczywiście podwyżki płacy minimalnej są konieczne - oceniał dużą skalę jej wzrostów jako zagrożenie "szczególnie dla małych i średnich firm w Polsce".

Schłodzenie płac po wielkim upale

Nieszczodre podwyżki płacy minimalnej i wynagrodzeń w budżetówce w 2025 r. oczywiście nie cieszą pracowników, natomiast na swój sposób mogą być "pozytywne" dla Rady Polityki Pieniężnej. Jej przedstawiciele nie kryją, że obecna dynamika płac w polskiej gospodarce z punktu widzenia inflacji jest dla nich niepokojąca. Prezes Glapiński nazwał je podczas czerwcowej konferencji prasowej "niesłychanie silnym bodźcem proinflacyjnym". Zdaje się w maju rozwijał tę myśl wskazując zarówno na ryzyko podbicia presji popytowej w gospodarce (mamy więcej pieniędzy, więc wydajemy więcej, a podaż nie nadąża za popytem), jak i na presję kosztową dla firm. Wzrost kosztów pracowniczych, m.in. w usługach, gdzie stanowią one często dużą część wszystkich kosztów, może być w miarę możliwości przekładany na ceny. To właśnie efekt płac jest wymieniany jako jedna z głównych przyczyn prognozowanego braku dalszych wyraźnych postępów w zbijaniu inflacji bazowej (z obecnych około 4 proc.), co z kolei będzie stanowić dla RPP argument przeciw (wyraźnym) obniżkom stóp.

W pierwszym kwartale przeciętne wynagrodzenie w gospodarce narodowej urosło o 14,4 proc. rok do roku i o 8,1 proc. względem ostatniego kwartału 2023 r. Były to kolejno drugi i pierwszy najwyższy wynik w XXI wieku. Złożyło się na to kilka elementów: podwyżka płacy minimalnej aż o 21,5 proc. rok do roku, podwyżki w budżetówce i edukacji o 20-30 proc., prawdopodobny opóźniony efekt oczekiwań pracowników na zrekompensowanie w płacach okresu najwyższej inflacji, swoje robią też w części branż braki rąk do pracy (co polepsza pozycję negocjacyjną pracowników). Uściślijmy, że miara przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce narodowej zawiera w sobie płace (na etacie) w firmach niezależnie od liczby pracowników oraz w sferze budżetowej.

Zgodnie z prognozami ekonomicznymi, od 2025 r. tempo wzrostu wynagrodzeń ma hamować, choć nadal pozostanie wysokie. Przykładowo, najnowsza prognoza Credit Agricole wskazuje, że po wzrostach rok do roku na poziomie 14,8-15,5 proc. w kolejnych kwartałach 2024 r. (czyli nawet mocniej niż w pierwszym kwartale!), w 2025 r. dynamika ta będzie stopniowo topniała z 12,1 proc. w pierwszym kwartale do 7,8 proc. w ostatnim. Również ekonomiści BNP Paribas przewidują niższą dynamikę płac w 2025 r. (około 8,5 proc.), także dzięki mniejszej skali podwyżki płacy minimalnej.

Mniejsza skala podwyżki niż w ostatnich latach powinna sprzyjać wyhamowaniu dynamiki płac ogółem, a tym samym ograniczyć ryzyko utrwalenia się inflacji

- piszą na X.

Trudno oczywiście narzekać na blisko 8-9-procentowy wzrost rok do roku (szczególnie, że inflacja powinna być wtedy według Credit Agricole na poziomie około 3,4 proc., co oznaczałoby solidny realny wzrost), niemniej od warto zauważyć, że od trzech lat dynamika płac w gospodarce narodowej nie zjechała poniżej 9 proc. rok do roku. Od dwóch pozostaje dwucyfrowa. Jeszcze "słabszą" prognozę ma rząd, który w założeniach projektu budżetu państwa na rok 2025 przyjął, iż przeciętne wynagrodzenia w gospodarce narodowej wzrośnie w przyszłym roku (średniorocznie) o 7,1 proc.

Wi�cej o: