- Przyszedł do mnie klient, ja nabiłam dwie gałki i wydałam mu paragon, położyłam tutaj na ladzie. I poszłam nakładać loda. Za nim przyszły dwie osoby i powiedziały od razu, że mam mandat i mam to zapłacić - opowiedziała pracownica sieci lodziarni działającej w centralnej Polsce. Kontrolerzy skarbówki wystawili mandat na kwotę 3 tys. zł. Czy słusznie?
Nagrania z monitoringu pokazały, że sprzedawczyni faktycznie wydrukowała paragon, ale nie wręczyła go klientowi do ręki, tylko położyła na ladzie. Natomiast kontrolerzy uznali, że paragon nie został wydany w ogóle - podaje Polsat News. "Podstawą wystawienia mandatu, było niewydanie paragonu, w sposób umożliwiający klientowi jego odebranie" - brzmi fragment oświadczenia Izby Administracji Skarbowej w Warszawie. Jednocześnie wskazano, że w przypadku "stwierdzenia znikomej społecznej szkodliwości czynu, sprawca nie podlega ukaraniu". Ale sprzedawczyni mandat dostała.
Łukasz Walasik, radca prawny, ekspert prawa podatkowego wskazuje, że przepisy w kwestii wydawania paragonów są niejasne. - W mojej ocenie ekspedientka prawidłowo zadziałała i wydała paragon. Sądy administracyjne poruszały tę kwestię. I zgodnie z tym samo zaoferowanie kupującemu paragonu jest wystarczające i w pełni odpowiada obowiązkowi wydania paragonu - powiedział redakcji "Interwencja".
Sprzedawczyni lodziarni podpisała mandat, a urząd celno-skarbowy nie przyjął odwołania. - Gdyby nie przyjęła mandatu, sprawa rozpatrywana byłaby na zasadach ogólnych, pracownica miałaby możliwość odwołania się, ostatecznie sprawa mogłaby trafić do sądu, który - zakładam - dużo rzetelniej by tą sprawą się zajął - tłumaczy Łukasz Walasik. Ostatecznie sprawa zakończyła się pozytywnie. "Po tym jak redakcja "Interwencji" zainteresowała się sprawą, nastąpił zwrot. Krajowa Administracja Skarbowa wysłała do sądu pismo, by uchylić mandat" - czytamy.