Władimir Putin we wtorek wypowiedział się o wciąż tajemniczej eksplozji, która uszkodziła gazociąg Nord Stream. Rosyjski prezydent twierdził, że Gazprom miał znaleźć na miejscu przedmiot przypominający antenę. - Eksperci uważają, że może to być antena do odbioru sygnału do zdetonowania ładunku wybuchowego - wskazał.
W sprawie wypowiedziało się właśnie Duńskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Eksperci potwierdzili, że na dnie akwenu faktycznie coś się znajduje. - Odnaleziony obiekt jest niewielkich rozmiarów. Nie stanowi on bezpośredniego zagrożenia dla ludzi ani żeglugi - zapewnili. Duńscy śledczy zapewniają, że dysponuje fotografiami obiektu, o którym mówił Putin.
- Traktujemy sprawę bardzo poważnie. Władze powiedzą więcej, kiedy będzie to możliwe
- zapewnił duński minister spraw zagranicznych Lars Løkke Rasmussen cytowany przez agencję Reutera.
Wysadzenie gazociągu Nord Stream na dnie Bałtyku miało miejsce 27 września 2022 roku. W wyniku tego incydentu uszkodzone zostały wszystkie nitki gazociągu, co spowodowało znaczne zniszczenia infrastruktury. I definitywnie zakończyło możliwość wykorzystania gazociągu do importu gazu do Europy.
Śledczy znaleźli ślady materiałów wybuchowych, co wskazywać może, iż zdarzenie było efektem sabotażu. Międzynarodowe śledztwo dziennikarskie wykazało, że materiały wybuchowe najprawdopodobniej podłożyli doświadczeni nurkowie. "New York Times" pisał, że w operację prawdopodobnie nie była zaangażowana Rosja. Nie ma jednak również dowodów, by sabotaż został dokonany na zlecenie Kijowa.
Przedstawiciele amerykańskiej administracji, na których powołuje się "New York Times", powiedzieli, że sabotażyści byli prawdopodobnie obywatelami Ukrainy lub Rosji i że w operację nie byli zaangażowani obywatele USA, lub Wielkiej Brytanii. Dziennik zastrzega jednocześnie, że zgromadzone przez amerykańskie służby wywiadowcze informacje są niepełne i zawierają wiele luk.
Więcej informacji gospodarczych na stronie głównej Gazeta.pl